Kolejna afera w Japonii. Tym razem dotknęła Nissana

Na co najmniej dwa tygodnie zatrzymane zostaną linie produkcyjne w sześciu japońskich fabrykach Nissana. To wynik najnowszej akcji przywoławczej, w ramach której do serwisów wezwanych zostało przeszło 1,2 mln samochodów.

Przypominamy, że we wrześniu japońskie media poinformowały o licznych nieprawidłowościach dotyczących kontroli technicznych pojazdów zjeżdżających z linii montażowych japońskiego producenta.

Wkrótce potem Nissan potwierdził, że odbiorów inspekcyjnych pojazdów dokonywały osoby, które nie miały do tego uprawnień. Zdaniem japońskiej telewizji NHK proceder trwać mógł nawet od dwudziestu lat!

Z początkiem października w dwóch lokalnych fabrykach japońskiej marki pojawili się inspektorzy kontrolujący producenta z ramienia japońskiego ministerstwa transportu. W tym miejscu warto wyjaśnić, że zgodnie z lokalnymi przepisami produkowane w Japonii pojazdy muszą przejść procedurę rejestracji w resorcie transportu.

Reklama

W tym celu poddawane są specjalnej, końcowej kontroli jakości, którą wykonywać mogą jedynie inspektorzy posiadający - wydane przez władze - uprawnienia. Ujawniony przez media proceder polegać miał na poświadczaniu nieprawdy przez pracowników Nissana. Pod protokołami odbioru podpisywali się inspektorzy z uprawnieniami, mimo że w rzeczywistości kontroli jakości dokonywali szeregowi pracownicy.

Proceder dotyczył wyłącznie pojazdów oferowanych na lokalnym rynku, więc europejscy klienci Nissana nie mają powodów do obaw. Władze kraju obawiają się jednak wizerunkowych następstw lokalnej afery. Ostatnio produkty "made in Japan" nie mają zbyt dobrej prasy.  Zaufanie do producentów z Kraju Kwitnącej Wiśni skutecznie nadszarpnęła już sprawa wadliwych poduszek powietrznych firmy Takata, okrzyknięta mianem największej w historii motoryzacji akcji serwisowej. W zeszłym roku potężną wizerunkową wpadkę zaliczyło też Mitsubishi, które przyznało się do fałszowania rzeczywistych wyników zużycia paliwa części swoich modeli.

W ostatnim czasie na jaw wyszła również afera z udziałem światowego potentata w produkcji stali - Kobe Steel. W początku października temu lokalne media informowały o fałszowaniu wyników badań jakościowych oferowanych przez Kobe Steel produktów. Fałszerstwa dotyczyć miały 193 tys. ton różnej maści produktów z aluminium i 2 200 ton miedzi. Pikanterii sprawie dodaje fakt, że oferta Kobe Steel obejmuje m.in. odkuwki czy odlewy stosowane powszechnie w lotnictwie, kolejnictwie, a nawet przemyśle kosmicznym.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy