„Nowa Fabia przyciągnie do nas wielu nowych klientów”

Na temat nowej Fabii, a także sytuacji Skody w czasie kryzysu wywołanego pandemią, rozmawiamy z Martinem Jahnem – członkiem zarządu Skody, odpowiedzialnym za sprzedaż i marketing.

Michał Domański: Niedawno mieliśmy okazję zobaczyć nową, czwartą już generację Fabii. Uważa pan, że przebije ona sprzedaż obecnej generacji?

Martin Jahn: Na to pytanie nie ma łatwiej odpowiedzi. Oczywiście chcielibyśmy, aby tak było, ale musimy wziąć pod uwagę kwestię epidemii koronawirusa. Obserwujemy co prawda pewne ożywienie rynku w ostatnim czasie, które będzie zapewne rosło, wraz z powiększaniem się liczby zaszczepionych osób, ale wolimy być ostrożni w naszych predykcjach. Liczymy, że sprzedaż nowej generacji Fabii będzie zbliżona do sprzedaży poprzedniczki, przynajmniej na razie.

Reklama

Skoro o poprzedniczce mowa - co wyróżnia Fabię czwartej generacji? Czym różni się od trzeciej i czy sądzicie, że uda jej się przyciągnąć do salonów klientów z nowych grup społecznych?

Design nowej Fabii podąża za pozostałymi nowymi modelami Skody, podczas gdy ogólny zarys sylwetki zyskał na wydłużeniu i poszerzeniu auta, w porównaniu do schodzącego modelu, odwracając przy tym uwagę od nieco wyżej poprowadzonej linii dachu. Nowa Fabia jest dłuższa o 111 mm, co daje w sumie 4108 mm. Pozwoliło nam to na wygospodarowanie naprawdę przestronnej kabiny, co docenią szczególnie pasażerowie tylnej kanapy. Większy jest również bagażnik. W nowej generacji urósł on o całe 50 litrów, co daje kufer o pojemności 380 l.

Fabia tym samym zbliżyła się wyraźnie do modeli kompaktowych, więc sądzimy, że zainteresuje ona nie tylko singli oraz pary, ale także niewielkie rodziny. Nasz nowy model może dla wielu okazać się świetnym połączeniem nadal "miejskich" rozmiarów oraz funkcjonalności.

Z drugiej jednak strony, nie tylko funkcjonalność wyróżnia nową Fabię. To auto o zdecydowanie bardziej wyrazistej stylistyce od poprzednika i w mojej opinii po prostu znacznie ładniejsze. Powinno więc przyciągnąć więcej osób zwracających uwagę na styl i prezencję, szczególnie kiedy, zajmą miejsce w środku. Takie elementy jak tapicerowane fragmenty deski rozdzielczej czy designerskie wloty powietrza, w które wbija się listwa ozdobna, podkreślają, że nie jest to po prostu kolejne miejskie auto. To samo można powiedzieć o dostępny wyposażeniu - dwóch dużych ekranach czy systemie Travel Assist, pozwalającym na częściowo autonomiczną jazdę, które wysyłają jasny sygnał, że nowa Fabia zadowoli nawet bardzo wymagających kierowców.

Wspomniał pan, że nowa Fabia może stanowić ciekawą propozycję dla niedużych rodzin. A czy zobaczymy wersję kombi, podobnie jak w poprzednich generacjach?

Tak, pracujemy już nad odmianą kombi i miałem nawet ostatnio okazję oglądać z bliska jeden z pierwszych, przedprodukcyjnych egzemplarzy. Auto urośnie w podobnym stopniu, co zaprezentowany właśnie hatchback (co powinno dać długość około 436 cm - przyp. red.). Fabia kombi wejdzie na rynek w 2023 roku.

W gamie nowej Fabii, podobnie jak w poprzedniczce po modernizacji, nie znajdziemy już silników Diesla. A czy za to możemy spodziewać się hybrydy?

Obecnie nie planujemy wprowadzenia takiej wersji. Nie wykluczamy oczywiście podobnego rozwiązania w przyszłości, ale obecna gama silników spalinowych jest na tyle oszczędna i cechuje się na tyle niską emisją, że nie widzimy aktualnie potrzeby hybrydyzacji Fabii.

Skoro nie pracujecie nad hybrydą, to prawdopodobnie tym bardziej nie myślicie o wersji elektrycznej?

To prawda. Między innymi też dlatego, że nowa Fabia bazuje na platformie MQB-A0, podczas gdy Grupa Volkswagena opiera swoje elektryki na dedykowanej platformie MEB. Więc gdybyśmy pracowali nad autem elektrycznym z segmentu B, to byłby to osobny model, a nie wersja silnikowa Fabii.

Spójrzmy teraz nieco szerzej na cały segment B. Jak widzi pan jego przyszłość? Czy sądzi pan, że coraz większe zaostrzanie przez Unię Europejską regulacji dotyczących emisji spalin, wymusi korzystanie z coraz droższych rozwiązań, znacząco windując ceny aut i negatywnie odbijając się na ich sprzedaży?

Trudno wyrokować obecnie na temat przyszłości segmentu B. Z pewnością zaostrzanie norm emisji odbije się na rynku samochodów, szczególnie od 2025 roku. Z kolei od 2030 większość z nich będzie musiała być elektryczna. Tak drogie ciągle technologie spowodują zniknięcie najpierw segmentu A, a w późniejszym czasie może także i segmentu B.

Szef Renault Luca de Meo powiedział ostatnio, że do 2025 roku ceny aut miejskich ulegną podwojeniu. Tak wysoka ma być cena dostosowania samochodów do normy Euro 7, co w przypadku małych i tanich modeli, może doprowadzić do absurdalnych wzrostów cen. Podziela pan jego opinię?

Norma Euro 7 będzie rzeczywiście poważnym problemem dla producentów, którzy mają w swojej ofercie auta miejskie. Nie jestem jednak przekonany, czy konieczność sprostania jej będzie wymagała aż tak dużych podwyżek. Powiedziałbym raczej, że koszt wymaganych rozwiązań technologicznych to około 1000 euro, choć oczywiście normy stale będą zaostrzane i możemy dojść do momentu, w którym dostosowywanie do nich małych aut, przestanie być opłacalne, ponieważ nikt takich aut nie kupi.

To rzeczywiście może być bardzo trudny czas dla branży. Szczególnie że i obecnie sytuacja nie jest dobra, ze względu na kryzys wywołany pandemią. Jak to wygląda z perspektywy Skody? Sądzicie, że bieżący rok będzie lepszy od 2020?

Czasy mamy rzeczywiście trudne, ale patrzymy na 2021 roku z optymizmem. Szacujemy, że europejski rynek powinien urosnąć o 10 procent. Nasza dotychczasowa sprzedaż jest już teraz lepsza w skali światowej o 7,2 procent, niż w roku ubiegłym, a sytuacja będzie ulegała stałej poprawie, wraz ze wzrostem liczby zaszczepionych osób i stopniowym luzowaniem obostrzeń w kolejnych krajach.

Skoro o bieżących problemach mowa, to nie można nie wspomnieć o drugiej poważnej kwestii, jaką jest ciągły niedobór układów scalonych i półprzewodników. Jak sobie radzicie z tym problemem? Sądzicie, że może on wpłynąć na produkcję, a więc i sprzedaż modeli Skody?

Niedobory układów scalonych to wielkie wyzwanie, nie tylko dla nas. To problem wielowarstwowy, na który złożył się skokowy wzrost popytu w branży elektronicznej podczas pandemii, duży pożar w jednej z fabryk i szereg innych czynników. Trudno więc przewidywać kiedy uda się całkowicie rozwiązać ten problem, ale tak jak wspomniałem, ten rok powinniśmy zakończyć na plusie.

Dziękuję bardzo za rozmowę.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy