Kancelaria Sejmu kupuje nowe limuzyny! Bardzo skromne limuzyny

Kiedy mowa o przetargach na samochody, którymi będą jeździli politycy, zwykle przed oczami mamy bogato wyposażone limuzyny marek premium. Tymczasem najnowszy taki przetarg ma zaskakująco skromne wymogi.

Już sama nazwa przetargu jest bardzo wymowna - "Zakup 3 samochodów osobowych w związku z wycofaniem z użytkowania w Kancelarii Sejmu najbardziej wyeksploatowanych środków transportu". Nie dość, że mowa tylko o trzech pojazdach, to na dodatek wytłumaczono, dlaczego zdecydowano się na ich zakup.

Same auta muszą być czterodrzwiowymi, pięcioosobowymi sedanami, mającymi przynajmniej 4860 mm długości oraz rozstaw osi wynoszący minimum 2830 mm. Pod maską musi się znaleźć 2-litrowy silnik benzynowy o mocy co najmniej 184 KM, współpracujący ze skrzynią automatyczną - dwusprzęgłową lub "hydrauliczną".

Reklama

Już same te wymogi bardzo zawężają listę modeli, które mogą stanąć do przetargu. Odpada rozsądna Skoda Superb oraz pozujący na auto z wyższej półki Volkswagen Arteon, ponieważ są liftbackami. Liftbackiem jest też Opel Insignia, któremu na dodatek brakuje 1 mm rozstawu osi, by spełnić warunki. Odpadają również Toyota Camry oraz Lexus ES - kupimy je tylko jako hybrydy, co prawdopodobnie już je dyskwalifikuje, ich silnik spalinowy w pojedynkę ma zbyt małą moc. Ostatecznym argumentem na nie jest przekładnia e-CVT, a ponadto Toyota jest odrobinę za mała. To może coś francuskiego? Niedawno zaprezentowany DS 9 byłby bardzo oryginalnym wyborem. Problem w tym, że jego silnik, choć ma 225 KM, to tylko 1,6 l pojemności.

Bystry czytelnik już dawno się domyślił, w którą stronę zmierza ta wyliczanka - żadnych aut klasy średniej, żadnych samochodów japońskich, tylko i wyłącznie niemieckie marki premium. I rzeczywiście Audi A6 45 TFSI, BMW 520i oraz Mercedes E 200 bez problemu mieszczą się w podanych kryteriach, ale nie zapominajmy także o Volvo S90 B4. Co ciekawe, wiele więcej kryteriów nie ma. W wymogach przetargu znajduje się co prawda długa lista wyposażenia, ale duża jego część to rzeczy takie jak... poduszki powietrzne i ABS. Wymagane są też światła LED, felgi aluminiowe oraz elektrycznie sterowane szyby i gumowe dywaniki. Ze "zbytków" można wskazać nawigację, ale akurat każdy z wymienionych modeli jest w nią standardowo wyposażony. Dopłaty wymaga jedynie lakier metalizowany (koniecznie czarny) oraz przynajmniej trójstrefowa klimatyzacja. Nawet skórzana tapicerka nie jest wymagana - zamawiającemu wystarczy czarna materiałowa.

Wszystkie te samochody kupimy za 220-230 tys. zł. Wyjątkiem jest Audi wycenione na 253 tys. zł, ale to dlatego, że najsłabszy dostępny silnik benzynowy ma 265 KM, więc znacząco przewyższa konkurentów, którzy nie przekraczają bariery 200 KM. Tymczasem budżet na zakup wszystkich trzech pojazdów wynosi... 483 390 zł (brutto). Nie wystarczy więc nawet na dwa egzemplarze Audi A6, a co dopiero na trzy. Kancelaria Sejmu najwyraźniej liczy na promocję "3 w cenie 2".

***

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy