Kierowca skazany za oskarżenie policjanta o wzięcie łapówki

Rok więzienia w zawieszeniu, do zapłaty 10 tys. zł zadośćuczynienia i nakaz pisemnych przeprosin - taki prawomocny wyrok zapadł w czwartek przed Sądem Okręgowym w Białymstoku wobec mężczyzny, który pomówił policjanta wydziału ruchu drogowego o przyjęcie 10 tys. zł łapówki.

Sąd odwoławczy utrzymał tym samym wyrok pierwszej instancji, oddalając apelację obrońcy wnioskującego o uniewinnienie.

Według aktu oskarżenia, kierowca zatrzymany do kontroli w grudniu 2012 roku, potem w sumie dziewięciokrotnie zeznał nieprawdę "co do istotnych okoliczności, w tym dotyczących czasu i miejsca przyjęcia" łapówki przez policjanta z komendy miejskiej policji w Białymstoku. Miało to być 10 tys. zł korzyści majątkowej za odstąpienie od czynności służbowej; chodziło o kontrolę drogową.

Zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa kierowca złożył w połowie 2013 roku, a potem kolejno aż do początku 2016 roku składał podobne zeznania jako świadek w postępowaniu karnym. Zrobił to m.in. w Prokuraturze Okręgowej w Białymstoku, policyjnym Biurze Spraw Wewnętrznych, a potem również przed białostockim sądem rejonowym.

"Fałszywie oskarżył funkcjonariusza o popełnienie czynu zabronionego (...) wiedząc, że przestępstwa nie popełniono" - taki usłyszał zarzut. W czerwcu ub. roku sąd pierwszej instancji uznał go za winnego. Skazał go na rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata, nakazał również pisemne przeprosiny policjanta po uprawomocnieniu się tego orzeczenia i zapłatę na jego rzecz zadośćuczynienia.

W innym procesie policjant został prawomocnie uniewinniony. Toczyło się też wobec niego postępowanie dyscyplinarne (m.in. był zawieszony w czynnościach), wskutek którego odszedł ze służby.

Utrzymując wyrok skazujący wobec kierowcy sąd okręgowy przypominał, że mężczyzna zmieniał swoje zeznania dotyczące np. tego, skąd wziął pieniądze na łapówkę; w różnych zeznaniach różniły się od siebie kwoty, które miał przy sobie, podjął z bankomatu lub pożyczył od znajomych. Sąd okręgowy - podobnie jak rejonowy - uznał za nieprawdopodobne, by kierowca tego nie pamiętał, jak zdobył rzekomo wymaganą kwotę, zwłaszcza że nie chodziło o 100 czy 200 zł.

Ważnymi dowodami były też bilingi jego rozmów telefonicznych oraz dane z logowania jego telefonu; te ostatnie nie zgadzały się z informacjami o miejscu i czasie, w którym miał rzekomo przekazać łapówkę funkcjonariuszowi. Jednocześnie sąd zwracał uwagę, że na pewno doszło do zatrzymania i kontroli, czego dowodem była dokumentacja sporządzona przez policjanta z wręczenia kierowcy 100 zł mandatu za jazdę bez zapiętych pasów oraz zapisy miejskiego monitoringu.

Nawiązując do pomówienia sędzia Dariusz Niezabitowski przyznał, że w ten sposób doszło do "zniszczenia" życia zawodowego i prywatnego policjanta. "Trudno bagatelizować zachowanie oskarżonego i mówić, że nic się nie stało. Stało się i to znalazło wyraz m.in. w rozstrzygnięciu o zasądzeniu tytułem zadośćuczynienia kwoty 10 tys. zł" - uzasadniał. Podkreślał, że takie zachowania, za jakie zapadł ten wyrok, należy "z całą stanowczością napiętnować".

Sąd przyznał, że do końca nie wiadomo, czym kierował się skazany kierowca. "To pozostanie słodką tajemnicą oskarżonego, choć należy zaznaczyć, że między wierszami, przy ostatnim rozpoznaniu sprawy, pojawił się motyw kwestii osobistych" - dodał sędzia Niezabitowski. 

Reklama
PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy