Obrotomierz w C4 potrafi zrobić się czerwony

Citroen znany jest z oferowania aut nietuzinkowych, tak pod względem stylistyki, jak i zastosowanych rozwiązań technicznych.

Niestety, innowacyjność nie szła w parze z niezawodnością i dlatego też Francuzi postanowili "unormalnić" swoje samochody. Z jakim efektem? Sprawdzamy to na przykładzie najnowszego modelu - kompaktowego C4.

Przywiązanie Polaków do Volkswagena i od dłuższego czasu utrzymująca się w czołówce sprzedaży Skoda, to jasne sygnały - od aut oczekujemy przede wszystkim solidności - fantazyjne kształty nadwozia nie są tak bardzo pożądane. Na szczęście Citroen nie zafundował nam bliźniaka golfa - podobnie jak większe C5, C4 wygląda statecznie, ale nie nudno. Mimo to fani marki z pewnością kręcą nosami na widok nowego kompaktu, ale przecież Citroen o nich nie zapomniał - niedługo na rynku pojawi się model DS4, który będzie ekskluzywną i bardziej zwracającą na siebie uwagę wersją bohatera naszego testu.

Reklama

Ugrzecznione, w porównaniu z poprzednikiem, zostało też wnętrze - rdzeń kierownicy znowu jest ruchomy, zaś cyfrowe wskaźniki rozrzucone po desce rozdzielczej zastąpiły bardziej tradycyjne zegary. Oczywiście Citroen nie byłby sobą, gdyby ich odrobinę nie udziwnił, przez co są trochę nieczytelne i wymagają przyzwyczajenia. Wymaga go również podświetlenie, którego barwę możemy zmieniać - od niebieskiej (jak kiedyś w volkswagenach) po białą (jak obecnie w volkswagenach) z kilkoma barwami pośrednimi. Dodatkowo, niezależnie możemy zmieniać również kolor cyferblatów i wyświetlaczy znajdujących się w zegarach, co daje ciekawy efekt, ale szkoda, że nie zdecydowano się na zaoferowanie szerszego doboru barw. Na desce rozdzielczej odnajdziemy też pewien sportowy akcent - obrotomierz potrafi zrobić się czerwony, jeśli tylko wkręcimy silnik na maksymalne obroty.

Pozostałe elementy wnętrza wyglądają już zupełnie tradycyjnie, dzięki czemu nikt nie powinien się czuć zagubiony po zajęciu miejsca za kierownicą C4. Cieszą również dobrej jakości i porządne spasowanie materiały- widać, że Citroen postanowił być konsekwentny w dążeniu do solidności.

Na szczęście nie zmieniono innego znaku rozpoznawczego francuskich samochodów - komfortu. Pomimo zastosowania nieco starszych, niż w większość konkurentów, rozwiązań (z tyłu wciąż belka skrętna), C4 wspaniale wybiera nierówności, pozwalając zrelaksować się na wygodnych fotelach. W testowanej wersji Exclusive mają one funkcję masażu, co może brzmi dumnie w aucie kompaktowym, ale jest to po prostu elektrycznie sterowany odcinek lędźwiowy, który, czasem mniej, czasem więcej, wbija nam się w plecy. Mimo używania tego dodatku przy niemal każdej przejażdżce, nie potrafimy odpowiedzieć na pytanie, czemu owo udogodnienie ma służyć (bo na pewno nie ma nic wspólnego z masażem).

Kiedy osoby na przednich siedzeniach będą zastanawiały się nad sensem "masażu", pasażerów tylnej kanapy z pewnością zdziwi mała ilość miejsca. Kompaktowy hatchback, to oczywiście nie limuzyna, ale z tyłu więcej przestrzeni oferowała stara c-czwórka! Na pocieszenie zostaje zauważalnie większy bagażnik, mający 408 l pojemności.

Dość specyficzną wadą charakteryzuje się też nagłośnienie C4. Ma ono mianowicie bardzo mały zakres regulacji głośności, który nie przeszkadza, gdy autem jedziemy sami, ale pojawia się problem, kiedy chcemy porozmawiać z pasażerami. Najpewniej będziemy z nimi jechać bez podkładu muzycznego, ponieważ jeśli zmienimy głośność na 1, radio może grać nieco zbyt głośno i przeszkadzać w rozmowie.

Żadnych zastrzeżeń nie mamy za to do silnika napędzającego naszą "testówkę". Dobrze znany diesel o pojemności 1,6 l rozwija teraz 112 KM, co jest wartością bardzo przyzwoitą. Kiedy tylko na obrotomierzu zobaczymy 2000 obr./min, przy których dostępne jest 270 Nm, C4 bardzo ochoczo przyspiesza. Oczywiście, nie ma tu mowy o sportowych osiągach - pierwszą "setkę" zobaczymy po 11,3 s, ale w zupełności wystarczy to do sprawnego poruszania się, również na trasie. Według danych producenta powinniśmy spalić wtedy około 4 l oleju napędowego na każde 100 km, ale jeśli nie jesteśmy fanami ecodrivingu, powinniśmy dodać do tej wartości około 1 l, podobnie jak do deklarowanego spalania w mieście (5,8 l).

Kto chce oszczędzać, musi najpierw zapłacić - C4 z testowanym silnikiem, to wydatek przynajmniej 69 300 zł. W zamian dostaniemy 6 poduszek powietrznych, klimatyzację oraz tempomat. Citroen poskąpił, pomimo niemałej przecież ceny, ESP, a nawet radia! Dodatki te wymagają dopłaty odpowiednio 2 000 oraz 1 700 zł. Elementów tych nie brakowało na szczęście w testowanej przez nas topowej odmianie Exclusive, która dodatkowo oferuje klimatyzację automatyczną, elektryczny hamulec ręczny, "masaż" w przednich fotelach oraz skórzano-materiałową tapicerkę. Taka wersja to już wydatek 80 800 zł.

Citroen od paru lat konsekwentnie prezentuje auta eleganckie i bardzo solidne - takie też jest nowe C4. Wysoki komfort podróżowania, świetne wyciszenie silnika, niezła dynamika i spalanie, a także solidnie wykończone wnętrze to jego niewątpliwe plusy. Szkoda tylko, że poskąpiono miejsca pasażerom na tylnej kanapie oraz, że potencjał dopracowanego zawieszenia marnuje się w zakrętach, przez niezbyt precyzyjny układ kierowniczy i zdecydowanie za dużą (choć bardzo ładną) kierownicę. Auta francuskie jednak kupujemy, aby przemieszczać się nimi w komforcie i spokoju i w takiej roli C4 świetnie się sprawdza.

Michał Domański

Zostań fanem profilu Moto i Poboczem na Facebooku. Tam można wygrać wiele motoryzacyjnych gadżetów. Wystarczy kliknąć w "lubię to" w poniższych ramkach.

Oceń swoje auto. Wystarczy wybrać markę... Kliknij TUTAJ.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy