Kto kradnie w Anglii samochody. I po co?

Ukradziono ci samochód... Ktoś wybił szybę w aucie, skuszony widokiem laptopa, telefonu, torebki, pozostawionych lekkomyślnie na siedzeniu... Ktoś wyłamał zamek w ramach "badań przesiewowych", czyli w poszukiwaniu cennych przedmiotów ukrytych w bagażniku czy schowkach... Narzekacie na policję, że nic zrobiła, by wytropić złodziei i odzyskać twoją własność? Irytują was pisma z prokuratury z okrągłą formułką o umorzeniu dochodzenia, bowiem "pomimo intensywnych działań nie udało się wykryć sprawców"? Być może pocieszy cię wiadomość, że w innych krajach wcale nie jest pod tym względem lepiej.

W Wielkiej Brytanii kradnie się co roku około 70 000 samochodów. Z informacji zebranych i opublikowanych przez tamtejsze firmy ubezpieczeniowe wynika, że tylko jedna na dziesięć kradzieży kończy się ujęciem złodziei i postawieniem ich przed obliczem wymiaru sprawiedliwości. W 43 proc. przypadków policja nie podejmuje żadnych działań w tym kierunku. Do prawowitych właścicieli trafia z powrotem jedynie 29 proc. utraconych samochodów.

Jeszcze gorzej prezentują się dane, dotyczące włamań do aut i kradzieży znajdujących się w nich przedmiotów: tu policja pozostaje bezczynna aż przy 82 proc. przestępstw, a zaledwie co pięćdziesiąty (2,4 proc.) amator cudzej własności zostaje złapany i osądzony. Zresztą prawdopodobnie zbyt łagodnie, bowiem co trzeci ze sprawców przestępstw, których ofiarą padają zmotoryzowani Brytyjczycy i ich pojazdy, po ukaraniu ponownie wkracza na złodziejską ścieżkę. 

Reklama

Współczesne samochody są coraz lepiej zabezpieczane przed kradzieżą. Jednocześnie krążą legendy o znakomitym fachowym przygotowaniu złodziei i o używanym przez nich wyrafinowanym sprzęcie, służącym do pokonywania owych zabezpieczeń. Tymczasem na takie skomplikowane, kosztowne urządzenia mogą pozwolić sobie tylko wyspecjalizowane gangi. Według brytyjskiej policji zdecydowana większość skradzionych aut została uruchomiona za pomocą oryginalnych kluczyków, wyjętych z kieszeni czy torebek nieostrożnym właścicielom lub zabrana przy okazji włamań do mieszkań. Stąd apel o zachowanie czujności, nie noszenie kluczyków w łatwo dostępnych dla kieszonkowców miejscach, nie pozostawianie ich przy drzwiach wejściowych do domów, na parapetach okiennych w przedpokojach itp. Drogie wozy powinny być wyposażane w urządzenia, umożliwiające ich wyśledzenie po kradzieży.

Najbardziej zagrożonym przestępczością samochodową miastem w Wielkiej Brytanii jest Manchester. Statystycznie ofiarą takich czynów każdego roku pada tam 198 na 10 000 zarejestrowanych samochodów. Na drugim miejscu jest liczące około 300 tys. mieszkańców Bradford w hrabstwie West Yorkshire (176), a dopiero na trzecim stołeczny Londyn (162). Dużo bezpieczniejsza od Anglii jest Szkocja. Na przykład w  Glasgow powyższy wskaźnik wynosi 48, a w Edynburgu 86.

Prawdziwą plagę stanowią akty wandalizmu i tzw. szkody parkingowe. Tu najwięcej powodów do narzekania mają londyńczycy. Co trzeci z nich twierdzi, że przynajmniej raz jego pojazd padł ofiarą tego typu zdarzenia (ciekawe, że w tej statystyce bardzo dobrze wypadają wspomniane wyżej miasta Manchester i Bradford).

Warto zauważyć, że chociaż Wielka Brytania uchodzi za kraj dżentelmenów, to średnio tylko w 9 na 100 przypadków sprawca szkody wkłada za wycieraczkę uszkodzonego auta karteczkę ze swoimi danymi.

To nic przyjemnego, gdy po powrocie na parking zauważamy, że ktoś przytarł lakier na nadwoziu naszego samochodu, uszkodził zderzak czy wgniótł błotnik. Dlatego brytyjskie towarzystwa ubezpieczeniowe radzą kierowcom, by szukali nawet bardziej oddalonego od celu podróży, ale za to bezpieczniejszego miejsca do zaparkowania - nie warto wciskać się na siłę w każdą lukę, ryzykując co najmniej porysowaniem drzwi. I tę radę trzeba uznać za uniwersalną, obowiązującą pod każdą szerokością geograficzną...    

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy