Drogowcy zajęli działki bez zgody ich właścicieli

Przymusowy wykup działek pod budowę drogi nie jest niczym nowym, ale okazuje się, że drogowcy potrafią wykupić tylko część działki od właściciela. A pozostałą część zająć bezprawnie i dziwić się, że komuś może to nie odpowiadać.

63-letni Ewaryst Adamczak mieszka w Rynarzewie niedaleko Bydgoszczy. Państwo Adamczakowie na co dzień zajmują się niepełnosprawnym synem. Spokojne życie rodziny zmieniło się trzy lata temu, gdy dowiedzieli się, że po sąsiedzku będzie budowana droga ekspresowa. Dziś obawiają się, że stracą znaczą część swojego gospodarstwa.

Adamczakowie zostali zmuszeni do sprzedaży części gospodarstwa pod budowę drogi. Następnie decyzją wojewody czasowo zajęto kilka arów ich działki. Drogowcy składowali tu ciężki sprzęt. Niestety z biegiem czasu rodzina straciła kolejny areał. Kilka tygodni temu drogowcy na ich działce wybudowali rów melioracyjny, który podzielił nieruchomość.

Reklama

- Ja byłem w domu, jak oni weszli mi na działkę. I dlatego wezwałem policję. Ja nie wyrażałem zgody na wybudowanie. Na zajęcie tymczasowe tak, ale nie na wybudowanie rowu melioracyjnego - twierdzi pan Ewaryst.

- Jedną część mamy za S5. Drugą mamy z tej strony, podzieloną jeszcze częściowo rowem - mówi pani Hanna, żona mężczyzny.

W takiej samej sytuacji jest Leszek Gutkowski. Mężczyzna do końca bronił swojej działki. Niestety pod jego nieobecność drogowcy rozebrali płot i przekopali działkę. Tym samym zabudowa nieruchomości mężczyzny nie będzie już możliwa, bo powstał na niej niechciany rów. Drogowcy tłumaczą, że zgodnie z prawem mogą zajmować kolejne tereny.

- Generalny wykonawca najprawdopodobniej przeoczył pewne sprawy związane z planowaniem inwestycji i teraz próbuje wejść na prywatny teren i wybudować rów o szerokości sześciu metrów na mojej prywatnej działce - mówi pan Leszek.

- Cała budowa jest realizowana na podstawie decyzji z ZRID, zgodnie z przepisami prawa. Jesteśmy poważnym wykonawcą, który nie może sobie pozwolić na działanie niezgodne z prawem. My nie jesteśmy tutaj, by stwierdzać, czy prawo jest sensowne czy nie - twierdzi Lukas Franc, kierownik budowy.

- Nie jest to typowe urządzenie typu studnia czy oczyszczalnia. Wielu właścicieli nie robi problemów, bo nie jest ten rów melioracyjny dla nich problemem. Czasem nawet błogosławieństwem. Jak ktoś hoduje konie, to koń ma się z czego napić - uważa Lesław Szczepaniak, inżynier kontraktu.

Zarówno sprawa pana Ewarysta, jak i pana Leszka trafią do sądu. Mężczyźni zamierzają starać się o odszkodowanie lub namówić urzędników do wykupu całości zajętych nieruchomości. Jak na razie powiadomili o procederze prokuraturę.

- Czuję się poszkodowany. Myślałem, że żyjemy w państwie prawa i nikt nie będzie chciał mnie oszukać. A tu okazało się, że się mylę - mówi pan Ewaryst.

Interwencja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy