Polski kierowca

Nie potraficie jeździć na śliskiej nawierzchni

Mówi się, że to ile jesteś wart jako kierowca pokaże dopiero pierwszy poślizg. Z pewnością wielu was wydaje się, że to nic trudnego. Są przecież tacy "mistrzowie", którzy potrafią nawet obrócić auto na ręcznym.

To naprawdę niesamowita sztuka. Naoglądali się też filmów, napatrzyli się na kierowców rajdowych i uważają, że poradzą sobie w każdej sytuacji. Auto zaczyna się ślizgać, a więc jedna kontra, druga kontra i... bach w drzewo albo do rowu.

Trudno nawet dziwić się, że przeciętny kierowca nie potrafi opanować poślizgu. Kto niby miał go tego nauczyć - instruktor podczas 30 godzin szkolenia na prawo jazdy? 

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że młodzi kierowcy po nabraniu w krótkim czasie pewności siebie zaczynają jeździć coraz szybciej. Uważają, że doskonale panują już nad samochodem. Niektórzy zaczynają nawet szarpać kierownicą, wykonywać gwałtowne manewry, ruszać z piskiem opon i z piskiem opon pokonywać zakręty. Oczywiście ma to tyle wspólnego z prawdziwą rajdową jazdą co skuter z Formułą 1.

Reklama

Dlaczego oni wpadli w poślizg?

Obejrzycie kilka filmików:

Kierowca podczas wyprzedzania trochę za mocno przyciął w prawo, przestraszył się i silnie skontrował w lewo. Za mocno! Po tak gwałtownej kontrze samochód błyskawicznie odwinął się w lewo i tu kierujący stracił nad nim panowanie.

Podobnie było w tej sytuacji:

Kierujący wyprzedza zaśnieżonym pasem ruchu ze znaczną prędkością. Kiedy zbliża się do wyprzedzającego pojazdu dostrzega, że boczny odstęp jest zbyt mały, a więc niewielkie szarpnięcie kierownicą w lewo i auto zaczyna się uślizgiwać. Widząc to i obawiając się wypadnięcia z drogi nasz bohater gwałtownie i zbyt mocno kontruje w prawo. Rezultat widzimy. Samochód obraca się, staje w poprzek drogi.

I jeszcze jeden podobny przypadek:

Tutaj prawdopodobnie młody kierowca zagapił się i wjechał lewym przednim kołem w pryzmę zgarniętego na pas rozdzielający śniegu. W tej sytuacji wystarczyło po prostu wjechać w ten śnieg i spokojnie wyhamować i wyprowadzić auto z powrotem na jezdnię. A co robi nasz "mistrz"? Gwałtowna kontra w prawo samochód kieruje się w przeciwną stronę prosto na przystanek autobusowy. Na szczęście prędkość jest niewielka, a przed wpadnięciem na chodnik ratuje go walnięcie kołami w krawężnik. Tym razem sytuację udaje się opanować, ale gdyby inny pojazd jechał w tym czasie sąsiednim pasem, z pewnością doszłoby do zderzenia.

Okazuje się, że w sytuacji zagrożenia albo popełniacie same błędy, albo jesteście zupełnie bezradni:

Filmik prezentuje zabawy młodych kierowców w "efektowne" pokonywanie zakrętu. Niestety, kierowca Vectry zbyt mocno kontruje podczas próby wyjścia z poślizgu. Wideo jest w tym miejscu nieco spowolnione, ale i tak widać, że auto nie rozwijało dość dużej prędkości, a na reakcję było sporo czasu. Nie pomogło to jednak, podobnie jak wpadnięcie w dość głęboki śnieg - Vectra uderza w latarnię.

Trzeba rozumieć mechanizm poślizgu

Zasadniczo wyróżnia się dwa rodzaje poślizgu: podsterowny, charakterystyczny zwłaszcza dla samochodów z przednim napędem i nadsterowny. Od razu zaznaczam, że nie mam zamiaru nikogo tutaj szkolić, jak opanować poślizg. Równie dobrze można by kogoś uczyć pływania bez wchodzenia do wody. Pragnę tylko zwrócić waszą uwagę na najczęściej spotykane błędy.

Przy poślizgu podsterownym auto nie chce nam wejść w zakręt i wówczas odruchowo zaczynacie dokręcać kierownicę albo jednocześnie dodawać gazu. Takie działanie nie ma szans powodzenia i z pewnością doprowadzi do wypadnięcia z zakrętu. Z kolei przy poślizgu nadsterownym, czyli takim kiedy to tył samochodu - jak to się potocznie mówi - zaczyna nas wyprzedzać, najczęstszym błędem jest założenie zbyt dużej kontry i przytrzymanie jej za długo. Wówczas samochód po pierwszym uślizgu gwałtownie skręca w przeciwną stronę i jest już nie do opanowania. Istotą każdej kontry powinno być błyskawiczne jej wykonanie, ale tylko o taki kąt i na taki czas, abyśmy zdążyli natychmiast potem założyć kolejną mniejszą kontrę i w końcu uspokoić auto.

Trzeba ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć

Tego wszystkiego, o czym napisałem powyżej nie można nauczyć się teoretycznie. Jeżeli chcecie poznać przynajmniej w podstawowym, przedszkolnym zakresie, co to jest poślizg, namawiam was do ćwiczeń. Oczywiście nie na ulicy, nie na drodze, ale na pustym zaśnieżonym placu i pod warunkiem, że w pobliżu nie chodzą ludzie i nie jeżdżą inne pojazdy. Nie potrzeba też wcale dużych prędkości. Już przy 20 km/h można wprowadzić samochód w poślizg, dodając gwałtownie gazu podczas skręcania. Jeśli chcecie naprawdę czegoś się nauczyć, to trenujcie właśnie przy małej prędkości i starajcie się sprawdzić jak reaguje samochód na odjęcie czy dodanie gazu, wyprostowanie kół, założenie kontry. Odradzam natomiast pseudo-treningi, które polegają na kręceniu bączków samochodem i wyciu silnikiem, by popisać się przed kumplami albo dziewczyną. Najlepiej oczywiście wykupić choćby kilka lekcji w szkole doskonalenia techniki jazdy, a jeżeli ktoś ma większe ambicje, może spróbować swoich sił w KJS-ach.

Sam trenowałem poślizgi godzinami, aż do znudzenia i każdej zimy staram się trochę poćwiczyć. To sprawia, że wtedy nasze reakcje stają się prawidłowym odruchem. U kiepskiego, niewyszkolonego kierowcy jedynym odruchem jest natomiast rozpaczliwe naciśniecie hamulca, a towarzyszy temu strach, panika i bezradność. Jeżeli zaś wierzycie ślepo w systemy elektroniczne takie jak ABS czy ESP, to zapewniam was, że nie potrafią one zniwelować skutków głupoty, bezmyślności czy brawury kierowcy. Nieraz już wprowadzałem w poślizg samochód z takimi systemami. Przy zbyt dużej prędkości nie pozwolą one opanować samochodu - fizyki nie da się oszukać. A zresztą, czy na rajdach jeździ się z ABS-em?

Lepiej nie dopuścić do poślizgu, niż z niego wychodzić

Podstawowym czynnikiem, który powoduje groźne skutki, jest zaskoczenie kierowcy poślizgiem. Zupełnie czym innym jest trening na placu niż wpadnięcie auta w poślizg w normalnym ruchu na drodze, w dodatku zupełnie niespodziewane i nagłe. Można oczywiście radzić, by zachować zimną krew i ratować się do końca, ale często udaje się to tylko w teorii.

Dlatego właśnie podstawowym zadaniem dobrego kierowcy powinno być niedopuszczanie do jego wystąpienia. Warto zatem cały czas kontrolować, jaka jest przyczepność opon do nawierzchni. Już na mokrej jezdni droga hamowania wydłuża się 2-3-krotnie, a na oblodzonej nawet 10-krotnie. Jeżeli widzimy, że jezdnia sprawia wrażenie lekko matowej, oznacza to że może być oblodzona. W takiej sytuacji wystarczy spojrzeć w lusterko, upewnić się czy ktoś nie jedzie za nami i na chwilę dość mocno przyhamować. Jeśli poczujemy, że koła zaczynają się ślizgać i zadziała system ABS, oznacza to, że jezdnia jest bardzo śliska i powinien to być dla nas system alarmowy. A zatem noga z gazu, a wszystkie ruchy kierownicą i pedałem przyspieszenia powinny być od tej chwili łagodne i bardzo płynne.

Pamiętajcie, że bardzo często oblodzone bywają wiadukty, mosty i estakady, bo nawierzchnia na nich jest chłodzona z dwóch stron jednocześnie, od góry i od dołu. Gołoledź pojawia się często także na drogach biegnących pobliżu zbiorników wodnych oraz na zacienionych odcinkach dróg prowadzących przez lasy.

Każdy poślizg tak naprawdę jest inny i jeżeli prędkość okaże się zbyt duża, to nawet mistrzowie rajdowi są czasami bezradni, a efektowne dzwony w ich wykonaniu można zobaczyć na wielu filmikach. I jeszcze jedna bardzo ważna rzecz: jeżeli jedziecie po śliskiej nawierzchni, trzymajcie dłonie prawidłowo na kierownicy, a więc "za piętnaście trzecia". To wam pozwoli w razie czego szybko i sprawnie skręcić koła, założyć kontrę i natychmiast potem zrekontrować. Jeżeli ktoś kieruje samochodem w sposób niedbały, nonszalancki, jedną ręką (a w drugiej trzyma jeszcze komórę), to w razie poślizgu będzie zupełnie bezradny.

Czy wiecie jaką częścią ciała wyczuwa poślizg? Oczywiście swoimi czterema literami. A zatem tyłek i plecy muszą być dobrze wpasowane w fotel. Wtedy wyczujecie od razu każdy uślizg, każde zaburzenie toru jazdy.

Moje analizy różnych wypadków drogowych, a także obserwacje zachowań wielu kierowców wskazują jednak, że co najmniej 80% zmotoryzowanych w ogóle nie czuje pojazdu, a tym bardziej nie rozumie mechaniki i fizyki poślizgu. Jeżeli jesteś tej grupie i widzisz, że na drodze zrobiła się szklanka, to lepiej by było, gdybyś po prostu zrezygnował/a z jazdy. To żaden wstyd, wręcz przeciwnie, świadczy to o poczuciu odpowiedzialności. Pozostałym 20% czyli tym, którzy coś tam o poślizgu wiedzą, polecam maksymę, lansowaną kiedyś przez rajdowego mistrza Bublewicza, a także Krzyśka Hołowczyca i wielu innych mądrych kierowców: jak najwięcej pokory wobec drogi, jak najwięcej krytycyzmu wobec własnych umiejętności.

Polski kierowca

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy