Daewoo Tico, "ambitny typ". Silnik 796 ccm pojemności i aż 41 KM mocy

Żyjąc dniem codziennym nie dostrzegamy zachodzących wokół zmian, a jeżeli nawet, to uważamy je za wielce niekorzystne. Świat podobno psieje. Cóż, świat być może tak, jednak trudno nie docenić ogromnego postępu technicznego, jaki dokonał się w ostatnich latach w różnych dziedzinach życia, w tym oczywiście także w motoryzacji. Te ostatnie doskonale ilustruje przegląd dawnych, aczkolwiek przecież nam współczesnych reklam samochodów.

Oto spot, jakby żywcem wyjęty z kina akcji. Mamy tu zatem uliczny pościg, pisk opon, loty metr nad ziemią i odważne zjazdy po schodach. Słyszymy, że pojazd pokazywany w tak niezwykłych realiach ma dynamiczny, a jednocześnie oszczędny silnik, pięcioro drzwi i "oczywiście dwa lata gwarancji". Jakaż to superfura jest bohaterem wspomnianego filmu? To Daewoo Tico, "ambitny typ". Przypomnijmy sobie, że ów dynamiczny silnik miał 796 ccm pojemności i 41 KM mocy, zapewniając rzeczywiście zapierające dech w piersiach osiągi: przyspieszenie od zera do setki w 17 sekund!

Reklama

A pamiętacie Fiata Cinquecento w zubożonej wersji Young? Został wprowadzony na rynek w 1996 r. i był zachwalany jako najlepszy przyjaciel człowieka, a przynajmniej występujących w telewizyjnej reklamie "państwa Jasińskich", ich syna i psa Funia. Jego główne zalety to posłuszeństwo, czyli zapalanie "na dotyk", od pierwszego przekręcenia kluczyka w stacyjce, wzmocniona karoseria i niewielki apetyt na paliwo. To lekkie (masa własna 675 kg), wyposażone w silnik o mocy 31 KM auto, które potrzebowało aż pół minuty, by rozpędzić się od 0 do 100 km/godz., w optymalnych warunkach (stała prędkość 90 km/godz.) miało zużywać "jedyne" 4,6 litra benzyny na 100 km. A kosztowało, jak wynika z reklamy, 16 950 zł, czyli prawie  dwadzieścia ówczesnych średnich pensji.

1 stycznia 1995 r. wprowadzono w Polsce denominację złotego. Wcześniej posługiwano się kwotami ze znacznie większą liczbą zer na końcu, więc nikogo nie szokowała wówczas reakcja bohaterki innej z reklam: "Poloneza? Za milion czterysta  tysięcy? To niemożliwe!". Rzeczywiście taka oferta mogła się wydawać nierealna, zwłaszcza że, jak się okazało, chodziło o samochód dostarczany klientowi wojskowym śmigłowcem...

Obecnie produkowane auta, nawet te najtańsze, są naszpikowane najróżniejszymi udogodnieniami. Jakże dziwnie prezentuje się zatem współcześnie oglądana dawna reklama Opla Astry, z namiętnym, kobiecym głosem, który z przejęciem informuje, że pojazd ten jest wyposażony we wspomaganie kierownicy, katalizator spalin, wzmocnione drzwi i aktywny system pasów bezpieczeństwa.  

Polskie motoryzacyjne reklamy sprzed lat rażą dziś prymitywizmem formy i śmieszą naiwnością przekazu, jednak zagraniczne nie były wcale lepsze i  mądrzejsze. I tak widz dowiadywał się z nich, że Subaru Impreza WRX STI znakomicie sprawdza się w roli odstraszacza gołębi, paskudzących na karoserie samochodów, Kia Soul to ulubiony pojazd przerośniętych chomików - raperów, a Toyota jest marką, wykorzystywaną przez potwora z Loch Ness do zwabiania pożywienia.

Ze względu na protesty obrońców zwierząt żadnych szans na emisję w telewizji nie miałby w dzisiejszych czasach spot, prezentujący Forda SportKa jako zabójcę ptaków. Za to bardzo aktualna wydaje się reklama Volkswagena Golfa III, mogąca służyć za przestrogę dla osób, zainteresowanych kupnem samochodu "po niemieckiej emerytce" (w tym przypadku holenderskiej, co w sumie na jedno wychodzi).

Warto też zauważyć, że ówcześni twórcy śmiało sięgali do tzw. reklamy porównawczej. Dobrym przykładem jest tu wspomniany spot z Subaru Impreza WRX STI, ale także pomysłowy skądinąd filmik, pokazujący popłoch, jaki w Maranello, "City of Ferrari", wzbudza pojawiające się tam znienacka Audi R8...

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama