Polski kierowca

Zróbcie porządek z głupim prawem i drzewami

Głupie prawo to w Polsce nic nowego. Niedbalstwo, niesolidne wykonywanie swoich obowiązków, niekompetencja i spychologia - to niestety także w naszym kraju codzienność. Aby to udowodnić, podam dziś przykład drzew, które w czasie letnich burz i wichur masowo walą się na samochody, a czasem i na ludzi. Często także doskonale zasłaniają znaki drogowe, ograniczają widoczność na skrzyżowaniach.

Nie jestem przeciwnikiem zieleni, wręcz przeciwnie uważam, że stanowi ona wiosną i latem wspaniałą ozdobę miejskiego krajobrazu.  Ale i o zieleń trzeba dbać, kontrolować jej rozrost, a niesforne i szkodliwe jednostki po prostu usuwać. W Polsce jednak mamy swoistą mieszaninę niekompetencji i hipokryzji.


Nie dam nawet listka ruszyć, po moim trupie

Obok domu sąsiadującego z moim rośnie wielka topola. Ma 25 metrów wysokości, bardzo rozłożyste, ale niestety kruche gałęzie. Co roku zatem, podczas letnich burz i wichur, odłamuje się od niej kolejny wielki konar i spada na nasze podwórze, niszcząc ogrodzenie. Już trzy razy zostały uszkodzone samochody moich sąsiadów. To cud, że te spadające ogromne konary o masie kilkuset kilogramów jeszcze nikogo nie zabiły.

Reklama

Administracja  budynku wielokrotnie interweniowała w Wydziale Ochrony Środowiska, domagając się przycięcia niebezpiecznego drzewa, usunięcia zwisających konarów, obniżenia jego wysokości. W końcu przyjechała ekipa, by wykonać stosowne zabiegi, ale gdy zaczęła obcinać gałęzie, pojawiła się nieznana kobieta, która z histerycznym krzykiem zaczęła gwałtownie protestować:

- Po moim trupie! Nie dam obciąć ani jednego listka! Zieleń trzeba chronić, a nie wycinać. Wezwę policję, wezwę straż miejską, powiadomię prezydenta miasta, zaskarżę was do sądu...

Pewnie jakaś psycholożka albo działaczka obłudnej fundacji.

Wobec takiego postawienia sprawy grupa robotników z zieleni miejskiej po prostu... wystraszyła się i odjechała. Brygadzista tej ekipy wyjaśnił mi, że wolą nie ryzykować, bo już raz trafił im się podobny nawiedzony osobnik, napisał jakiś donos i musieli się gęsto tłumaczyć, dlaczego wycięli trzy gałęzie, a nie dwie, a ponadto nałożono na nich karę finansową w wysokości kilku tysięcy złotych. A już najgorzej, gdy na drzewie jest gniazdo jakiś ptaków. Wtedy w ogóle nie wolno nic przyciąć. No pewnie, niech zwali się komuś na głowę, ptaki są ważniejsze...

Dopiero jak drzewo kogoś zabije...

Przecież to jest jakaś paranoja. Troska o zieleń i ochronę środowiska przybrała postać karykaturalną i zakłamaną, a zarazem pozbawioną sensu. Ja rozumiem, że nie można dopuszczać do niekontrolowanego wycinania drzew, że trzeba chronić zieleń. Nie może być jednak tak, że jacyś durnie i oszołomy blokują działania służb miejskich, że nie wolno ruszyć drzewa, które ewidentnie zagraża bezpieczeństwu ludzi i powoduje niszczenie mienia.

No, ale co tu się dziwić, skoro media, psycholodzy i inni "specjaliści" piorą ludziom mózgi, wpajają im do głów zakłamane zachodnie teorie. To tak, jak z wychowaniem dzieci. Nie wolno dać klapsa, bo to znęcanie się i maltretowanie, nie wolno nawet głośniej zwrócić uwagi, bo to przemoc werbalna. I rodzic albo nauczyciel od razu do prokuratora. A to, że dzieci już w przedszkolu używają rynsztokowych słów, że mają zero szacunku do starszych, że kpią sobie z nauczycieli, to jest ok.  Gdy w filmie jest pokazany jest kawałek kobiecej piersi, to już "dozwolone od lat 18".  Ale  jeśli w filmie prezentuje się przemoc, mordobicia, zabójstwa, przekleństwa, to film jest oznaczony klauzulą "od lat 12". Czy ten świat zwariował?

Zapytałem urzędników miasta, co będzie, jeśli wspomniane wcześniej drzewo, którego gałęzie przy każdej burzy łamią się i spadają na samochody, kogoś w końcu zabije.

- No tak, wtedy to jasna sprawa, będzie powód, by go w ogóle wyciąć - wyznała mi nieoficjalnie jedna z pań w urzędzie gminy. - Ale na razie nie możemy tego zrobić, bo są kontrole, a ja nie ma zamiaru płacić kary za wycięcie drzewa. To są kwoty sięgające dziesiątek tysięcy złotych, proszę pana.

Świetnie! Nawet urzędnicy boją się tego pełnego hipokryzji prawa. A zatem czekajmy, dopiero gdy wielki konar rozwali komuś czaszkę, będzie można podjąć właściwe działania.

Odszkodowanie? Zapomnij!

Uszkodzenie samochodu przez spadający konar czy łamiące się drzewo to dla właściciela pojazdu poważne kłopoty i bardzo nikła szansa na uzyskanie odszkodowania. Jeśli ktoś ma Autocasco, to jeszcze pół biedy, chociaż straci, rzecz jasna, zniżki.

A jeśli AC nie mamy? Pozostaje nam domagać się odszkodowania od właściciela terenu, na którym drzewo rosło. Najczęściej jest to urząd miasta lub gminy. A on zrobi wszystko, abyśmy nie dostali ani grosza, zwalając winę na "siłę wyższą", "przypadek losowy" itd.

W internecie można znaleźć setki relacji poszkodowanych kierowców, którym urzędy i ubezpieczyciele tłumaczyli, że drzewo było poddawane właściwej pielęgnacji, że to niezwykle silny, trudny do przewidzenia wiatr je powalił. No cóż, bardzo nam przykro, ale odszkodowania nie wypłacimy. Pozostaje jeszcze droga sądowa, czyli w polskim wydaniu proces ciągnący się przez kilka lat, którego wynik będzie niewiadomy i zależny od humoru i kompetencji sędziego.

Nie muszę wyjaśniać, że samochód z  nadwoziem zmiażdżonym kilkutonowym drzewem nadaje się już raczej do kasacji. 

Czasem giną też ludzie. 18 czerwca ogromny konar zabił kierowcę w Zgierzu, miażdżąc kabinę samochodu. W Łodzi przewracające się drzewo przygniotło dwie kobiety. Co roku zdarza się kilkanaście takich tragedii.

Zasłonięte znaki, zasłonięte skrzyżowania

To kolejny problem, zupełnie bagatelizowany przez zarządców dróg. Latem w wielu miejscach rozłożyste gałęzie drzew ograniczają widoczność do tego stopnia, że trzeba przodem auta wysunąć się na skrzyżowanie, by cokolwiek zobaczyć. Narażamy się tym samym na wypadek, bo jeśli akurat napotkamy zbliżający się drogą poprzeczną samochód, może być bardzo niebezpiecznie.

Nie wspominam już o zasłoniętych niekiedy całkowicie znakach i to nie jakichś tam podrzędnych, ale dotyczących pierwszeństwa. I co? Też nic nie można zrobić? A może urzędasów tak naprawdę to w ogóle nie interesuje? Niech sobie kierowcy radzą. To ich sprawa. Na każdym kroku widać to niedbalstwo, niemoc, opieszałość. Czy ktoś odpowiedzialny za stan dróg, kto bierze za to ciężką kasę od podatników czyli od nas, w ogóle ogląda te skrzyżowania, analizuje stan zieleni i wynikające z niego zagrożenie?

Prawo przeciw obywatelowi

Jeśli konar spadnie na nasze auto albo nas porani, czyniąc kaleką, nic nie będziemy mogli zrobić. Siła wyższa, wypadek losowy... Urzędy, ubezpieczyciele, sądy staną na głowie, by nam to wykazać. A gdy dojdzie do wypadku, bo wjechaliśmy na skrzyżowanie, nie widząc dobrze drogi poprzecznej? Będzie dokładnie tak samo. Policjant powie: "nie zachował pan ostrożności". Sąd powie to samo. Zarządca drogi wymiga się różnymi trudnościami, przepisami.

A jak miałem zachować ostrożność? Wyjść z samochodu i rozglądać się, a potem szybko biegiem wracać do auta i gaz do dechy, może się uda przejechać? A może najpierw odciąć gałęzie zasłaniającego widoczność drzewa i zapłacić jeszcze za to karę...? Zwróćcie uwagę, że całe prawo tak naprawdę skonstruowane jest w taki sposób, abyście nic nie mogli zrobić.

Bezstresowe wychowanie a drzewa

Kocham drzewa, kocham zieleń. Ale z drzewami jest podobnie, jak z dziećmi. Jeżeli dzieci czują respekt wobec rodziców i nauczycieli, jeśli zostaną czasem surowo skarcone, to wyrastają na porządnych, ułożonych, wartościowych ludzi. Jeśli jednak pozwala im się na wszystko w imię głupiego, bezstresowego wychowania, zaczynają rządzić rodzicami, wyczyniają rozmaite ekscesy, nie mają szacunku do bliźnich, w końcu wyrastają na wrednych bezczelnych osobników, a niekiedy stają się społecznymi patologicznymi chwastami.

Drzewa zaś, bez właściwej pielęgnacji i przycinania zaczynają rozrastać się w sposób niekontrolowany, włażą nam gałęziami do okien, potrafią zniszczyć komuś mienie, miażdżąc np. samochód, a końcu walą się ludziom na głowy. De facto, brak właściwej opieki obraca się więc przeciwko samym drzewom.

Szkoda tylko, że nie spadają na głowy tych, którzy w imię zakłamanych teorii, pod szyldem pseudo-ochrony środowiska, tworzą tak durne prawo i lekceważą swoje obowiązki.

Polski kierowca

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy