Polski kierowca

Kierowco ciężarówki, kup sobie drabinę i odśnieżaj naczepę

W okresie zimowym zdarza się, że z naczep, a także z dachów skrzyń ładunkowych ciężarówek, spadają podczas jazdy większe lub mniejsze bryły lodu. Bez wątpienia jest to zagrożenie dla innych uczestników ruchu, zwłaszcza dla kierowców podążających za takim pojazdem albo mijających się z nim.

28 grudnia ub. roku w okolicach Sępólna Krajeńskiego podczas wymijania bryła lodu spadła z tira na Opla Corsę. W wyniku tego kierująca Oplem kobieta doznała ciężkich obrażeń. 6 stycznia tego roku w okolicach Żar duża bryła lodu spadła z ciężarówki na Fiata Punto. Kierująca tym autem kobieta również doznała obrażeń.

Takie zdarzenia występują niestety w okresie zimowym dość często. Dlaczego? Na dachu naczepy ciężarówki gromadzi się padający śnieg albo woda deszczowa. Kiedy temperatury są ujemne, ten dodatkowy "ładunek" zamarza. Podczas jazdy występują wibracje i wstrząsy samochodu, które powodują powolne odrywanie się i przemieszczanie fragmentów lodu. W pewnym momencie lód odrywa się całkowicie, a towarzyszący jeździe pęd powietrza miota nim w nieprzewidzianym kierunku. Jeśli spadnie na jezdnię, to jeszcze pół biedy. Zdarza się jednak, że spada na inny jadący samochód.

Reklama

Filmiki prezentujące takie zdarzenia można znaleźć w internecie:

Tutaj na szczęście nic się nie stało. Kierowca tira nawet nie wie, że lód spadł z naczepy. Tego nie czuje się.

Tu ucierpiał tylko samochód, ale przecież to kwestia przypadku, w co uderzy bryła lodu.

A teraz kierowca dostawczaka, który na skrzyżowaniu zrobił osobliwy zrzut:

Takie spadające z dachu kawałki lodu mogą nie tylko uderzyć w inne auto, ale także przestraszyć któregoś z kierowców i skłonić go do gwałtownej reakcji.

A czasem dzieje się tak:

Zwróćcie uwagę, że niebezpieczeństwo spadnięcia lodu z dachu pojazdu dotyczy nie tylko ciężarówek. Tutaj tafla lodu oderwała się od dachu SUV-a. A tutaj od samochodu dostawczego:

Co mówią przepisy?

Zgodnie z art. 66 ust. 1 pkt. 1 ustawy Prawo o ruchu drogowym: "Pojazd uczestniczący w ruchu ma być tak zbudowany, wyposażony i utrzymany, aby korzystanie z niego (...) nie zagrażało bezpieczeństwu osób nim jadących lub innych uczestników ruchu, nie naruszało porządku ruchu na drodze i nie narażało kogokolwiek na szkodę."

Oznacza to, że jeżeli z pojazdu spada podczas jazdy śnieg albo lód, to oczywiście kierujący takim pojazdem narusza cytowany wyżej przepis. Grozi za to mandat do 500 złotych i 6 punktów karnych. Znacznie gorsze konsekwencje czekają jednak kierowcę, jeśli bryła lodu uderzy w inne auto i spowoduje obrażenia jadących nim osób.

Kierowca osobówki może odśnieżyć dach auta, a kierowca tira?

W mediach pojawiają się dość regularnie pretensje pod adresem kierowców ciężarówek o to, że nie odśnieżają dachów swoich pojazdów. Nasuwa się jednak zasadnicze pytanie: jak mają to zrobić?

Dach naczepy znajduje się na wysokości 4 metrów. Wejście na taki dach jest już kwalifikowane jako praca na wysokości i do tego trzeba mieć specjalne uprawnienia. Pomijając to, wejść na dach naczepy wcale nie jest łatwo. Trzeba by mieć długą drabinę. Poza tym ten dach nie jest przystosowany do chodzenia po nim. W przypadku tzw. firany chodzenie po miękkiej plandece graniczy z cyrkową ekwilibrystyką. Z kolei poruszanie się po dachu np. chłodni, wykonanym z laminatu, grozi zarwaniem się tego dachu pod ciężarem człowieka albo zsunięciem się z niego kierowcy. Zdarzały się takie przypadki!  Jeden z kierowców spadł ze śliskiego, oblodzonego dachu naczepy i doznał złamania kręgosłupa. Dziś żyje na wózku inwalidzkim...

Posłuchajcie, co mówią kierowcy tirów na temat możliwości odśnieżania naczepy. Jeden z nich przeprowadził nawet eksperyment prezentujący, jak trudno jest wejść na naczepę:

Trzeba pamiętać, że jeśli kierowca tira będzie chciał wypełnić obowiązek wynikający z przepisów, wejdzie na dach naczepy i z niej spadnie, to raczej nie może liczyć na odszkodowanie. Pracodawca powie: "Po coś tam właził? Kto ci kazał?".

Jeżeli zatrzyma go policjant i stwierdzi, że na dachu jest śnieg lub lód, kierowca dostanie mandat i punkty karne. Jeśli zaś spadająca bryła lodu uderzy w inne auto i spowoduje obrażenia osób w nim jadących, to na  kierowcę czeka prokurator.

Czy jednak nie wymagamy od kierowców ciężarówek rzeczy niemożliwych? Trudno sobie wyobrazić by kierowcy wozili ze sobą czterometrowe drabiny i uprzęże dla alpinistów, których to uprzęży nie byłoby zresztą do czego przypiąć. Czy można karać kierowcę za niewykonanie czynności, których wykonać on nie może?

Za granicą poradzono sobie

W wielu krajach znaleziono rozwiązanie tego problemu, stwarzając kierowcom warunki do bezpiecznego odśnieżania naczep. Popatrzcie jak można to zrobić:

Jedna z niemieckich firm wymyśliła takie oto urządzenie zapobiegające zaleganiu śniegu i lodu na plandece.

A to z kolei wynalazek amerykański:

Można? Można! Niestety, w naszym kraju wydaje się bardzo wątpliwe, by ktoś zainwestował w takie urządzenia. Nie pomyślano dotąd również, budując autostrady i inne drogi, by stworzyć chociażby zwykłe pomosty, rampy, na które kierowcy mogliby wejść i z nich odśnieżyć dach naczepy. Oto co czytamy na stronie Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad:

"Na MOP-ach zaczną pojawiać się również urządzenia do odśnieżania pojazdów - specjalne rampy lub zautomatyzowane urządzenia. Toczą się już pierwsze przetargi, w których pilotażowo zapisaliśmy konieczność ustawienia jednego z tych urządzeń w ciągu 12 miesięcy od przekazania nieruchomości przyszłemu dzierżawcy MOP (na A1 - Mszana Południe, Woźniki Wschód i Zachód, na S3 - Racula Zachód) lub zamontowania ich w ciągu roku od stwierdzenia przez GDDKiA takiej potrzeby (na S8 - Kołaki i Kossaki, na DK8 - Biernatki Wschód i Zachód). "

A zatem budowa takich ramp na tzw. MOP-ach jest dopiero w powijakach. W tym roku ma powstać podobno 8 takich ramp. To, rzecz jasna, kropla w morzu potrzeb.

Bądźmy realistami i pomóżmy kierowcom ciężarówek

Takie firmy transportowe, które są w stanie we własnym zakresie zorganizować urządzenia do odśnieżania ciężarówek, należą jednak do wyjątków. Bądźmy realistami! Czy mała firma spedycyjna posiadająca na przykład cztery ciężarówki będzie w stanie sfinansować rampę do odśnieżania i plac, na którym da się ją ustawić? Czy firmy transportowe będę kupować naczepy wyposażone w specjalne urządzenia do odmrażania dachu, wydawać na to dodatkowe pieniądze? Po co - przecież najłatwiej wszystko zwalić na kierowcę...

Można oczywiście nadal karać kierowców tirów, narzekać na nich i odnotowywać kolejne niebezpieczne zdarzenia z udziałem ciężarówek, z których spadł lód. Prowadzi to jednak do swoistej paranoi. To tak, jakby karać kierowcę osobówki za to, że rano na mrozie nie zdołał odpalić samochodu. Ja myślę jednak, że warto pomóc kierowcom ciężarówek i to w sposób doraźny, od już, nie czekając na rampy, które zbuduje może kiedyś GDDKiA. Państwo powinno przecież nie tylko karać, wymagać, ale przede wszystkim pomagać swoim obywatelom, prawda?

Mój pomysł jest bardzo prosty: GDDKiA w okresie zimowym wynajmuje podnośniki koszowe i ustawia je na wszystkich MOP-ach w Polsce:

Każdy tir może podjechać pod taki podnośnik, a pracownik z kosza oczyści dach naczepy. Jestem przekonany, że w tej sytuacji wszyscy kierowcy ciężarówek chętnie korzystaliby z takich usług. "Podjadę pod podnośnik, oczyszczą mi dach naczepy, a ja w tym czasie zdążę wypić sobie gorącą herbatę. Uniknę ewentualnych kłopotów, mandatu, nie będę musiał martwić się, że lód spadnie mi z naczepy i w kogoś uderzy. Więc dlaczego miałbym nie skorzystać z takiej pomocy?".

Oczywiście takie przedsięwzięcie oznaczałoby poniesienie pewnych nakładów, ale bez wątpienia sprzyjałoby bezpieczeństwu na drodze. Wtedy naprawdę lód przestałby spadać z ciężarówek na inne samochody i oto chyba chodzi.

Śnieżna zima w naszym kraju nie trwa długo, więc nakłady nie byłyby znowu tak wielkie. Warto odpowiedzieć sobie na podstawowe pytanie: czy chcemy naprawdę poradzić sobie z tym problemem, sprawić by poruszające się po drodze te ciężarówki nie rzucały lodem w inne auta, czy też będziemy wykonywać cały szereg biurokratycznych działań pozornych i procedur, które przyniosą wymierny efekt może za 10 lat?

Ja podsunąłem pomysł, który można zrealizować od razu. Pozostaje tylko pytanie, czy decydenci potrafią działać natychmiast, reagować błyskawicznie na zagrożenia i szukać możliwego rozwiązania? Czy faktycznie chcą pomóc kierowcom? Czy decydentom zależy naprawdę na bezpieczeństwu na drogach?

Polski kierowca   

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy