Bełkot Jarusia, czyli hołota na CB

Zanim jeszcze nastała era Internetu, ciągnące się godzinami "czatowe" pogawędki uskuteczniano głównie za pomocą CB radia.

Poziom dyskusji stał przeważnie na wysokim poziomie, wymóg rejestrowania tego typu urządzeń sprawiał, że mimo iż większość rozmawiających osób nigdy się nie spotkała, nikt nie był anonimowy. Wraz z przystąpieniem Polski do Unii Europejskiej zniesiono obowiązek rejestracji urządzeń nadawczo-odbiorczych małej mocy. W efekcie kultura dyskusji spadla spadła poniżej poziomu gruntu, do rynsztoka.

Na 19. kanale CB, podobnie jak w Internecie pojawili się spamerzy i trolle, których celem stało się utrudnianie życia kierowcom. Najprzydatniejszym elementem radia szybko stało się pokrętło do redukcji szumów, przez większość czasu z głośnika wydobywa się bowiem "szewski" bełkot. Okazuje się jednak, że z chamstwem na CB można walczyć. Problem w tym, że nie jest to zadanie łatwe.

Reklama

Kilka miesięcy temu, kierowcy przejeżdżający przez Wrocław, niemal codziennie wysłuchiwać musieli głupot, jakimi "raczył" ich pewien niesforny radiowiec. Każdego dnia puszczał na kanale 19 piosenki, przeklinał i obrażał wiele osób. Zbulwersowani kierowcy postanowili działać.

O delikwencie zawiadomiono Urząd Komunikacji Elektronicznej. Ten, za pomocą specjalnego pojazdu szybko namierzył "Jarusia", jak kierowcy zwykli nazywać delikwenta. Zadanie nie było trudne, bowiem używał on silnego nadajnika, którego moc kilkukrotnie przekraczała dopuszczone ustawą 4 waty. Radiowym szaleńcem okazał się być dwudziestoletni Jarosław N., mieszkający na wrocławskim Psim Polu.

Mężczyźnie postawiono zarzuty zagłuszania kanału 19 za pomocą nielegalnego sprzętu. Za uprzykrzanie życia kierowcom grozi mu nawet do dwóch lat pozbawienia wolności.

Niestety, problem w tym, że używając zwykłego, dozwolonego przez prawo, radia o mocy poniżej 4 watt radiowy troll jest niemal bezkarny. Wytropienie takiego delikwenta jest oczywiście możliwe, ale wymaga zaangażowania specjalnego sprzętu. Co zrobić mogą zwykli kierowcy? Jeśli delikwent obraża prezydenta, śmiało możemy udać się na posterunek policji i złożyć zawiadomienie o popełnieni przestępstwa. Zgodnie z artykułem 135 Kodeksu Karnego policja ma obowiązek zająć się sprawą. Za obrazę głowy państwa grozi nawet do 3 lat pozbawienie wolności. Pozostaje jedynie mieć nadzieję, że po trzech miesiącach, "z powodu nie ustalenia sprawcy" postępowanie nie zostanie umorzone. Pewną formą zabezpieczenia się przed taką ewentualnością będzie również powiadomienie o sprawie lokalnych mediów...

Niestety, w przypadku obrażania innych osób publicznych lub przeklinania sprawa ma się jeszcze gorzej. By było ścigane, ubliżanie musi mieć bezpośredni związek z pełnioną funkcją, czego dowiedzenie będzie w sądzie niezwykle trudne. Publiczne używanie wulgarnych słów jest natomiast jedynie wykroczeniem. Zgodnie z artykułem 141 Kodeksu Wykroczeń, za tego typu zachowanie grozi kara ograniczenia wolności, grzywna do 1500 zł lub nagana.

Wygląda więc na to, że najlepszą formą walki z wulgarnością języka jest po prostu solidarność kierowców używających radia. W myśl internetowej zasady "nie karmić trolla" delikwenta najlepiej jest zignorować. Jeśli nikt mu nie będzie odpowiadał, to gadanie do ściany w końcu mu się znudzi...

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: kierowcy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy