Chcę mieć Teslę

Życie pionierów jest zazwyczaj trudne. Doświadczyli tego choćby właściciele pierwszych w Polsce komputerów z wizerunkiem nadgryzionego jabłuszka w logo, które odstraszały niedostępnością i bardzo wysokimi cenami serwisu, a przede wszystkim zupełnym niedopasowaniem do krajowych realiów informatycznych. Jeszcze teraz użytkownicy "maków", chcący skorzystać z serwisów niektórych banków, sklepów czy instytucji, widują na ekranach komunikat w rodzaju: "przepraszamy, ale nasz system nie obsługuje twojego systemu".

W motoryzacji takimi pionierami są ludzie, którzy z troski o środowisko naturalne, z chęci wyróżnienia się z tłumu lub po prostu dla fantazji zdecydowali się na zakup samochodu z napędem elektrycznym. Do tej grupy, w Polsce wciąż bardzo nielicznej, należy Jakub, informatyk z Poznania, który za równowartość nowiutkiego BMW serii 7 nabył używaną Teslę Model S. Dlaczego? Bo chciał. Na swoim blogu tak opisuje pierwszy kontakt z tym pojazdem:

"Na ulicy T. kazał mi na wąskiej osiedlowej uliczce wdepnąć "gaz" w podłogę. Myślę że był przekonany, że w ciągu dziesiętnej części sekundy od momentu jak wbije mi plecy w fotel odruchowo natychmiast puszczę pedał a samochód niemal natychmiast stanie. Podejrzenie po 10 minutach jazdy zamieniło się w pewność. Chcę mieć Teslę."

Reklama

Samochody elektryczne to pojazdy zazwyczaj o nader pospolitej stylistyce, dość marnie wyposażone, z kiepskimi osiągami i mizernym zasięgiem, a do tego bardzo drogie. Na tym tle Tesla, owoc pasji amerykańskiego miliardera Elona Muska,  stanowi prawdziwy ewenement. Ten liczący prawie pięć metrów długości okazały sedan z cechami coupe wygląda całkiem ciekawie. Ma zbudowane z aluminium nadwozie i niebanalne wnętrze, z sercem w postaci 17-calowego tabletu, za pośrednictwem którego steruje się niemal wszystkimi funkcjami auta. W topowej wersji P85D, z napędem na cztery koła i dwoma silnikami (ten przy przedniej osi ma moc 262 KM, ten przy tylnej 510 KM) przyspiesza od 0 do 100 km w ciągu 3,0-3,3 sekundy. To poziom bolidów Formuły 1! Maksymalna prędkość wynosi 250 km/godz. Moment obrotowy: 967 Nm (!). A to wszystko przy maksymalnym zasięgu, wynoszącym według danych katalogowych 491 km. Parametry słabszych modeli też zresztą mogą zaimponować: przyspieszenie od 0 do 100 km 5,4 s, prędkość maksymalna 225 km/godz. Chyba wystarczy.

Na jednym z najpopularniejszych w Polsce internetowych serwisów ogłoszeniowych znaleźliśmy 9 ofert, dotyczących sprzedaży Tesli Modelu S. Ceny? Od 299 000 zł (P85+, "elektryczny pojazd kosmiczny", rocznik 2013, przebieg 12 900 km) do 589 900 zł (P85D, "4x4 Panorama Pneumatyka 21'', 2015, 16 800 km). Fabrycznie nowe egzemplarze są oczywiście jeszcze dużo droższe. Jednak pomimo wysokiej ceny i ogromnego popytu (zwłaszcza w USA, ale nie tylko tam), przewyższającego podaż, produkcja tego nietuzinkowego modelu samochodu jest ponoć wciąż nieopłacalna i od czasu do czasu w mediach pojawiają się informacje o rychłym bankructwie firmy Tesla Motors.

Z naładowanymi do pełna akumulatorami Tesla Model S może przejechać około 500 km (rekord wynosi 681,5 km). To sporo, jednak życie właściciela pojazdu elektrycznego przypominają nieco nawyki mężczyzny z niedomagającą prostatą. Ten drugi zawsze rozgląda się za najbliższą toaletą, ten pierwszy nieustannie zastanawia się, gdzie znajduje się najbliższe gniazdko, pozwalające dopełnić baterie jego wozu.

Jakub narzeka na dramatyczne niedostatki infrastruktury, służącej samochodom elektrycznym. Pomimo zapowiedzi i obietnic, wciąż nie doczekaliśmy się w naszym kraju choćby jednego tzw. superchargera, czyli dostarczanego przez Teslę specjalnego, stacjonarnego, przydrożnego urządzenia, które pozwala naładować do pełna akumulatory w amerykańskim "elektryku" w ciągu około godziny. W przypadku standardowej ładowarki procedura ta trwa ok. 4,5 godziny, przy korzystaniu z gniazdka "siłowego" ponad 8 godz., a po podłączeniu się do zwykłego gniazdka elektrycznego nawet 30 godz.

Drugim problemem jest powszechny brak punktów ładowania. W dużych aglomeracjach jest ich co najwyżej po kilka. Najwięcej w Warszawie, bo 19. Niestety, znajdujące się przy nich miejsca parkingowe są zazwyczaj okupowane przez samochody spalinowe.

W niektórych miastach auta elektryczne cieszą się pewnymi przywilejami, na przykład możliwością wjazdu do stref zamkniętych dla innych pojazdów. Co z tego skoro, jak pisze Jakub, aby skorzystać z tych uprawnień trzeba przejść długą urzędniczą mitręgę.

Jakże to wszystko odbiega od realiów Norwegii, europejskiego lidera w zakresie promowania ekologicznych środków transportu. Dzięki ulgom podatkowym (całkowity zwrot VAT!), zwolnieniom z opłat rejestracyjnych, rozbudowanej infrastrukturze (6,5 tys. publicznych stanowisk ładowania) itp., co czwarty sprzedawany w tym kraju samochód to samochód elektryczny. Statystycznie taki napęd ma już co pięćdziesiąte jeżdżące po norweskich drogach auto. A Tesla Model S należy do ścisłej czołówki rankingu najchętniej kupowanych nad fiordami pojazdów.

Jakub w ciągu pół roku przejechał swoją teslą S ponad 15 tysięcy kilometrów. I, sądząc po wpisach na wspomnianym blogu, mimo wszelkich kłopotów i rozczarowań, jego miłość do tego modelu samochodu i napędu elektrycznego w ogóle, na razie nie gaśnie...

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy