Artur Zawisza stał się ofiarą spisku?

Artur Zawisza, były poseł, prowadząc samochód bez uprawnień, które zabrano mu za jazdę po pijaku, potrącił rowerzystkę. Tego dnia został ponownie przyłapany za kierownicą. Internauci nie zostawili na polityku prawicy suchej nitki, tymczasem czyż jego postawa i tłumaczenia nie są typowe dla wielu kierowców? Zatem zamiast oburzać się i pomstować na sprawcę piątkowego wypadku, warto spojrzeć w lustro.

Po pierwsze, bagatelizowanie sprawy.

"Sama kolizja niczym nie różni się od setek podobnych" - pisze na swoim fejsbukowym profilu Artur Zawisza (wszystkie cytaty pochodzą z tego źródła, pisownia oryginału). Ot, incydent jakich wiele. W gruncie rzeczy nie wart uwagi. Owszem, kierowcy jest przykro "tym bardziej, że trzeba świadczyć opiekę lekarską uczestniczce zdarzenia drogowego."

 Z drugiej strony, "w kolizji obyło się bez czyjejkolwiek krwi czy utraty przytomności." Słowem: Polacy, nic się nie stało. I nieważne, że w świetle prawa rzekoma "kolizja" była wypadkiem, bo ofiara zderzenia, jak informują media, ma złamany bark i strzaskane kolano. "Świadczenie opieki lekarskiej" nie ograniczy się do przyklejenia paru plastrów i przepisaniu maści na siniaki, lecz będzie obejmowało poważną operację, a później wielomiesięczną rehabilitację.

Reklama

Po drugie, usprawiedliwianie swojego zachowania obiektywnymi okolicznościami.

Artur Zawisza powołuje się na "wyższą konieczność". Czyżby wiózł rodzącą żonę do szpitala? Nie, chodzi o wyższą konieczność biznesową. "Jechałem rankiem doczytać 11-stronncowy dokument z dzisiejszym terminem wysyłki przez spółkę mojej współwłasności oraz uczestniczyć w kilkugodzinnym spotkaniu negocjacyjnym z trudnym kontrahentem do południa i strategicznej naradzie prawniczej po południu." Strategiczna narada, mocna rzecz, ale internauci pytają, czy tego dnia w Warszawie przestała działać komunikacja publiczna i nie jeździły taksówki. Cóż, rzutki przedsiębiorca, wyznawca tradycyjnych wartości, dbający o rodzinę, przedstawiający się jako jej "jedyny żywiciel", nie ma głowy, by zastanawiać się nad alternatywą wobec jazdy własnym autem. "Znam intencje swoich czynów, znam konieczności wynikające z żywicielstwa" - pisze.

Po trzecie, wskazanie okoliczności łagodzących.

"Według prawa nie jestem osobą karaną ani nie widnieję w Krajowym Rejestrze Karnym (...)  Kierowałem trzeźwy (...)". Można by tu dodać kilka innych pozytywów: nigdy nie rozjechałem pieszego na przejściu, nie skrzywdziłem żadnej wdowy, nie handlowałem narkotykami itp.

Po czwarte, lekceważące podejście do przepisów prawa.

Powszechne wśród kierowców. Artur Zawisza należy do - podejrzewamy bardzo licznej - grupy osób, uważających prawo jazdy za w sumie mało istotny dokument, którego odebranie nie oznacza wszak utraty możliwości prowadzenia pojazdu. "Wsiadłem, bo musiałem, jestem kierowcą i umiem jeździć.(...) I pisze mi tu czereda mędrców z lewicy i garstka z prawicy, że to zbrodnia wsiąść do auta bez prawa jazdy."

Po piąte, oględne wyrażenie skruchy.

Klasycznym wybiegiem jest sławetne: "wszystkich, którzy poczuli się urażeni (moją wypowiedzią, czynem itp.), przepraszam". Artur Zawisza czyni to w sposób, przyznajmy, bardziej jednoznaczny. "Przepraszam, ponownie przepraszam potrąconą rowerzystkę panią Anetę oraz wszystkich zawiedzionych i rozczarowanych. Na mszy przyjdzie wyrażać żal i skruchę z powodu popełnionych błędów i wyrządzonych krzywd."

Po szóste, (dostępne dla zaawansowanych) uderzenie w nutę sentymentalną, z lekką dozą refleksji filozoficznej.

"Jest niedzielny poranek. Jesienne słońce świeci między drzewami, a ja mam ciągle ból w sercu i słowa przeprosin wypowiadam do nieobecnych. Tego bólu już nie da się wyplenić i będzie bolał (...) Dobro i zło przewija się w życiu ludzkim. Video meliora proboque deteriora sequor. Dojrzałość wymaga stanięcia w prawdzie." Łacińska sentencja ("Widzę rzeczy lepsze i pochwalam je, idę jednak za gorszymi"; to z Owidiusza) , no i ten ból, który będzie bolał... Aż łza się w oku kręci.

Wreszcie po siódme charakterystyczne dla przedstawicieli klasy politycznej, doszukiwanie się podtekstów politycznych.

W tym przypadku w odniesieniu do powtórnej wpadki. "W piątek wieczorem, gdy odstawiałem auto do firmowego garażu upolował mnie pracujący w Parlamencie Europejskim asystent pani poseł z Koalicji Europejskiej i jego zdjęciami posłużyły się media, gdy po doniesieniu na policję patrol zatrzymał mnie w aucie robiącego trzyminutowy objazd ulicami do garażu. (...) Widać wielu przez lata zalazłem za skórę." I wszystko jasne - Artur Zawisza stał się ofiarą spisku.

Czy dlatego spotkał się nie tylko z krytyką, ale również otrzymał wyrazy wsparcia? Przytoczmy tylko trzy z wpisów pod jego wynurzeniami na Facebooku...

"Artur nie przejmuj się medialnymi hejtami. Wypadki i kolizje to codzienność a prawo jazdy to tylko świstek. Zrób zadośćuczynienie, zatroszcz się o Pani zdrowie a skończy się na pouczeniu."

"Panie Zawisza to nie pierwszy i nie ostatni wypadek w Polsce najważniejsze jest że wyraził pan skruchę! A co do czerwonej zarazy nie ma się co przejmować! Jesteśmy z panem! pozdrawiam serdecznie."

"Nie przejmować się, za tydzień nikt nie będzie pamiętać poza kilkoma osobami."

I to ostatnie jest, niestety, prawdą.


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy