Chińska gospodarka wpadła w poważne tarapaty...

Rozpędzona chińska gospodarka niespodziewanie wpadła w poważne tarapaty. Dotychczas rozwijała się w tempie dwucyfrowym, teraz wzrost jej produktu krajowego brutto zmniejszył się do, bardzo marnych jak na tamtejsze standardy, nieco ponad 7 proc.

Wielki krach dotknął giełdę w Szanghaju, której indeks w krótkim czasie stracił na wartości 30 proc. To może spowodować bankructwo milionów osób, które inwestowały w notowane tam papiery wartościowe, często kupując je za pożyczone pieniądze.

Można zapytać: a co to nas obchodzi, zwłaszcza w kontekście motoryzacji? Polacy nie jeżdżą przecież chińskimi samochodami. Nasza chata z kraja... Otóż obchodzi, a przynajmniej powinno. Nawet bardziej niż tak szeroko komentowany w rodzimych mediach eurowalutowy kryzys w Grecji. Trzeba bowiem pamiętać, że chińska gospodarka, druga po amerykańskiej, jest aż 34 razy większa od greckiej, więc jej kłopoty mają też proporcjonalnie większe znaczenie dla świata. Spowolnienie w ChRL musi odbić się na cenach surowców. Tanieje miedź i węgiel, co nas może martwić, ale także ropa. A tańsza ropa oznacza tańszą benzynę, którą tankujemy do naszych aut.

Reklama

Na tym jednak nie koniec. Niedawno pisaliśmy o kłopotach potentatów motobranży, dla których Chiny stały się największym, najważniejszym i najbardziej obiecującym rynkiem zbytu. A tu taki klops... Sprzedaż samochodów zagranicznych marek spada, bowiem niepewni przyszłości Chińczycy zwrócili się  ku tańszym produktom rodzimego przemysłu.

Volkswagen w I półroczu 2015 r. sprzedał na całym świecie 5,04 mln aut. Jedynie minimalnie więcej niż w tym samym okresie roku poprzedniego. Ale nie wszędzie wiodło mu się jednakowo dobrze. W Ameryce Południowej nabywców znalazło 297,3 tys. pojazdów, czyli o 22 proc. mniej niż w I półroczu 2014. Jeszcze gorzej było w Rosji, gdzie odnotowano spadek sprzedaży aż o 41 proc. W Chinach zmalała ona o 3,9 proc., co jednak zważywszy wspomniane rozmiary tego rynku oznacza, że do klientów trafiło o 70 tys. mniej samochodów niż rok wcześniej.

Sytuację uratowała Ameryka Północna (wzrost sprzedaży o 6 proc.) i Europa (plus 3,7 proc., łącznie 2,11 mln pojazdów). Powstaje pytanie, czy europejska koniunktura i regres w ChRL nie zachęci Volkswagena i innych czołowych producentów do podwyżki cen na naszym kontynencie, co musiałoby fatalnie odbić się na naszym, wciąż rachitycznym rynku?

Koncerny samochodowe próbują radzić sobie z problemami w Chinach w różny sposób. Pobudzają popyt, wprowadzając znaczące upusty na swoje auta. Niektórzy stosują metodę ucieczki do przodu. General Motors ogłosił niedawno, że w ciągu kilku najbliższych lat planuje zainwestować 5 miliardów dolarów w stworzenie całej linii opartych na wspólnej architekturze niewielkich modeli, które byłyby produkowane w ChRL i sprzedawane zarówno na miejscu, jak i na innych tzw. rynkach wschodzących. Kryzys bowiem kryzysem, ale według prognoz GM sprzedaż samochodów osobowych wzrośnie na świecie z obecnych 90 mln sztuk do ponad 130 mln w roku 2030. Przy czym praktycznie cały ten wzrost przypadnie na kraje rozwijające się.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy