Mandat za granicą? Znajdą cię!

Ministrowie transportu krajów "27" mają dzisiaj uzgodnić nowy system wymiany danych, który umożliwi identyfikację i ściganie zagranicznych kierowców łamiących przepisy na drogach UE.

Ma to położyć kres ich poczuciu bezkarności i ograniczyć liczbę wypadków.

"Mamy nadzieję, że jutro uda nam się przyjąć porozumienie" - powiedziała rzeczniczka KE ds. transportu Helen Kearns.

Źródła dyplomatyczne podały, że po rozwianiu niemieckich zastrzeżeń formalnych jest zgoda krajów UE na nowe przepisy.

Obecnie kierowca, który przekroczy dozwoloną prędkość w innym państwie Unii Europejskiej, pozostaje, poza nielicznymi wyjątkami, bezkarny. System automatycznych radarów i kamer nie jest w stanie ustalić jego tożsamości. Podobnie jest w przypadku kontroli przez policję, która nie ma środków, by potwierdzić dane schwytanego na jeździe po pijanemu zagranicznego kierowcy i jego samochodu.

Reklama

Ta bezkarność nie tylko niekorzystnie wpływa na bezpieczeństwo drogowe, ale także jest dyskryminująca w stosunku do krajowych sprawców wykroczeń, którzy ponoszą kary.

W nowym systemie belgijska policja będzie mogła zwrócić się o identyfikację np. polskiego kierowcy, który dostanie po polsku list z nakazem zapłacenia mandatu. "Otworzymy dla siebie nawzajem bazy danych o numerach rejestracyjnych" - powiedziała Kearns.

Zgodnie z propozycją KE będzie tak w przypadku przekroczenia dozwolonej prędkości, jazdy pod wpływem alkoholu, jazdy bez zapiętych pasów bezpieczeństwa oraz przejechania na czerwonym świetle. Razem te cztery kategorie złamania prawa są powodem trzech czwartych wypadków śmiertelnych na drogach UE.

W toku prac legislacyjnych doszły kolejne przewinienia: jazda pod wpływem narkotyków, jazda po pasie awaryjnym na autostradzie, korzystanie z telefonu komórkowego w czasie jazdy, jazda na motocyklu bez kasku.

W krajach, gdzie rozbudowany jest system automatycznych kontroli radarowych (np. Francja, Belgia, Wielka Brytania i Luksemburg) możliwość natychmiastowej identyfikacji zagranicznych kierowców łamiących prawo ma szansę wpłynąć na lepsze egzekwowanie mandatów, których obecnie nawet się nie wystawia, skoro nie wiadomo, pod czyj adres mają trafić.

Belgii, która przewodniczy teraz UE, zależy na porozumieniu, bo jest to kraj licznie odwiedzany przez niemieckich, francuskich, holenderskich i polskich kierowców.

Dane dla poszczególnych krajów UE pokazują skalę problemu: we Francji zagraniczni kierowcy stanowią 5,1 proc. wszystkich użytkowników dróg, ale odpowiadają aż za 15 proc. przypadków przekroczenia prędkości. W niewielkim, tranzytowym Luksemburgu to odpowiednio 14 i 30 proc.

Porozumienie polityczne, które ma być zawarte w czwartek, ma jeszcze zatwierdzić Parlament Europejski. Potem kraje będą miały dwa lata na wdrożenie przepisów.

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: mandat
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy