Subaru Outback wygląda dokładnie tak, jak powinien wyglądać
Marka Subaru od lat cieszy się, także w Polsce, dużym prestiżem. Samochody spod znaku gwiazdozbioru Plejad kojarzą się z solidnością w codziennym użytkowaniu, a jednocześnie z sukcesami sportowymi. Są cenione za czysto japońskie pochodzenie, Jak również za... oryginalne, niespotykane u rywali rozwiązania techniczne. Tę dobrą opinię sumiennie podtrzymuje obecny na rynku już od 20 lat model Outback, którego najnowsza, piąta generacja trafiła już do salonów sprzedaży.
Mówiąc o zaletach Subaru raczej rzadko wskazuje się ich stylistykę. Być może w opisie tego samochodu rzeczywiście trudno byłoby sięgnąć po określenie "przepiękny", jednak bez przesady. Outback wygląda dokładnie tak, jak powinno połączenie limuzyny w wersji kombi z SUV-em, którym bez obaw można zjechać z asfaltu na bezdroża.
To po prostu kawał auta. Zaufanie wzbudzają jego gabaryty, wielkie koła z oponami o normalnym, pełnym profilu i pokaźny prześwit (20 cm). Ważne jest również, to czego nie widać, na przykład znacznie zwiększona w porównaniu z poprzednikiem sztywność nadwozia.
I tu znowu - bez fajerwerków stylistycznych, ale porządnie. Nawet bardzo porządnie. Poprawne rozmieszczenie poszczególnych elementów sterujących, pozwalające na ich intuicyjną obsługę, wysoka jakość materiałów, precyzyjny montaż - czego więcej wymagać? Na pochwałę zasługują obszerne, niezwykle wygodne przednie fotele; podgrzewane i elektrycznie sterowane. W testowanym egzemplarzu pokryte jasną skórą. Taka tapicerka prezentuje się bardzo efektownie, zwłaszcza we wnętrzu dodatkowo doświetlanym przez okno dachowe, lecz można mieć wątpliwości co do funkcjonalności podobnej kolorystyki na co dzień.
Kabina nowego Outbacka jest przestronna. W kilku ważnych wymiarach zyskała po parę dodatkowych centymetrów. Pozytywnie wypadł także nasz "test dryblasa". Wysokiemu pasażerowi siedzącemu za równie wysokim pasażerem nie zabraknie ani miejsca na nogi, ani przestrzeni nad głową. Pochylenie oparcia tylnej kanapy można regulować.
Według danych fabrycznych bagażnik Subaru Outback V ma pojemność 559 litrów. Prawdę mówiąc wygląda jednak na dużo mniejszy. Dobrze, że po złożeniu oparcia tylnej kanapy (można to uczynić za pomocą dźwigni od strony kufra) powstaje całkowicie płaska powierzchnia załadunkowa.
Wysoka pozycja za kierownicą plus boczne lusterka umieszczone na drzwiach plus kamera cofania, wyświetlająca obraz (brawo za świetną jego jakość) na centralnym ekranie systemu infotainment zapewniają całkiem niezłą widoczność z wnętrza pojazdu i ułatwiają manewrowanie przy parkowaniu.
W dobie powszechnej mody na downsizing silniki Subaru przypominają mieszkańców Parku Jurajskiego. Nie, porównanie z dinozaurami, jest krzywdzące, bo są to przecież konstrukcje typu bokser, więc trudno zakwalifikować je do kategorii staroci. Chodzi o parametry. Pod maską testowanego auta pracowała wolnossąca jednostka benzynowa o pojemności 2.5 litra. Moc - zaledwie 175 KM. To mniej niż potrafi wycisnąć Ford z półtoralitrowego turbodoładowanego silnika EcoBoost. Maksymalny moment obrotowy - 235 Nm. Skoda Octavia 1.4 TSI - 250 Nm.
Pomimo mało imponujących na papierze osiągów praktyce nie odczuwa się jakichkolwiek niedostatków dynamiki. Długo szukaliśmy słowa najlepiej pracę napędu Subaru Outback 2.5i. Wreszcie znaleźliśmy: aksamitna. Japoński crossover ładnie przyspiesza i z werwą połyka kolejne kilometry. Gdyby tak jeszcze bezstopniowa skrzynia biegów Lineartronic zechciała pracować trochę szybciej...
Bardzo dobrze spisuje się za to zmodyfikowane zawieszenie, bardziej bezpośredni układ kierowniczy oraz słynny "subarowski" stały napęd wszystkich kół Symmetrical AWD. Efekt: pewne, stabilne prowadzenie pojazdu i skuteczne tłumienie nierówności nawierzchni.
Zużycie paliwa? W mieście komputer pokładowy pokazał nam średnie spalanie na poziomie 11,2 litra na 100 km, w trasie - 8,4 l/100 km. Wartości te należy uznać za umiarkowane.
Podkreślić trzeba fantastyczne wyciszenie wnętrza auta, które melomanom pozwala rozkoszować się w podróży muzyką dobiegającą z 12 głośników systemu audio, sygnowanego przez firmę Harman/Kardon. Znawcy tematu wiedzą, co znaczy ta marka.
Wszyscy producenci dbają coraz bardziej o bezpieczeństwo w swoich samochodach. Subaru i pod tym względem się wyróżnia. W nowym Outbacku debiutuje (w Europie) technologia EyeSight, wykorzystująca dwie, pracujące w kolorze kamery (konkurenci stosują zazwyczaj radary lub lasery). Obserwują one nieustannie drogę przed pojazdem, w odległości do 110 metrów, przesyłając dane do komputera, który błyskawicznie dokonuje odpowiednich przeliczeń i przekazuje informacje kierowcy, wpływając też na działanie różnych układów auta.
EyeSight potrafi m.in. uruchomić samoczynne, awaryjne hamowanie; uchronić przed zderzeniem w nieruchomą przeszkodę, gdy kierowca w trybie D (jazda do przodu) omyłkowo naciśnie pedał gazu; poinformować go, w korku lub przed światłami na skrzyżowaniu, że poprzedzający pojazd właśnie odjechał; pomóc, zmieniając charakterystykę systemu VDC (ESP), w szybkim ominięciu obiektu, który nagle pojawi się przed autem. O takich funkcjach, jak adaptacyjny tempomat nie warto nawet wspominać.
Całość może zaimponować, choć po pewnym czasie przeczuleni asystenci bezpieczeństwa zaczynają trochę męczyć. Ile razy można bowiem oglądać na wyświetlaczu pojawiający się ni stąd ni zowąd komunikat: "zjechanie z pasa ruchu" (oj, ta japońska polszczyzna)? Jakie "zjechanie"? Oj tam, oj tam. Przecież ja tylko lekko dziubnąłem środkową linię...
Polski importer Subaru podaje ceny aut w eurowalucie. Outback 2.5i w wersji podstawowej kosztuje 35 900 euro. W topowej (Exclusive) jest o 4500 euro droższy. Cennik diesli zaczyna się od 34 400 euro.
40 400 euro, czyli około 170 tys. zł, to mnóstwo pieniędzy, ale otrzymujemy za nie kompletnie wyposażony, dopracowany samochód prestiżowej marki, z napędem na obie osie,"w automacie" i "skórze", z fabryczną nawigacją, superaudio itp., nadający się do jazdy poza utartymi szlakami. A poza tym konkurenci wcale nie są tańsi...