​Nissan GT-R WPS. Wielki Przyciągacz Spojrzeń

Przepis na rasowy, sportowy samochód? Bardzo proszę. Nakreśl nadwozie o agresywnej, rzucającej się w oczy stylistyce (mile widziane dwudrzwiowe coupe). Postaw je na kołach o średnicy koła młyńskiego, za to z oponami, których grubość należy mierzyć suwmiarką. Pod maskę włóż silnik o potężnej mocy, a najlepiej również o monstrualnej, jak na dzisiejsze czasy, pojemności. Rzecz jasna benzynowy. No i taki, który brał lekcje emisji głosu u samego Belzebuba. Zadbaj o ekskluzywnie zaprojektowane i wykonane wnętrze. Dodaj kilka łyżek prestiżu, wziętego z legendy marki lub modelu. Całość dopraw dużą dawką emocji i odpowiednio wysoką ceną, podkreślającą status materialny właściciela auta i dającą mu miłe poczucie życiowego sukcesu...

Według tej recepty zbudowano nissana GT-R. Jako pierwsi w Polsce mieliśmy możliwość sprawdzić, jak ten kultowy dla wielu miłośników motoryzacji pojazd spisuje się w swojej najnowszej odsłonie. Rok modelowy 2017. Atrakcyjna stylistyka? Absolutnie tak. Już po pierwszych kilku godzinach przyznaliśmy naszemu nissanowi tytuł Wielkiego Przyciągacza Spojrzeń. Zwracał powszechną uwagę innych kierowców i przechodniów nie tylko ze względu na niemieckie "blachy" (K-EO 7079... zupełnie jak kryptonim cybernetycznego wojownika z filmu science-fiction). Nie tylko dlatego, że ten model auta jest nader rzadko widywany na naszych drogach. Nie tylko z powodu naprawdę okazałych rozmiarów i ostrego, czerwonego koloru karoserii. Po prostu GT-R całą swoją prezencją daje jednoznacznie do zrozumienia, że mamy do czynienia z poważnym zawodnikiem pierwszej ligi. I to niezależnie, z której strony się go ogląda.

Reklama

Z tyłu - ogromny spojler na klapie bagażnika, cztery końcówki wydechu o otworach, w które śmiało mógłby wpełznąć nawet mocno otłuszczony jamnik. Z boku - kute obręcze dwudziestocalowych kół, zza których przezierają złote zaciski hamulców, stromo opadająca ku tyłowi linia dachu, wyraźnie zarysowane przednie błotniki z wlotami powietrza, bardzo szeroko otwierające się bezramkowe drzwi z nietypowymi klamkami. Z przodu - masywny, niemal dotykający nawierzchni jezdni zderzak, reflektory wykonane w technologii full LED,  ciekawy grill z umieszczoną pośrodku nazwą modelu.

Ekskluzywne wnętrze? Jak najbardziej. To właśnie wystrój kabiny przy okazji  ostatniej, ogólnie dość gruntownej modernizacji przeszedł największą metamorfozę. Zmniejszono - z 27 do 11 - liczbę przycisków na desce rozdzielczej; dodano ośmiocalowy centralny ekran dotykowy; uproszczono sposób zarządzania poszczególnymi funkcjami samochodu. Pozostały wysokiej jakości materiały: włókno węglowe, aluminium, skóra... Tapicerka foteli (w udostępnionym nam samochodzie w kolorze kremu waniliowego), jak wynikało z umieszczonej na boku ich oparć metki, to wyrób rękodzielniczy.

Za zaskakująco dużej średnicy kierownica siedzi się wygodnie. Z tyłu... Cóż, recenzując tego rodzaju, teoretycznie czteroosobowe auta piszemy często, że przestrzeń między siedziskiem tylnej kanapy, a odsuniętym fotelem kierowcy wystarcza co najwyżej na wciśnięcie tam ułożonej na płasko dłoni. Nie mamy pewności, czy w nissanie GT-R dałoby się wsunąć w to miejsce kartkę papieru. Można odnieść wrażenie, że tylne fotele w tym aucie służą wyłącznie jako obudowa głośników pokładowego systemu audio, firmowanego przez renomowaną markę Bose - elementy zostały one umieszczone tam, gdzie zazwyczaj znajduje się podłokietnik. Tak czy inaczej z uwagi na wystrój i poziom wykończenia kabiny przyznajemy nowemu nissanowi GT-R zaszczytny tytuł Pieściciela Zmysłów.

Potężny silnik? Bez żadnych wątpliwości. Sześć cylindrów, 24 zawory, 3.8 litra pojemności, dwie turbosprężarki, ręczny montaż. Moc: 570 KM. Maksymalny moment obrotowy: 637 Nm. Są jakieś pytania? Nie? W takim razie można siadać. Oczywiście za kierownicę. Kładziemy palec na przycisku z napisem Start Engine i... doznajemy lekkiego rozczarowania. Owszem, silnik po włączeniu zapłonu wyraźnie daje znać: "oto jestem", ale ktoś, kto oczekiwałby ryku, wzbudzającego alarm w innych samochodach, zaparkowanych w promieniu kilometra, będzie zawiedziony. To samo dotyczy wrażeń akustycznych podczas jazdy. Nissan chwali się, ile pracy włożył w wyciszenie wnętrza kabiny nowego GT-R. Chyba był to zbędny wysiłek...

Nie można natomiast narzekać na brak emocji, płynących z samej jazdy japońskim coupe, czy ściślej: z prowadzenia tego potwora. Te są gwarantowane. Nieco mocniejsze naciśnięcie pedału gazu działa niczym katapulta. Przyspieszenie od 0 do 100 km - w ciągu 2,7 sekundy (!). Prędkościomierz - wyskalowany do 340 km/godz. (liczba 100 widnieje tam, gdzie w innych autach... 20). Fantastyczna stabilność i zwinność, niewzruszona pewność w pokonywaniu zakrętów, precyzyjny układ kierowniczy, napęd 4x4 (w rozdziale momentu obrotowego faworyzujący oś tylną), skuteczne hamulce. To wszystko zachęca do szaleństw na drodze. Jeżeli nie będziemy się pilnować, okaże się, że ten model Nissana zasługuje na miano Odbieracza Praw Jazdy.                 

Jeżdżąc nissanem GT-R nie czujesz prędkości. Do twoich uszu dobiega jedynie lekki świst pracujących turbosprężarek. Możesz się też lekko zdekoncentrować, obserwując informacje na centralnym wyświetlaczu. W kolejnych "widokach własnych" ukazują się dane dotyczące: ciśnienia i temperatury oleju w silniku oraz przekładni (świetna, dwusprzęgłowa, sześciobiegowa), wyrażonej w procentach siły nacisku na pedały przyspieszenia lub hamulca, przeciążeń przy przyspieszaniu, hamowaniu, w skręcie, ciśnienia w układzie wspomagania, intensywności przepływu paliwa itd. Za "nieporozumienie" uznajemy za to Eco Driver Report. W każdym razie w tej kategorii my uzyskaliśmy wynik 4 na 100 możliwych punktów. Chyba nie ze względu na średnie zużycie paliwa: 19,6 l/100 km.

Wygląd, napęd, emocje... A co z ceną? Ta rzeczywiście jest słona.  Za testowany egzemplarz (wersja Prestige) należałoby zapłacić dokładnie 542 300 zł. To mnóstwo pieniędzy, choć z drugiej strony i tak kwota dwukrotnie niższa od tej widniejącej na rachunku za porównywalne pod względem mocy i osiągów porsche 911 Turbo S. A zatem piekielnie drogo, ale jednocześnie jakby okazyjnie...

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy