Polski kierowca

Hulajnogi szaleją, a przepisów jak nie było tak nie ma

W lipcu tego roku, kiedy to rozwijał się w błyskawicznym tempie boom hulajnóg wypożyczanych w dużych miastach, pisałem o możliwych zagrożeniach i konieczności jak najszybszego prawnego uregulowania zasad ruchu tych pojazdów. Niedługo potem ministerstwo przygotowało projekt zmian w kodeksie drogowym i … na projekcie się skończyło. Do chwili obecnej nie trafił on nawet do sejmu. Za to przewidywane przeze mnie zagrożenia sprawdziły się co do joty…

We wrześniu br. we Wrocławiu 25-letni mężczyzna wjechał hulajnogą pod samochód. Poniósł śmierć. Również we wrześniu w Łodzi 30-letni mężczyzna wjechał hulajnogą pod tramwaj. Doznał poważnych obrażeń. W Warszawie 18-letnia dziewczyna wjechała hulajnogą na przejście dla pieszych podczas wyświetlania sygnału czerwonego, wprost pod nadjeżdżający samochód. Została przewieziona do szpitala. W Katowicach 77-letni mężczyzna wjechał hulajnogą pod tramwaj. Zdarzenie miało miejsce w listopadzie br. Sprawca wypadku również doznał poważnych obrażeń.

Reklama

To zaledwie kilka najbardziej wymownych przykładów. Wystarczy jednak zapoznać się z danymi ze szpitali. W miastach, w których wprowadzono możliwość wypożyczania hulajnóg, każdego dnia na SOR-y trafia kilka osób z obrażeniami wynikłymi z wypadku na takim pojeździe. Kto płaci za leczenie tych ludzi, za wykonywane zabiegi specjalistyczne? Wy za to płacicie, szanowni podatnicy.

Masowe są też przypadki potrąceń przechodniów na chodnikach przez rozpędzonych hulajnogistów. Jedno z takich zdarzeń było szczególnie spektakularne. 16-latek pędzący na hulajnodze chodnikiem, na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie w pobliżu Pałacu Prezydenckiego, wpadł na stojącą na tymże chodniku turystkę ze Słowacji. Kobieta odniosła obrażenia i w dodatku... została ukarana mandatem, bo policjant uznał, że niepotrzebnie się poruszyła. No i mamy pełny obraz naszej ponurej hulajnogowej rzeczywistości.

Osoba na hulajnodze nie jest pieszym

Gdy tylko hulajnogi pojawiły się w kilku dużych miastach, w mediach zaczęto popularyzować zupełnie błędny pogląd, że osoba jadąca na hulajnodze z prawnego punktu widzenia jest traktowana jako pieszy. Dziennikarze zapewne posłużyli się wypowiedzią jakiegoś policjanta i nie zadając sobie trudu zweryfikowania takiej opinii, chociażby u eksperta czy prawnika, zaczęli ją masowo powtarzać.

Ja pisałem już w lipcu, że nie ma żadnych podstaw prawnych, by kierującego hulajnogą traktować jak pieszego. Podobny pogląd wyraził sąd. Stało się to jednak w wyniku godnej uznania postawy pana Wojciecha Kotowskiego, wieloletniego eksperta w dziedzinie prawa o ruchu drogowym i wypadków drogowych. Pan Kotowski był do tego stopnia zbulwersowany i oburzony ukaraniem przez policjanta wspomnianej wyżej turystki ze Słowacji (potrąconej na chodniku przez hulajnogistę), że odszukał tę kobietę i nakłonił policję do wystąpienia do sądu o anulowanie mandatu.

Trudno się temu dziwić, bo ukaranie pieszej stojącej na chodniku za to, że wykonała pół kroku w tył i nie upewniła się, czy przypadkiem nie nadjeżdża hulajnoga, przypomina ewidentną paranoję. Pieszy na chodniku ma prawo stać, iść, zatrzymać się, a nawet podskakiwać i to kierujący jakimkolwiek pojazdem poruszającym się po chodniku musi uważać na wszystkich pieszych, a nie piesi mają uważać na niego. Rzecz jasna, żaden myślący człowiek nie akceptuje jazdy prędkością 25 km/h po chodniku, pomiędzy pieszymi. Jest to tak oczywiste, że nie wymaga chyba szerszego uzasadnienia. Tym bardziej, że na chodniku może znajdować się małe dziecko albo osoba starsza, niepełnosprawna, niedosłysząca albo niedowidząca. Wystarczy odrobina wyobraźni, aby to sobie uzmysłowić.

Na szczęście Sąd Rejonowy Warszawa-Śródmieście zajął zdroworozsądkowe i prawidłowe stanowisko. Sędzia Łukasz Biliński uzasadnił uchylenie mandatu wymierzonego potrąconej kobiecie tym, że osoba kierująca hulajnogą nie może być traktowana jako pieszy. Brawo dla pana sędziego i dla eksperta Wojciecha Kotowskiego. Cieszy też, że policja zrozumiała swój błąd i zdecydowała się go naprawić.

Podobne wyroki zapadały już wcześniej. Między innymi jeden z sądów sformułował następujące uzasadnienie wyroku: "Z pewnością hulajnogi elektrycznej nie można traktować jako pieszego tj. osoby znajdującej się poza pojazdem na drodze i nie wykonującej na niej robót lub czynności przewidzianych odrębnymi przepisami; w tym również osoby prowadzącej, ciągnącej lub pchającej rower, motorower, motocykl, wózek dziecięcy, podręczny lub inwalidzki, osoby poruszającej się w wózku inwalidzkim, a także osoby w wieku do 10 lat kierującej rowerem pod opieką osoby dorosłej (art. 2 pkt. 18 Prawa o ruchu drogowym)".

Dlaczego zatem niektórzy policjanci, a za nimi dziennikarze bezpodstawnie lansowali pogląd, że osoba na hulajnodze to pieszy? W dodatku ktoś podpowiedział w mediach, że skoro osoba na hulajnodze jest pieszym, to można jeździć takim pojazdem w stanie nietrzeźwym. Bo przecież pieszy nie musi być trzeźwy! A zatem hulajnoga to świetny sposób na powrót z imprezy, z klubu albo domówki u znajomych.

Czy to będzie bubel prawny?

Mam oczywiście na myśli projekt zmian w ustawie Prawo o ruchu drogowym, który wzbudził zresztą wiele zastrzeżeń i kontrowersji nie tylko wśród ekspertów, lecz także przedstawicieli różnych grup społecznych. Powstało nawet stowarzyszenie, które zajmuje się tym problemem. Podstawowym i najbardziej kontrowersyjnym zagadnieniem jest to, czy hulajnogi będą mogły jeździć po chodnikach. W projekcie opracowanym przez ministerstwo założono, że:

- Kierujący urządzeniem transportu osobistego może, w przypadku braku drogi dla rowerów lub pasa ruchu dla rowerów, poruszać się jezdnią drogi, na której prędkość dopuszczalna pojazdów lub zespołów pojazdów jest nie większa niż 30 km/h.

- Korzystanie z chodnika lub drogi dla pieszych przez kierującego urządzeniem transportu osobistego jest dozwolone wyjątkowo, gdy szerokość chodnika wzdłuż drogi, po której ruch pojazdów jest dozwolony z prędkością większą niż 30 km/h, wynosi co najmniej 2 m i brakuje wydzielonej drogi dla rowerów oraz pasa ruchu dla rowerów.

Jak widać, w projekcie nie napisano wprost, że hulajnogi powinny poruszać się głównie po drogach dla rowerów. Należy się tego domyślić z wyżej cytowanych, proponowanych przepisów. Projekt dopuszcza ruch hulajnóg po jezdniach, ale tylko wtedy, gdy dopuszczalna prędkość jest na nich ograniczona do 30 km/h. Ile jest takich dróg? Jak na razie takie ograniczenia prędkości są wyjątkami. A kto będzie mierzył szerokość chodnika?

Poza tym w ogóle nie uwzględniono, że nawet na jezdniach z ograniczeniem prędkości do 30 km/h może poruszać się tylko pojazd przystosowany do uczestnictwa w ruchu drogowym. Hulajnoga nie jest na przykład wyposażona w kierunkowskazy. Jak kierujący nią ma sygnalizować zamiar zmiany kierunku jazdy lub pasa ruchu? Może ręką? Jeśli ktoś tak to sobie wyobrażał, to niech spróbuje wsiąść na hulajnogę i wyciągnąć jedną rękę na bok. W najlepszym razie od razu zacznie skręcać. Hulajnoga jest pojazdem bardzo niestabilnym i w tym zakresie zdecydowanie gorzej nią kierować, niż rowerem.

Nie zapisano również jakichkolwiek wymogów dotyczących hamulców, sygnału dźwiękowego i oświetlenia takich pojazdów. Wynikać by stąd mogło, że na jezdni o dopuszczalnej prędkości do 30 km/h hulajnoga może jechać o zmroku bez żadnego oświetlenia. W projekcie nie ma żadnych propozycji dotyczących warunków technicznych takich pojazdów.

Najpoważniejszą wątpliwość budzi jednak warunkowe dopuszczenie hulajnóg do jazdy po chodnikach. W projekcie określono, że może to mieć miejsce "wyjątkowo". Użycie tego terminu już z prawnego punktu widzenia jest nieprecyzyjne, a tym bardziej ma się nijak do praktyki. Który z hulajnogistów mknących po chodniku będzie zastanawiał się, czy robi to wyjątkowo?

W projekcie nie napisano też ani słowa o tym, że osoba kierująca hulajnogą powinna mieć obowiązek jazdy po chodniku z prędkością pieszego i bezwzględny obowiązek ustępowania mu pierwszeństwa w każdej sytuacji. Taki obowiązek mają rowerzyści poruszający się po chodniku. Czyżby miało to nie dotyczyć kierujących hulajnogami? Zgodnie z projektem ministerstwa osoba kierująca hulajnogą może jeździć po chodniku z prędkością 25 km/h. To przecież absurd! Nie wspomniano również ani słowem o ewentualnej konieczności ubezpieczenia OC.

Dwa rodzaje hulajnóg

Proponuję przyjąć następujące rozwiązanie: należy określić dwa rodzaje hulajnóg - przystosowane do jazdy po chodniku i przystosowane do jazdy po jezdni. Te pierwsze powinny mieć obowiązkowo ograniczenie prędkości do 7 km/h w postaci blokady elektronicznej. Można bowiem założyć, że w przypadku potrącenia pieszego przy takiej prędkości nie dozna on jeszcze groźnych obrażeń. Takie hulajnogi mogłyby poruszać się po chodnikach, oczywiście pod warunkiem ustępowania pierwszeństwa pieszym, a także po drogach dla rowerów. Poruszanie się taką hulajnogą po jezdniach byłoby zabronione.

Drugi rodzaj hulajnóg byłby przystosowany do jazdy po jezdni. Taka hulajnoga musiałaby być obowiązkowo wyposażona w dwa niezależnie działające hamulce, kierunkowskazy, lusterka wsteczne, światła odblaskowe z tyłu i przodu, sygnał dźwiękowy i światła pozycyjne. Jazda taką hulajnogą po chodniku byłaby zabroniona. W tego rodzajach hulajnogach nie musiałoby istnieć ograniczenie prędkości, a jeśli już to takie samo jak w przypadku motorowerów czyli 45 km/h. Kierujący taką hulajnogą musiałby mieć na sobie fluorescencyjną kamizelkę odblaskową i kask.

Każdy miałby zatem wybór. Jeśli obawiasz się (poniekąd słusznie) jazdy hulajnogą wśród samochodów, wybierasz hulajnogę chodnikową i wówczas możesz jeździć po drogach dla rowerów oraz po chodnikach. Jeżeli wolisz szybszą jazdę, to wybierasz hulajnogą drogową i zapraszamy na jezdnię, ale możesz też poruszać się po drogach dla rowerów.

Jazda w miejscu niedozwolonym dla danej hulajnogi powinna skutkować mandatem w wysokości 1000 zł. W nowych przepisach powinno się przecież określić wysokość mandatów za jazdę hulajnogami w sposób niezgodny z przepisami. Tego również nie uczyniono, a jest to bardzo istotna kwestia. Społeczeństwo powinno być uświadomione, co grozi za naruszanie takich przepisów i szaleństwa na hulajnogach.

Moja propozycja wynika z poczucia realizmu. Urzędnicy zazwyczaj wierzą naiwnie, że wprowadzenie jakichś nowych przepisów rozwiąże problem i uzdrowi sytuację na drogach. Jest to oczywiście nieprawda. Rowerzyści też mogą w świetle prawa jeździć po chodnikach tylko wyjątkowo. A jak wygląda rzeczywistość? Rowerzyści jeżdżą gdzie im się tylko podoba, ignorują nagminnie sygnalizację świetlną i czują się zupełnie bezkarni.

Podobnie zapewne będzie z hulajnogistami. Dwa rodzaje hulajnóg proponowane przeze mnie sprawiłyby, że policjantom o wiele łatwiej byłoby rozróżnić, czy taka osoba ma prawo poruszać się po chodniku albo po jezdni, czy nie. Oczywiście firmy udostępniające hulajnogi byłyby zobowiązane zastosować się do opisanych powyżej zasad. Nic nie stoi na przeszkodzie, by wypożyczały dwa rodzaje hulajnóg: chodnikowe i drogowe.

Przepisy a świadomość

Nawet najlepsze przepisy nie zapewnią bezpieczeństwa na drogach, jeżeli społeczeństwo nie będzie prawidłowo i permanentnie edukowane, jeśli nie wyrobimy w nim motoryzacyjnej świadomości.

Popatrzcie na filmik:

Dwóch dzieciaków jedzie na wypożyczonej hulajnodze po drodze ekspresowej. Wprawdzie jest tu akurat korek, ale gdyby go nie było to myślicie, że nie pojechaliby tędy? To jest właśnie ta świadomość motoryzacyjna młodzieży. Tak działa wspaniałe wychowanie komunikacyjne realizowane przez szkoły, tak kształcą swoje dzieci rodzice.

Tu kolejna sytuacja z dzieckiem na hulajnodze. Wprawdzie nie jest to hulajnoga elektryczna, ale dzieciak jedzie sobie środkiem jezdni i nawet nie zauważa zbliżającego się samochodu. Co na to jego rodzice? Czy wiedzą, jak i gdzie on jeździ, czy w ogóle się tym interesują?

I jeszcze lepszy przykład:

Tatuś na hulajnodze i dziecko na hulajnodze. To jest bardzo ruchliwa ulica Nowy Świat w Warszawie. Czy odważylibyście się wypuścić na taką jezdnię swoje dziecko na tego rodzaju pojeździe? W dodatku bez żadnego oświetlenia po zmroku, bez kamizelki odblaskowej? To jest właśnie ta żenująco denna świadomość motoryzacyjna.

Czy można się zatem dziwić, że w podobnie głupi sposób postępują na drodze dorośli?

Tym razem na hulajnodze para mieszana czyli facet i dziewczyna. A podobno hulajnogi są jednoosobowe... Mniejsza o to. Te osoby wjeżdżają na przejazd dla rowerzystów nawet nie spojrzawszy, czy nie nadjeżdża jakiś pojazd. Kompletnie ignorują sygnał czerwony. Czy do takich ludzi dotrą jakiekolwiek przepisy? Ich to przecież w ogóle nie interesuje, oni i tak wiedzą lepiej. Tylko regularne działania policji i surowe mandaty mogą przynieść jakieś efekty. Powtarzam wciąż, że najlepsze nawet przepisy, jeśli nie są egzekwowane, pozostają nic nie warte.

Podobno regulacjami prawnymi dotyczącymi ruchu hulajnóg  sejm ma zająć się w przyszłym roku. Posłowie zapewne je przegłosują w lepszej czy gorszej wersji, media znowu będą gorliwe podawać newsa, a potem... potem wszystko wróci do normy, czy totalnej anarchii hulajnogistów. Hulajnogi dalej będą leżeć bezmyślnie porzucone na środku chodnika, będą nadal mnożyć się wypadki z udziałem tych pojazdów, a kierujący nimi stworzą wraz z rowerzystami bardzo groźną mieszankę na drogach.

A cieszyć się będą tylko firmy wypożyczające hulajnogi, które wprowadzając je do polskich miast nikogo nie pytały o zgodę, postawiły wszystkich (łącznie z ministerstwem) przed faktem dokonanym i teraz zacierają ręce licząc kasę.

O jeździe na hulajnogach należałoby zrealizować co najmniej kilkanaście spotów edukacyjnych i emitować je na okrągło we wszystkich stacjach telewizyjnych i na wszystkich portalach internetowych. Może komuś coś by zostało w głowie? Dlaczego tego nie uczyniono?

Regulacje prawne dotyczące ruchu hulajnóg wprowadzili już Niemcy, Francuzi, Szwedzi. Jakoś nie potrzebowali tyle czasu na konsultacje i analizy, co nasze ministerstwo. Czy my musimy być zawsze w tyle?

Polski kierowca


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy