Passat miał kilka istotnych wad...

Passat poprzedniej generacji miał kilka istotnych wad.

Po pierwsze - nazywał się Volkswagen, więc był koszmarnie drogi. Po drugie nazywał się - Volkswagen, więc strach było trzymać go pod domem. A po trzecie... nazywał się Volkswagen, więc nie grzeszył poziomem wyposażenia i kubaturą wnętrza.

Co ciekawe, ta ostatnia przypadłość wcale nie przeszkadzała ani puszystym obywatelom Bawarii, ani wysokim mieszkańcom Finlandii. Najbardziej dawała się ona we znaki... Chińczykom.

I dlatego właśnie w Chinach wzięto się za poważne przeróbki popularnego "paska". W efekcie rozciągnięto płytę podwoziową aż o 10 cm, co miało kolosalne znaczenie dla wielkości przedziału pasażerskiego. By przekonać się jak kolosalne, wystarczy zasiąść we wnętrzu... skody superb.

Reklama

To właśnie na płycie podwoziowej chińskiego passata Czesi postanowili zbudować swój flagowy model. Trzeba przyznać, że wyszło im to całkiem nieźle.

Stylistyczna krzyżówka octavii i passata nie rzuca na kolana, ale ma jedną poważną zaletę. Nie rzuca się też w oczy, przez co starzeje się wyjątkowo wolno i z klasą. Stonowane linie i rozważnie dobrane proporcje wciąż wyglądają świeżo, mimo że model jest na rynku już od 2001 roku i coraz głośniej mówi się o jego następcy (premiera najprawdopodobniej będzie miała miejsce w Genewie).

Wnętrze superba przypadnie do gustu fanom Volkswagena. Jeśli ktoś miał okazję prowadzić poprzednią generację passata poczuje się tutaj jak w domu. Ergonomia leży na wysokim poziomie, wszystko jest dokładnie tam, gdzie moglibyśmy się tego spodziewać. W testowanej wersji platinium o przyjemne wrażenia estetyczne dbała dwukolorowa deska rozdzielcza, biała skóra i drewnopodobne wstawki na drzwiach, lewarku zmiany biegów i konsoli rozdzielczej. Jedynie te ostatnie budziły w nas mieszane uczucia, stosunkowo jaskrawy odcień zastosowanego "drewna" nie wszystkim przypadnie do gustu.

Ponieważ samochód nosi na atrapie logo Skody za stosunkowo niewielkie pieniądze otrzymujemy całkiem rozsądny poziom wyposażenia. 112 tys. zł jakie wydać trzeba na wersję platinum z turbodoładowanym benzynowym silnikiem 1,8 l o mocy 150 KM pozwolą nam stać się właścicielem auta wyposażonego w skórzaną tapicerkę, czujniki parkowania, bi-ksenonowe reflektory czy elektryczne i podgrzewane fotele. Nie do przecenienia (zwłaszcza dla podróżujących z tyłu) okaże się też funkcja footboard, czyli częściowo składane oparcie fotela pasażera (wraz ze sterowaniem fotela z podłokietnika tylnej kanapy) dzięki któremu podróżujący na tylnej kanapie pasażer może całkowicie wyprostować nogi w czasie jazdy.

Niestety nie obyło się też bez pewnych wpadek. Największą jest passatowski climatronic, bez możliwości strefowej regulacji temperatury, razi też archaiczna maskownica poduszki powietrznej pasażera, nie będąca integralną częścią kokpitu - dziś nie stosuje się już tego typu rozwiązań.

Chociaż samochód aspiruje do miana poważnej limuzyny, superbowi zdecydowanie bliżej do obecnej klasy Ś(redniej), niż do klasy S. Nie ma w tym jednak nic złego. Przyzwoicie wyposażone auto segmentu D kosztuje podobne pieniądze, oferować będzie jednak zdecydowanie mniej miejsca. Nie dziwi więc, że superb często pełni rolę służbowej limuzyny - przestrzeń na tylnej kanapie jest bowiem godna pozazdroszczenia. W wyposażeniu znajdziemy też kilka udogodnień, których próżno szukać u konkurencji. Podświetlane klamki, czy zamontowane w lusterkach światełka oświetlające okolice drzwi to rzeczy, o których właściciele vectr czy mondeo mogą jedynie pomarzyć.

Jednostki 1,8 T nikomu nie trzeba chyba przedstawiać. Na przestrzeni ostatnich lat napędzała on niemal wszystkie modele koncernu Volkswagena, zasłynęła przy tym znakomitym przebiegiem momentu obrotowego i ... stosunkowo dużą awaryjnością. Po części wynikała ona wprawdzie z tego, że silnikiem z turbosprężarką po prostu trzeba umieć jeździć, niemniej takie przypadki jak zerwanie łańcucha rozrządu przy przebiegu 30 tys. chluby jej nie przynoszą.

Trzeba jednak przyznać, że 1,8 T to dobry wybór jeśli chodzi o napęd dla superba. Samochód z tym silnikiem rozpędza się do setki w czasie 9,5 sekundy, prędkość maksymalna to 216 km/h. Dużą zaletą jest moment obrotowy (210 Nm) dostępny w szerokim zakresie obrotów (od 1750 do 4600 obr/min ). Dzięki temu turbodziura jest praktycznie nieodczuwalna, a kierowca może odnieść wrażenie, że ma pod maską V6 a nie doładowaną "sokowirówkę" o pojemności niecałych dwóch butelek coli. Kolejną mocną stroną jednostki napędowej jest zużycie paliwa. W mieście silnik zadowala się średnio ok 12 litrami paliwa na 100 km, co biorąc pod uwagę 16 litrów 2,8 litrowego V6 (0-100 w 8 sekund) stanowi dobry wynik.

O prowadzeniu skody można napisać wiele, tylko po co? Auto jeździ jak passat, z tą tylko różnica, że jest od niego wyraźnie większe. Na precyzję prowadzenie narzekać nie można, zawieszenie nie jest wprawdzie aż tak komfortowe, jak np. w C5 czy lagunie ale na pewno na wygodę narzekać nie można. W tej klasie denerwować może natomiast zbyt duża ilość szumów, które przedostają się do wnętrza auta zwłaszcza w czasie szybkiej jazdy autostradowej. Obdarzeni co lepszym słuchem mogą też usłyszeć cichy pomruk pracującego silniczka od wycieraczek, co nie jest wprawdzie nie do zniesienia, ale bywa irytujące...

Schodząca właśnie ze sceny superb to mimo podeszłego wieku i nie najświeższych rozwiązań technicznych samochód, który szybko potrafi zjednać do siebie nawet największych malkontentów. Jest duży, wygodny, dobrze wykonany, elegancki i na tyle dyskretny, by nie rzucać się w oczy. A że nazywa się Skoda? Cóż, gdy Vaclav Laurin i Vaclav Klement produkowali reprezentacyjne limuzyny, o niemieckich autach dla ludu nikt nawet jeszcze nie myślał.

Masz samochód? W dziale "Testy/Opinie użytkowników" możesz podzielić się wrażeniami z jego użytkowania.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Volkswagen | passat
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy