O mało nie spłonęła żywcem. Poważny problem Tesli!

Tesla nie ma ostatnio dobrej passy. W zeszłym tygodniu amerykański producent ogłosił akcję serwisową obejmującą 53 tys. pojazdów. Na wizerunku firmy cieniem położyć się też może sprawa wypadku, do jakiego doszło w Chinach.

Jedna z lokalnych klientek Tesli wystąpiła na drogę sądową domagając się od firmy odszkodowania w wysokości 8 mln juanów (1 mln dolarów) po tym, jak w wyniku wypadku, została uwięziona w płonącej Tesli model X.

Lee Tada wraz z chłopakiem podróżowała swoją, prowadzoną przez szofera, Teslą. W pewnym momencie samochód uderzyć miał w oddzielającą pasy autostrady betonową barierę. Auto zatrzymało się w poprzek drogi po czym zostało staranowane przez Forda Focusa.

W wyniku uderzenia doszło do zwarcia w instalacji elektrycznej i pożaru. Lee Tada twierdzi, że musiała opuścić samochód przednimi drzwiami. Tylnych, uchylanych ku górze, nie dało się otworzyć z wnętrza pojazdu. Właścicielka pojazdu wyszła z wypadku niemalże bez szwanku, stwierdzono u niej jedynie rozciętą wargę i złamany nos. Mniej szczęścia miał prowadzący Teslę kierowca - spędził w szpitalu ponad 40 dni.

Reklama

Tesla robi wszystko, by widowiskowy wypadek nie zachwiał wizerunkiem firmy. W oficjalnym oświadczeniu jej przedstawiciele zwracają uwagę, że w pełni współpracują z chińskimi śledczymi. Podkreślają jednak, że rozkład szczątków pojazdu wskazuje, iż "był to szybki wypadek", a prędkość w momencie uderzenia przekraczała deklarowane przez Lee Tada 75 km/h.

Amerykanie podkreślają, że w tego typu wypadkach bardzo często dochodzi do zapłonu pojazdów, a auta elektryczne są w rzeczywistości bezpieczniejsze niż ich spalinowe odpowiedniki. Ich uwadze nie uszedł fakt, że w ogniu stanął również drugi z uczestniczących w zderzeniu samochodów - benzynowy Ford Focus.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama