Streetracing czyli szybcy i wściekli

Ostatnio Polska stara się intensywnie gonić tzw. zachód. Codziennie w życie wchodzą nowe ustawy, mające dostosować nasze życie do unijnych standardów. Intensywnie oglądamy telewizję satelitarną, podpatrując zachowania i sposób życia naszych bliższych i dalszych sąsiadów zza Odry. Staramy się wzorować na ich rozwiązaniach w tuningu i motosporcie, instalujemy podobne spoilery i inne dodatki(niekiedy naśladownictwo osiąga wręcz idealną postać i kupiony na giełdzie spoiler jest kopią jakiegoś markowego produktu).

Europejska moda na tzw. streetracing, która wytworzyła się i rozkwitła po premierze kultowego już filmu Szybcy i wściekli ogarnęła cały kontynent i oczywiście zagościła również w Polsce. Streetracing to rodzaj wyścigów, realizowanych na prostym kawałku asfaltu, na odcinku czterystu metrów. Liczy się tutaj nie tylko moc pojazdu, ale także przyczepność do podłoża i zdolność do przeniesienia olbrzymich sił przez układ napędowy. Liczą się także umiejętności i refleks kierowcy. Najszybsze wyścigi trwają nieco ponad 10 sekund nie ma więc czasu na naprawienie jakiegokolwiek błędu.

Reklama

Wyścigi w Polsce organizowane są przez rozmaite kluby fanów szybkich samochodów. Odbywają się w wielu miastach Polski niestety nie zawsze legalnie. Jednak wielu organizatorów poszło po rozum do głowy i swoje imprezy umieszcza w miejscach wyłączonych z ruchu kołowego np. na nieużywanych pasach lotnisk. Tak jest w Warszawie (Bemowo) czy w Częstochowie (Rudniki). Na takie duże imprezy przyjeżdżają goście z zagranicy.

I tu zaskoczenie doskonałe pozycje uzyskują kierowcy z Litwy. Przygotowane przez nich samochody wydają się nie mieć szans, a jednak objeżdzają nawet bardzo drogie i mocne auta. Jak widać prawdziwa wiedza o tuningu, umiejętności i wytrwała praca potrafią zaowocować sukcesem nawet przy niskim budżecie. Przerobiona na turbinową w litewskiej firmie Vimota zwykła Mazda 323 z silnikiem o pojemności zaledwie 1.8 litra zajęła nie tak dawno drugie miejsce podczas prestiżowego spotkania w Warszawie.

Jaka płynie z tego nauczka? Jaki jest morał całej historii? Pieniądze to nie wszystko. Polscy tunerzy powinni pomyśleć też o intensywnym douczeniu się w temacie tuningu i współpracy między sobą co pozwoli uniknąć sytuacji, gdy krajowi posiadacze Audi TT, Mitsubishi i Hond z nitro przegrywają łatwo z jednym, naprawdę przygotowanym autem. Może bez wyglądu, specjalnych opon i podgrzewaczy do nich, bez wielkiej pojemności, modnego nitro i kubełkowych foteli, ale jednak najszybszym w klasie. A przecież w tym wyścigu o to właśnie chodzi nie żeby być najpiękniejszym i najdroższym, ale najszybciej minąć metę po czterystu metrach sprintu.

Inaczej może się okazać, że zostaniemy po prostu wyprzedzeni przez Litwinów. Ciekawe, czy taka tendencja ma miejsce tylko w temacie wyścigów na czterysta metrów, czy też puszenie się, maskujące brak wiedzy nie dotyczy przypadkiem całokształtu naszego sposobu bycia. No i czy w polityce nie jest tak samo. Kto wie?

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama