Ekologiczna pchła

Jedną z największych bolączek współczesnej motoryzacji jest brak miejsca. Drastyczne kurczenie się ulic i dróg nie tyle wynika z faktycznego ich ubytku (ulice nie zapadają się przecież pod ziemię), co raczej jest efektem ciągle rosnącej liczby pojazdów przy nie nadążającym zań procesem przyrostu powierzchni przeznaczonej do ruchu samochodowego.

Problem szczególnie jaskrawo widoczny jest w krajach Europy Wschodniej, gdzie infrastruktura dróg i ulic nierzadko przypomina czasy średniowiecza. Ale nie tylko. Coraz ciaśniej robi się na ulicach takich metropolii jak Paryż, Londyn czy Rzym. Ponieważ trudno powstrzymać ludzi przed kupowaniem nowych samochodów, zaś fabryki przed ich produkcją, sposobu na tłok należy szukać gdzie indziej. Ot, choćby w konstruowaniu małych, miejskich samochodzików. Takich co to wszędzie wjadą, wszędzie zaparkują, szybko nawrócą i zawsze, mimo kolosalnych korków, dowiozą na czas.

Reklama

Konstrukcji tego typu pojawia się na świecie coraz więcej. Świadczy to niewątpliwie o powadze problemu. Ale nie tylko. W produkcji zwinnych autek miejskich firmy widzą niezły interes. Kiedyś przecież połowa (a może nawet więcej) "samochodziarzy" przesiądzie się (przynajmniej w mieście) za kierownice takich właśnie pojazdów. Walka o rynek nie jest więc przedwczesna.

A dowodem na to, że idzie na noże niech będzie fakt, że w szranki stają kraje, w których nigdy wcześniej nie wyprodukowano żadnego samochodu. Ot, choćby taka Norwegia. To właśnie ona stała się ojczyzną małego pojazdu o nazwie th!nk (nie do końca zgłębiliśmy tajemnicę owego dziwnego zastępującego literkę "i" wykrzyknika), choć tak naprawdę właścicielem autka jest firma Ford.

Projektantem małego pojazdu jest niejaki Lars Ringdal (właściciel firmy, której 51 procent udziałów wykupił właśnie Ford). Ów pomysłowy dżentelmen zbudował pojazd o dziwnej, niekoniecznie urodziwej linii stylizacyjnej, wykonując jego nadwozie z termoplastycznych tworzyw i obudowując nimi stalowo-aluminiowy szkielet. Dzięki temu połączone zostały dwie zalety karoserii: odporność na ewentualne zadrapania (w ruchu miejskim są one raczej nie do uniknięcia) oraz ceniona podczas wywrotek i uderzeń sztywność.

Nie są to jednak jedyne zalety th!nka. Autko posiada całkiem przyzwoity bagażnik (jak znalazł na poczynione co dopiero zakupy), cichy, elektryczny, zasilany dziewiętnastoma niklowo-kadmowymi akumulatorami silnik (baterie umieszczono pod dwoma przednimi fotelami) oraz komfortowe zawieszenie. Zdziwienie budzi brak tak przydatnego w ruchu miejskim wspomagania układu kierowniczego, ale widocznie ważąca 940 kilogramow konstrukcja, zdaniem projektantów nie wymaga stosowania tego typu udogodnień.

Jak każde auto, tak również th!nk posiada swoje zalety i wady. O tych pierwszych już było, teraz zatem o drugich. Niewątpliwie wadą samochodu jest jego niewielki zasięg. Z pasażerem i bagażem na pokładzie th!nk może pokonać dystans zaledwie 50 kilometrów. Potem trzeba dać mu szansę na dalszą podróż poprzez ładowanie akumulatorów (trwa ono odpowiednio do ilości zgromadzonej energii 5 lub 8 godzin).

Dla zwariowanych na punkcie ekologii Norwegów olbrzymie znaczenie ma fakt, że th!nk to samochód całkowicie "czysty". Grama spalin, grama zanieczyszczeń, całkowita obojętność dla środowiska. Gdyby wszystkie samochody były takie, nad Oslo i innymi miastami Europy smog ustąpiłby miejsca błękitnemu niebu. I niech ktoś powie, że gra nie warta jest świeczki!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: ekologia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy