Mercedes będzie miał kłopoty przez reklamę klasy E?

Amerykanom nie spodobał się fakt, że Mercedes reklamuje funkcje autonomiczne w swoim nowym modelu. Co w tym widzą złego?

Nie tak dawno pisaliśmy o tragicznym wypadku, w którym zginął kierowca Tesli Modelu S. Jego samochód przejechał pod naczepą ciężarówki (niszcząc nadwozie na wysokości okien), która wymusiła pierwszeństwo, chcąc zjechać z głównej drogi. Stało się tak pomimo tego, że elektryczny sedan miał włączoną funkcję autopilota, a więc poruszał się autonomicznie.

Przyczyną wypadku było to, że ciężarówka ciągnęła wysoką naczepę, przez co radar Tesli nie uznał jej za znajdujący się na drodze pojazd, który wszak musi dotykać kołami ziemi. Kierowca natomiast musiał na tyle zaufać elektronice, że nie zwracał uwagi na to, co dzieje się na drodze.

Reklama

Problem, jaki z tej sytuacji się wyłania jest taki, że niektórzy kierowcy zachowują się jakby już mieli w pełni autonomiczne pojazdy, kiedy tak naprawdę są to jedynie asystenci, sprawdzający się w konkretnych sytuacjach i mogący w każdej chwili przestać działać w wyniku zmieniającej się sytuacji na drodze, z którą nie będą sobie w stanie poradzić.

Właśnie tutaj należałoby upatrywać przyczyn dochodzenia amerykańskiej Federalnej Komisji Handlu, o które wnioskowało grono prawników i kierowców, w sprawie... reklam Mercedesa. W ich opinii, niektóre klipy promujące nową klasę E mogą być potencjalnie niebezpieczne dla osób, które pod ich wpływem kupią właśnie ten model. Dwie reklamy bowiem informują o autonomicznych funkcjach klasy E, co zdaniem Amerykanów oszukuje kierowców, sugerując im, że staną się właścicielami samochodu w pełni samodzielnego.

Przedstawiciele Mercedesa odpowiedzieli, że systemy wykorzystywane w ich modelu reklamowane są jako "asystenci kierowcy" i ich celem jest pomaganie kierowcy i czuwanie nad jego bezpieczeństwem, a nie zachęcanie do ryzykownych zachowań.

Pomimo tego, że nic nie zostało jeszcze rozstrzygnięte, Mercedes zablokował dostęp do rzeczonych reklam na swoim oficjalnym kanale. Nam jednak udało się do nich dotrzeć, niestety są w różnych językach i żaden z nich nie jest polskim.

Pierwsza z nich pokazuje długą drogę, jaką Mercedes przeszedł w swoich badaniach nad samochodami autonomicznymi, która rozpoczęła się 30 lat temu. Wtedy to miał narodzić się "samochód jutra" - projekt Prometeusz. Miał on za zadanie ziścić marzenie o samojeżdżacym aucie i, jak twierdzi lektor, to marzenie dzisiaj stało się rzeczywistością. Sugerując tym samym, że klasa E faktycznie jest (przynajmniej w pewnym sensie) pojazdem autonomicznym. Przeczy temu jednak napis na dole ekranu, informujący, że samochód nie jeździ w pełni samodzielnie i przypomina od czasu do czasu o konieczności trzymania rąk na kierownicy.

Drugi klip z kolei nawiązuje do koncepcyjnego Mercedesa F 015 - wizji samochodu jutra, który jest w stu procentach autonomiczny i oferuje na swoim pokładzie wiele futurystycznych rozrywek, aby pasażerowie się nie nudzili. Nagle mija go nowa klasa E, której kierowca na sekundę puszcza ręce z kierownicy, a następnie samochód automatycznie parkuje. Technologia przyszłości jest już wśród nas? Faktycznie można odnieść takie wrażenie.

Od redakcji:

Czy faktycznie reklamy Mercedesa mogą nakłaniać do niebezpiecznych zachowań i tworzyć fałszywy obraz możliwości ich samochodów? Sugestie, że klasa E może być autonomiczna faktycznie się pojawiają, ale nie jest to przecież niezgodne z prawdą. Samochód potrafi sam utrzymać pas ruchu, przyspieszyć, zahamować, a także zmienić pas, jeśli go o to poprosimy. Jeśli jednak znajdzie się w sytuacji, w której sobie nie poradzi, informuje o tym kierowcę. Gdyby ten jednak nie reagował na komunikaty, klasa E samoczynnie się zatrzyma. Zrobi tak również w sytuacji, kiedy puścimy kierownicę i nie położymy na niej rąk, pomimo sygnałów ostrzegawczych. Czy więc taki system sprawi, że prowadząca auto osoba uzna, że nie musi już nic robić i zacznie czytać książkę? Prawdopodobnie znajdą się tacy "pomysłowi" delikwenci, ale chyba nawet oni oderwą się od lektury, poirytowani ostrzegawczymi dźwiękami i tym, że samochód zaczyna zwalniać.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy