Infiniti Q50 2.0 Sport. Limuzyna z górnej półki

To z pewnością jeden z najnowocześniejszych i najoryginalniejszych samochodów, jakimi mieliśmy okazję ostatnio jeździć. Tym ciekawszy, że chociaż zadebiutował w Polsce jeszcze w ubiegłym roku, to wciąż bywa na naszych drogach rzadkością. Mowa o Infiniti Q50, luksusowym japońskim sedanie, którego gama silnikowa została właśnie wzbogacona o turbodoładowaną jednostkę benzynową o mocy 211 KM.

W stylistyce Infiniti dostrzegamy pewne podobieństwa do Lexusa, zwłaszcza jeżeli patrzymy na oba te auta z przodu. Takie skojarzenia są dobrą rekomendacją. Q50 prezentuje się dynamicznie i zdecydowanie niebanalnie. Jednak coś za coś - jego nadwozie to koszmarny sen blacharza, tyle tu przetłoczeń, fantazyjnych przejść i nietypowych kształtów. Agresywnie uformowany zderzak, charakterystyczny grill, czy sierpowate wygięcie w słupku C to tylko niektóre przejawy najwyraźniej niczym nie ograniczanej wyobraźni  dizajnerów, zatrudnionych przy projekcie Q50.

Reklama

Zajrzyjmy do środka auta. Czy jest tam równie ciekawie? "Gościnność pobudzającej wyobraźnię przestrzeni można mierzyć umiejętnością wzbudzania Twoich emocji" - tak przedstawiają zalety wnętrza samochodu autorzy firmowych materiałów promocyjnych. Wszelkie próby konkurowania z podobnymi sformułowaniami są z góry skazane na niepowodzenie. Dlatego ograniczymy się do stwierdzenia, że utrzymana w czarno-srebrnej tonacji kabina Q50 stanowi udane połączenie nowoczesności i elegancji. Nie brakuje tu interesujących detali, jak choćby wewnętrzne klamki drzwi czy kojarzące się z turbiną pierścienie wokół prędkościomierza i obrotomierza.

Naszą uwagę zwróciły jednak przede wszystkim fotele. Świetnie wyprofilowane, bardzo wygodne, pokryte miłą w dotyku skórą, z wysuwaną częścią zwiększającą podparcie ud, podgrzewane, z pełną elektryczną regulacją. Śmiało można wobec nich użyć określenia: "jedne z najlepszych na rynku".

Kiedy już nacieszyliśmy się komfortem foteli nasz wzrok powędrował w kierunku kokpitu, na którym królują trzy ciekłokrystaliczne wyświetlacze. Najmniejszy z nich znajduje się na wprost przed oczami kierowcy, dwa pozostałe - dużo większe - umieszczono centralnie, na przedłużeniu masywnej konsoli, oddzielającej przednie siedzenia. Na górnym ekranie wyświetlana jest m.in. mapa nawigacji oraz obraz z kamer niezwykle rozbudowanego systemu bezpieczeństwa, dolny przekazuje informacje z komputera pokładowego, służy też do konfigurowania rozmaitych ustawień, jak również do obsługi telefonu  oraz rozlicznych aplikacji i funkcji. Ich mnogość, dość zagmatwany dla początkującego sposób prezentacji danych oraz złożony sposób zarządzania systemem infotainment za pomocą dotykowych ekranów, pokrętła na konsoli i rozmieszczonych w różnych miejscach przycisków sprawia, że poznanie samochodu od tej strony wymaga sporo czasu i otwartej głowy.

Na szczęście procesu wyboru opcji nie trzeba przechodzić wciąż od nowa, bowiem samochód umożliwia personalizację poszczególnych ustawień (położenie foteli i kierownicy, praca klimatyzacji, działanie elektronicznych wspomagaczy itp.) i dopasowanie ich do upodobań zdefiniowanych użytkowników. Skomplikowane? Trochę tak, ale w praktyce pomocne...

Wnętrze Q50 imponuje nowoczesnością, elegancją, starannością wykończenia, ale, niestety, nie przestronnością. Owszem, z przodu miejsca nie brakuje, za to z tyłu jest już ciasnawo. Dotyczy to zarówno przestrzeni na nogi, jak i nad głowami pasażerów. Zastrzeżenia można mieć także do niezbyt funkcjonalnej części bagażowej (nieregularny kształt kufra, niewielki otwór załadunkowy).

No, ale najwyższy czas uruchomić - przyciskiem  przy panelu instrumentów - silnik. Jak wspomnieliśmy, jest to nowość, uzupełniająca dotychczasową ofertę, na którą składały się diesel 2.2 l i jednostka hybrydowa. Teraz dołączył do niej dwulitrowy (1991 ccm), czterocylindrowy, turbodoładowany benzyniak z bezpośrednim wtryskiem  paliwa. Dysponuje on mocą 211 KM i momentem obrotowym o maksymalnej wartości 350 Nm. Napęd na tylne koła przenosi siedmiobiegowa przekładnia automatyczna.

Trzeba powiedzieć, że taki zestaw działa bardzo sprawnie. Licząca 4,8 metra długości limuzyna żywo reaguje na wciśnięcie pedału gazu (według danych fabrycznych od 0 do 100 km/godz. przyspiesza w ciągu 7,2 sekundy, prędkość maksymalna wynosi 245 km/godz.), aczkolwiek przy ostrzejszym potraktowaniu daje się wyczuć wyraźne szarpnięcia podczas zmiany biegów.

Kierowca ma do dyspozycji kilka trybów jazdy: Standard, Sport, Snow (śnieg) oraz Personal. Indywidualizować można m.in. pracę silnika, skrzyni biegów, układu kierowniczego, co jest oznajmiane komunikatami w rodzaju: "Mocne czucie kierownicy i większy wysiłek. Dobra responsywność i szybszy współczynnik skrętu". Fajnie, że po polsku, niefajnie, że nie bardzo wiadomo, o co chodzi...

Głównym i najmocniej lansowanym technicznym wyróżnikiem Infiniti Q50 jest brak klasycznego, mechanicznego układu kierowniczego. Został on zastąpiony nowatorskim systemem Steer-by-Wire. Sterowaniem kołami zamiast przekładni i drążków zajmuje się elektronika i dwa silniki elektryczne. W praktyce ta rewolucyjna zmiana jest dla nie poinformowanego o niej kierowcy nieodczuwalna. Oczywiście jak zawsze w przypadku podobnych cudeniek pojawiają się pytania o niezawodność zastosowanych rozwiązań. Cóż, japońscy inżynierowie zapewniają, że nie ma co do tego żadnych obaw, ale na wszelki wypadek wyposażyli system w stosowne, aż potrójne zabezpieczenia.

Wspomnieliśmy o rozbudowanych systemach bezpieczeństwa w Q50 (oficjalnie noszą one dumną nazwę Dynamicznej Tarczy Bezpieczeństwa Infiniti). Składa się nań liczny zastęp elektronicznych asystentów. Co ciekawe, całą tę drużynę można uruchomić jednym przyciskiem na kierownicy. Wtedy, przynajmniej przy jeździe na wprost, samochód może w zasadzie obejść się bez ingerencji kierowcy. Sam zadba o zachowanie odpowiedniej odległości od poprzedzającego pojazdu, sam będzie pilnował się, by nie opuścić zajmowanego pasa ruchu itd.  

Zawieszenie testowanego Infiniti początkowo wydawało się nam nieco zbyt twarde, ale szybko się do niego przyzwyczailiśmy, doceniając stabilne zachowanie auta w szybko pokonywanych łukach. Na oddzielną pochwałę zasługuje perfekcyjne wyciszenie wnętrza, pozwalające bez przeszkód rozkoszować się muzyką ze znakomitego systemu audio firmy BOSE.

Podczas jazd testowych średnie zużycie paliwa wahało się, jak wskazywał komputer pokładowy, między 9,5 a 10,5 litra na 100 km. Wynik ten trzeba uznać za zadowalający, chociaż wyraźnie gorszy niż spalanie deklarowane przez producenta (6,3-6,5 l/100 km).

Na koniec, jak zwykle, o cenach.  Te w przypadku Q50 2.0 AT zaczynają się od 151 500 zł, a w odmianie Sport, którą jeździliśmy - od 170 500 zł. Po doposażeniu auta do poziomu testowanego egzemplarza (pakiety: multimedialny - 11 388 zł, komfort - 2173 zł, widoczność - 4607 zł, tarcza bezpieczeństwa - 9 302 zł, ponadto okno dachowe - 3912 zł oraz lakier metalizowany - 3130 zł) przekroczymy granicę 200 000 zł. To dużo pieniędzy, ale pamiętajmy, że mówimy o naszpikowanej nowoczesnymi technologiami limuzynie z naprawdę wysokiej półki. A taki pojazd musi przecież swoje kosztować... 


      

 .

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy