Skoda Octavia. Słyszysz chlupotanie w baku?

Nasza testowa Skoda Octavia 2.0 TDI dzielnie pokonuje kolejne kilometry. Niedawno wybraliśmy się nią na Mazury.

Czwartek, godzina 9. rano. Samochód umyty, zatankowany pod korek. Po drodze zamierzamy m.in. sprawdzić zasadność narzekań niektórych użytkowników tego modelu, twierdzących, że podczas jazdy słychać chlupotanie paliwa w baku i odgłosy, dochodzące z okolic tylnego zawieszenia. Przepastny bagażnik Octavii, którego pojemność i funkcjonalność uchodzi za jeden z głównych jej atutów, bez problemu łyka sporą walizkę, torbę turystyczną, kurtki przeciwdeszczowe i parę innych przedmiotów niezbędnych przecież podczas kilkudniowej podróży. Zmyślny system siatek zapobiega przemieszczaniu się drobniejszych rzeczy po wnętrzu kufra.

Reklama

Startujemy w Krakowie, kierując się na autostradę A4. W Balicach przed bramkami stoi spora kolejka samochodów, jadących ze Śląska. W odwrotnym kierunku tłoku nie ma. Płacimy 9 zł, czyli pierwszą ratę opłaty, jak zawsze wymieniając kąśliwe uwagi na temat drożyzny, z którą muszą borykać się kierowcy na polskich drogach szybkiego ruchu.

Świeci słońce, z głośników dobiega przyjemna muzyka, więc szybko zapominamy o sprawach materialnych. Postanawiamy wypróbować w działaniu system Adaptive Cruise Assistant, który umożliwia utrzymywanie stałej odległości od poprzedzającego pojazdu. Załóżmy, że ustawiliśmy w tempomacie prędkość 140 km/godz. Przed sobą w oddali dostrzegamy dużo wolniej jadącą ciężarówkę. Widzi ją także umieszczony w przednim zderzaku naszego samochodu radar. W pewnym momencie ACC zacznie wyhamowywać Skodę. Jeżeli zjedziemy na sąsiedni pas - auto znów samoczynnie przyspieszy, jeżeli to możliwe, do ustalonej prędkości granicznej.

Oczywiście do wyprzedzania możemy przystąpić już wcześniej, zawczasu zmieniając pas ruchu i w ten sposób usuwając przeszkodę z pola widzenia czujników ACC i unikając hamowania. W sumie - fajne rozwiązanie, w niektórych przypadkach całkowicie zwalniające kierowcę nie tylko od używania pedału gazu, lecz i hamulca, aczkolwiek przydatne głównie w długich trasach na autostradach.

Bramki w Brzęczkowicach zubożają naszą kieszeń o następne 9 zł. Skręcamy jedziemy na Drogę Krajową nr 1 w kierunku Częstochowy i dalej - Łodzi. Niestety, w wielu miejscach jej nawierzchnia pozostawia wiele do życzenia, a ruch spowalniają kolizyjne skrzyżowania z sygnalizacją świetlną.

 W Łodzi chcemy dostać się na autostradę A1, jednak wskutek kiepskiego oznakowania ulic i trwających remontów trochę błądzimy. Gubi się też fabryczna nawigacja, element systemu Columbus, co i raz wzywająca: "zawróć, jeżeli to możliwe".

A propos Columbusa... To luksusowy (ośmiocalowy wyświetlacz, dotykowy ekran, dwa gniazda na karty SD), lecz kosztowny dodatek. Jego dołożenie w konfiguratorze kosztuje 6 800 zł (wersja auta Elegance) lub 7400 zł (Ambition). Nie rozumiemy też dlaczego koncern Volkswagen nie zatrudni do nagrania polskojęzycznych komunikatów jakiegoś sensowengo lektora. Głos z syntetyzatora brzmi sztucznie i ma fatalną wymowę. "Skhręć w ulicę ulica Myckewycza"... Okropność.

Wreszcie docieramy do wjazdu na autostradę A1. To jej "państwowy", jeszcze bezpłatny odcinek. Mocno wieje, co, sądząc po liczbie elektrowni wiatrowych w okolicy, nie jest tu niczym nadzwyczajnym. Na drodze pustawo, tym bardziej jesteśmy zdziwieni kilometrowym korkiem przy wjeździe na prywatny, płatny fragment A1 o szumnej nazwie Amber One.

Kolejka porusza się na szczęście dość sprawnie. Po chwili przekonujemy się dlaczego - przy każdej bramce stoi pracownik, który wyręcza kierowców, naciskając guzik automatu wydającego bilety na przejazd. Taki bilet oddaje się, uiszczając odpowiednią opłatę, przy zjeździe z autostrady. My czynimy to niebawem, na węźle Turzno, więc i rachunek jest nieduży: zaledwie 3,20 zł.

Teraz jedziemy Drogą Krajową nr 15, w kierunku Kowalewa Pomorskiego, Brodnicy i dalej - Olsztyna. Mijamy sklep "Tanie części zamienne do samochodów zachodnich" i restaurację "Tropicana", polecającą obiady domowe. Nowobogackie rezydencje za betonowymi płotami i kryte eternitem skromne domki. Domy weselne i punkty sprzedaży nawozów sztucznych. Krajobraz zaśmiecają setki paskudnych szyldów i przydrożnych banerów. Ot, Polska...

Późnym popołudniem docieramy do celu naszej podróży - miejscowości Ruś, położonej między Ostródą i Morągiem. Tego dnia, jak pokazuje komputer pokładowy, w ciągu dokładnie 7 godzin i 9 minut przejechaliśmy 590 kilometrów, ze średnią prędkością 83 km/godz. Testowana Octavia zużyła średnio 5,8 litra oleju napędowego na 100 km.

Aha - chlupotania w baku i hałasów z okolic tylnego zawieszenia nie słyszeliśmy, ale to może kwestia nieco przytępionego z biegiem lat słuchu?  

Ciąg dalszy niebawem

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy