Wstyd. Rolnik, traktorem, zatrzymał międzynarodową imprezę!

Skandal i wstyd. Takimi słowami określić można sytuację, do jakiej doszło w piątek w miejscowości Stronie w województwie małopolskim. Mieszkańcy przerwali tam jeden z odcinków IV Historycznego Rajdu Polski blokując drogę... traktorem.

Rajd Polski Historyczny to rozgrywana cyklicznie od czterech lat impreza skupiająca miłośników samochodowych klasyków. Zawody pod patronatem PZM i Marszałka Województwa Małopolskiego organizowane są przez Automobilklub Krakowski. W tym roku - już po raz drugi - impreza wpisana została do kalendarza FIA, jako jedna z eliminacji FIA Trophy for Historic Regularity Rallies.

Obecność w prestiżowym kalendarzu FIA sprawiła, że na trasie liczącego ponad 800 km rajdu pojawiło około 50 załóg z 13 krajów. Aż 26 stanowiły drużyn z zagranicy.

Reklama

Niestety, w piątek przed południem, organizatorzy zmuszeni zostali odwołać jeden z 17 odcinków testu na regularność. W imprezie nie chodzi bowiem o bicie rekordów prędkości, lecz czasową powtarzalność przejazdów. Odcinek odwołano po tym, jak zbulwersowani mieszkańcy miejscowości Stronie w gminie Łukowica zablokowali traktorem jedną z dróg sądząc, że są właśnie świadkami "nielegalnych wyścigów".

Gdy w niewielkiej miejscowość, w krótkich odstępach czasu, pojawiły się historyczne, oklejone "rajdówki", w komendach policji w Limanowej i Łukowicy rozdzwoniły się telefony. Zaniepokojeni mieszkańcy - sądząc, że mają do czynienia z nielegalnymi wyścigami ulicznymi - domagali się interwencji stróżów prawa. Ponieważ kolejne doniesienia nie przyniosły skutku i policjanci nie pojawili się na miejscu, jeden z mieszkańców zablokował drogę traktorem.

Zaniepokojonym mieszkańcom nie ma się co dziwić. Organizator nie poinformował ich o imprezie - pojawienie się w małej miejscowości kilkudziesięciu, grzmiących sportowymi wydechami, aut wywołało spore zamieszanie. 

Tymczasem organizatorzy domagają się ukarania rolnika, który zablokował drogę, i tłumaczą, że "nie mają obowiązku informowania kogokolwiek, ponieważ - w rajdach na regularność - samochody poruszają się po drogach publicznych i przestrzegają wszystkich przepisów". Oznacza to, że rywalizujące pojazdy uczestniczą w normalnym ruchu drogowym, nie ma więc konieczności zamykania odcinków i ich specjalnego zabezpieczania. Nie ma również ryzyka, że kierowców poniesie adrenalina, samochody są bowiem monitorowane przez GPS, a zbyt szybka jazda oznacza koniec z marzeniami o dobrym wyniku.

Chociaż sytuacja, w której jeden rolnik wstrzymuje traktorem międzynarodową imprezę wydaje się kuriozalna, można jednak doszukać się pewnej organizatorów. O rajdzie nie wiedzieli nie tylko mieszkańcy miejscowości na trasie przejazdu i policja, ale też wielu przedstawicieli mediów.

Przedstawiciele Automobilklubu Krakowskiego od lat zdają się robić wszystko, by każda z organizowanych imprez odbywała się w konspiracyjnej atmosferze. Podobnie jest chociażby z corocznym "Rajdem Żubrów" - jedną z najstarszych imprez samochodowych w Polsce (jego historia sięga 1966 roku). W tym rajdzie już jeździ się na czas, na drogach wyłączonych z ruchu. Mieszkańcy i policja o imprezie wiedzą, ale kibice... nie. Żeby poznać plan rajdu, trzeba zwykle mocno poszukać, a już na miejscu często okazuje się, że nie ma łatwego dojścia do oesu, bo np. trzeba pokonać piechotą kilka kilometrów.

Tajemnica takiego postępowania jest prosta. Więcej kibiców to konieczność większego zabezpieczenia oesów. A, że wstęp na oesy nie jest biletowany... Chodzi po prostu o pieniądze.

Z dziennikarskiego obowiązku śpieszymy dodać, że zwycięzcami IV edycji Rajdu Polski Historycznego zostali - startujący Porsche 911 - Marcin i Mateusz Stryczakowie. Drugie miejsce zajął duet Christian Crucifix i Joseph Lambert (Ford Cortina Lotus). Na najniższym stopniu podium stanęli Paolo Marcattilj i Marco Maria Calegari (Porsche 911 2.0 SWB).

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: rajd polski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy