​Nowa metoda złodziei. Na monetę!

Środek dnia, centrum miasta. Kierowca dostrzega nagle, że na jego pasie ruchu leży - zwijający się w konwulsjach - pieszy. Nagłe hamowanie i po chwili podróżujący autem mężczyzna jest już przy potrąconym...

W tym momencie sprawy przybierają dziwny charakter. Ranny - z pozoru - przechodzień, w mgnieniu oka, podrywa się do pionu i co sił w nogach biegnie w kierunku samochodu. Reszty możecie się już domyśleć. Trzaśnięcie drzwiami, pisk opon i warte grubo ponad 200 tys. zł auto znika za zakrętem. Z dokumentami...

Przedstawiony scenariusz nie jest wcale wymysłem scenarzystów hollywoodzkich produkcji. Do tego typu kradzieży coraz częściej dochodzi również na polskich ulicach.

Złodzieje luksusowych aut wykazują się, niestety, coraz większą kreatywnością. Do standardowych zachowań zaliczyć można kilka metod, w których prym wiodą: "na koło", stłuczkę i "na butelkę".

Reklama

W pierwszej amatorzy cudzej własności wcielają się w rolę "uprzejmych" kierujących. Jadąc sąsiednim pasem lub bezpośrednio za upatrzonym pojazdem - trąbiąc i machając rękami - starają się zwrócić uwagę kierowcy wskazując na usterkę ogumienia. Gdy ten, zaniepokojony, zatrzyma się by sprawdzić, co się dzieje, jeden z napastników wskakuje za kierownicę i odjeżdża.

Swego czasu najpopularniejszą z metod kradzieży aut bezpośrednio z ulicy lub parkingu przy centrum handlowym, była metoda "na stłuczkę". Złodzieje podstawionym pojazdem (z reguły kradzionym lub z kradzionymi numerami rejestracyjnymi) doprowadzali do najechania na tył upatrzonego pojazdu lub zajeżdżali mu drogę w taki sposób, by doprowadzić do niegroźnego zderzenia. Dalej wszystko działo się już "standardowo". Gdy kierowca wychodził z samochodu jego miejsce zajmował jeden ze złodziei...

Jedną z nowszych jest kradzież "na butelkę". Złodzieje umieszczają plastikową butelkę w jednym z tylnych nadkoli auta. Później wystarczy im już tylko obserwacja pojazdu. Z uwagi na nienaturalne odgłosy emitowane przez butelkę w czasie jazdy, kierowcy - podejrzewając usterkę koła lub zawieszenia - szybko się zatrzymują i wychodzą sprawdzić, co się stało...

Najbezczelniejsi amatorzy cudzej własności - na parkingach przy centrach handlowych - stosują też metodę "na kartkę", a nawet na... "karne" naklejki za "złe" parkowanie. Polega ona na umieszczeniu za tylną szybą kartki lub wspomnianej naklejki znacznie ograniczającej widoczność. Kierowca, z reguły, zauważa ją dopiero po wejściu do samochodu. Wychodzi więc, by usunąć zasłaniające mu pole widzenia przedmioty.

Nie sposób przeoczyć, że każda z przedstawionych metod żeruje na "instynktownym" działaniu kierowcy, który - opuszczając pojazd - zazwyczaj zostawia kluczyki w stacyjce. Z tego względu - niezależnie czy oddalamy się na metr czy 10 metrów od pojazdu - ZAWSZE - zabierajmy ze sobą kluczyk.

Dotyczy to również sytuacji, w których - chociażby na stacji benzynowej - we wnętrzu pojazdu pozostawiamy dzieci. Policja kilkukrotnie notowała już przypadki kradzieży auta z dziećmi w środku. Złodziej - z reguły - wysadzał pociechę kilkaset metrów dalej i odjeżdżał.

O nowej metodzie złodziei pisze prasa amerykańska. Metodą tą jest... niewielka moneta władana w klamkę od strony pasażera. Kierowca wysiada z samochodu, zamyka go pilotem i odchodzi, będąc pewnym, że jego pojazd jest bezpieczny. Ten złodziejski trik powoduje, że nie działa tzw. centralny zamek, i de facto auto pozostaje otwarte.

Jak czytamy w Washington Weekly News nie każdy samochód jest podatny na tę metodę, ale gdy właściciel  zobaczy monetę w klamce swojego pojazdu musi być czujny. Wszystko bowiem wskazuje na to, że jego samochód jest "namierzany" przez złodziei.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy