Policja bezpodstawnie zatrzymała mu prawo jazdy?

Polacy wciąż hurtowo tracą na trzy miesiące uprawnienia do prowadzenia pojazdów w związku z przekraczaniem – o ponad 50 km/h – prędkości w terenie zabudowanym.

Tylko w miniony wtorek gdańscy policjanci zatrzymali prawa jazdy czterem kierującym. Niechlubnym rekordzistą okazał się być 29-letni kierowca Seata Toledo, który - przynajmniej wg policyjnego rejestratora - w terenie zabudowanym poruszał się z prędkością 167 km/h!

Do zdarzenia doszło około godziny 11:40 na ulicy Sucharskiego w Gdańsku, gdzie obowiązuje ograniczenie prędkości do 70 km/h. Wg funkcjonariuszy kierowca przekroczył dopuszczalną prędkość aż o 97 km/h. Mężczyzna ukarany został mandatem karnym - na jego konto trafiło też 10 punktów karnych. Chwilę później mundurowi zatrzymali też osobowego Citroena, którym 36-letni gdańszczanin jechał o 73 km/h za szybko.

Reklama

O ile, co do samego faktu przekroczenia prędkości przez kierujących nie mamy żadnych wątpliwości, o tyle budzi je - prezentowany na filmie - sposób przeprowadzenia pomiaru. Trudno nie zauważyć, że materiał zarejestrowano przy trzynastokrotnym powiększeniu. W dodatku - co pokazuje zapis z rejestratora - policyjny radiowóz musiał się szybko rozpędzić, by dogonić poprzedzający pojazd. Przypominamy, że urządzenia te nie są wyposażone w radarowe mierniki prędkości, a podają jedynie szybkość z jaką porusza się... sam radiowóz. Chcąc więc dokonać wiarygodnego pomiaru, policjant musi - na odcinku co najmniej 100 m - poruszać się z taką samą prędkością, jak "ścigany" pojazd.

Na nagraniu widać, że w chwili rozpoczęcia pomiaru radiowóz poruszał się z prędkością 163 km/h. w 2,1 s później - gdy pomiar został zakończony - jego prędkość wynosiła już 171,6 km/h. Oznacza to, że wyposażony w urządzenie rejestrujące pojazd przyspieszał (gdy rejestrowane auto wydaje się zwalniać). Wynik 167,8 km/h, jaki przypisany został kierowcy Seata, trudno więc uznać za wiarygodny. Przy takim wykorzystaniu rejestratora rozbieżności w rzeczywistej i zarejestrowanej prędkości mogą być zaskakująco duże.

Pomimo tego musimy przyznać, że nagranie faktycznie zdaje się wskazywać, że kierowca Seata przekroczył prędkość. Ale o ile? Tego nie da się oszacować "na oko". A ponieważ pomiar prędkości został przeprowadzony niepoprawnie (radiowóz przyspieszał i zbliżał się do auta ściganego), nie stanowi on wiarygodnego dowodu. Niestety, nawet gdyby kierowca nie przyjął mandatu (grzywna i 10 punktów karnych) i poprosił o skierowanie sprawy do sądu, i tak pewnie by przegrał. Z doświadczenia wiemy, że sądy w takich sytuacjach uznają błędnie dokonane pomiary, jako wiarygodne dowody. Bez względu też na to, czy kierowca Seata przyjąłby mandat, czy nie, nie uniknąłby odebrania prawa jazdy na 3 miesiące. Całe zdarzenie miało bowiem miejsce (wbrew pozorom) w terenie zabudowanym. W takiej sytuacji, jeśli policjant uważa, choćby bezpodstawnie, że przekroczyliśmy prędkość o 50 km/h, może nam zabrać prawo jazdy, bez możliwości obrony czy odwołania.

By uniknąć tego typu nieścisłości i oszczędzić pracy i tak przeciążonym już sądom, mundurowi powinni wreszcie zostać wyposażeni w sprzęt, który nie będzie pozostawiał wątpliwości, co do prawidłowości pomiaru. Problem niedoposażenia polskiej policji sięga zdecydowanie głębiej, niż tylko do nieoznakowanych radiowozów z wideorejestratorami. Zdaniem wielu prawników, określonych przepisami wymogów nie spełniają również podstawowe, ręczne mierniki prędkości Rapid 1A czy Iskra-1, które stanowią zdecydowaną większość z ogólnej liczby przeszło 800 radarów wykorzystywanych przez policję. Pierwszy nie potrafi np. odróżnić pojazdu zbliżającego i oddalającego się, a drugi nie daje, między innymi, możliwości zweryfikowania pojazdu, którego prędkość została zmierzona...

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy