Diesle nie takie złe? Szykuje się wielki powrót!

Afera dieselgate sprawiła, że w krótkim czasie silniki wysokoprężne stały się wrogiem publicznym numer jeden. Niestety, wprowadzanie coraz to bardziej wyśrubowanych norm emisji spalin sprawiło, że europejski przemysł motoryzacyjny znalazł się właśnie w dramatycznej sytuacji. Czy ratunkiem dla samochodowych potentatów ze Starego Kontynentu okaże się... silnik Diesla?

Jeszcze w 2015 roku udział aut z silnikiem Diesla w ogóle rejestracji nowych samochodów osobowych w Europie wynosił 48 proc. Z danych ACEA (Europejskiego Stowarzyszenia Producentów Samochodów) wynika, że w ubiegłym roku było to już tylko 32 proc.

Nie byłoby w tym może nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że od pierwszego stycznia 2020 obowiązują nowe normy emisji spalin. Zgodnie z nimi 95 proc. pojazdów sprzedawanych przez danego producenta emitować może nie więcej niż 95 gramów CO2 na kilometr, a każdy gram emisji ponad normę powoduje naliczanie ogromnych kar. Problem w tym, ze emisja CO2 jest wprost proporcjonalna do ilości zużytego paliwa, a - jak powszechnie wiadomo - samochody z silnikami benzynowymi zużywają go więcej. W efekcie średnia emisja CO2 dla samochodu osobowego w 2018 roku wynosiła już 120,6 CO2/km (z tendencją wzrostową). Efekt jest taki, że producentom nie opłaca się dziś sprzedawać pojazdów z silnikami benzynowymi, które stanowią większość oferty, a ceny i infrastruktura aut elektrycznych daleko odbiegają od oczekiwań nabywców!

Reklama

Ratunkiem okazać by się mogły właśnie auta z niewielkimi silnikami wysokoprężnymi, ale - w wyniku afery dieselgate i działań ekologów (np. zakaz wjazdu do centrów miast) popyt na tego typu pojazdy skokowo zmalał. Niewykluczone więc, że w najbliższym czasie będziemy świadkami prób ocieplenia wizerunku diesli, w czym pomóc mają m.in. najnowsze testy i dane dotyczące ich rzeczywistego wpływu na środowisko.

Przykładowo w jednym z ostatnich numerów niemieckiego Auto Motor und Sport opublikowano wyniki testów drogowych trzech niemieckich aut z silnikami wysokoprężnymi: BMW 520d, Mercedesa GLE 350 de i Volkswagena Golfa 2.0 TDI. Każdy z tych pojazdów mieści się w obowiązującej normie emisji CO2 (95 g/km). W tym przypadku skupiono się wiec na rzeczywistej emisji tlenków azotu NOx, których obecność w atmosferze przypisuje się w głównej mierze właśnie dieslom.

Wyniki faktycznie uznać można za imponujące. Testy w warunkach drogowych (miasto, autostrada, cykl mieszany) wykazały, że każda z nowoczesnych jednostek napędowych z dużym zapasem mieściła się w obowiązującej normie. Najczystszy okazał się Mercedes, który jest hybrydą plug-in z deklarowanym zasięgiem elektrycznym na poziomie 106 km. Efekt? Średnia emisja NOx - zaledwie 16 mg/km.

Rewelacyjnymi wynikami pochwalić się też mógł... Volkswagen Golf. Średnia emisja NOx wyniosła w jego przypadku jedynie 20 mg/km. W mieście było to 30 mg/km, czyli zdecydowanie poniżej wyznaczonej dla tego typu modeli normy. Nawet duże, ciężkie i pozbawione elektrycznego wspomagania napędu BMW 520d ze sporym zapasem zmieściło się w normach. Średnia emisja NOx wyniosła w jego przypadku 29 mg NOx/km.

Przypominamy, że maksymalna emisja NOx dla nowego samochodu osobowego to wg obowiązującej normy Euro 6d-temp - 168 mg NOx/km.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy