Znowu ukradli Mazdę? Reakcja marki bezbłędna

Średnio co 39 minut ginie w Polsce samochód. Jednym z nich była ostatnio Mazda CX-9, którą skradziono sprzed warszawskiego szpitala. Właścicielem okazał się lekarz, który o całym zdarzeniu poinformował na jednym z portali społecznościowych. Czy Facebook to dobre miejsce do wszczynania alarmu?

Pan Konrad Komar-Czapski, lekarz z Centrum Zdrowia Dziecka stracił auto i w niewybrednych słowach napisał o tym na swoim profilu. Post szybko rozprzestrzenił się w sieci. Sprawą zainteresowały się setki internautów oraz Paulina Młynarska, która zna okradzionego lekarza. Opiekował się on Wojciechem Młynarskim tuż przed jego śmiercią. Na wieść o kradzieży szybko zareagował także Filip Chajzer. Oprócz wyrażenia współczucia i zdenerwowania publicznie zaoferował lekarzowi swoje auto, do czasu wyjaśnienia sprawy.

Choć pod wpisem Chajzera większość komentarzy była pozytywna, nie zabrakło opinii, że działanie reportera Dzień Dobry TVN wycelowane jest pod publikę i dla osiągnięcia popularności.

Reklama

Lekarz oferty Chajzera nie przyjął. Na całą sytuację szybko zareagował jednak importer Mazdy w Polsce. W poście napisano: Panie Konrad Komar-Czapski, nie mamy innej możliwości skontaktowania się z Panem, dlatego korzystamy z możliwości zamieszczenia komentarza pod postem Pana Filipa Chajzera, dzięki któremu dowiedzieliśmy o zaistniałej sytuacji. Wiemy, jak ważna była Mazda CX-9 dla Pana, Pańskiej rodziny oraz pacjentów. Mobilność w Pana działaniach jest niezwykle istotna. Dlatego, aby wesprzeć Pana w trakcie oczekiwania na wyjaśnienie sprawy, pragniemy udostępnić na miesiąc samochód od jednego z naszych dealerów. Jeśli jest Pan zainteresowany naszą propozycją, prosimy o kontakt w wiadomości prywatnej w celu ustalenia szczegółów. Pozdrawiamy.

Gdzie ten profesjonalizm?

Zdaniem fachowców takie działanie to real time marketing. Idealne wyczucie czasu i konkretna propozycji. Czy jest ona bezinteresowna? Tego nie wiemy, pewne jest, że coraz częściej, także firmy motoryzacyjne, reagują na internetowe wpisy swoich, nie zawsze zadowolonych klientów. Czasami robią to szybciej, czasami wolniej. Coraz częściej dostrzegają jednak, że internet to miejsce, w którym można wiele zyskać, ale i stracić.

W ubiegłym roku Krzysztof Stanowski, dziennikarz sportowy, kupił nowego Mercedesa klasy E. Niestety auto okazało się felerne i zdaniem właściciela nadawało się do naprawy lub wymiany. Mercedes długo pozostawał na argumenty właściciela głuchy.

Do czasu, gdy nie nagłośnił on sprawy w mediach społecznościowych. Kolejne odcinki przygód z Mercedesem klasy E i autoryzowanymi serwisami śledziły setki internautów. Wpisy pojawiały się zarówno na prywatnym profilu właściciela, jak i oficjalnej stronie Mercedesa. Ale na krótko, bo jak twierdził Stanowski szybko były usuwane.

Mercedes temu zaprzeczał i zamiast zająć konkretne stanowisko w sprawie stanu technicznego samochodu, poświęcał czas na wyjaśnianie tematu znikających wpisów. Z sukcesem. Ustalono, że to wina filtrów automatycznie moderujących wpisy i usuwających posty ze słowami uważanymi potocznie za obraźliwe. Czyli wszystko przez Stanowskiego, który miał użyć słowa na "d".

W międzyczasie, pod kolejnymi wpisami zdenerwowanego właściciela, ofertę przetestowania swojego samochodu zaoferowała Skoda. Co prawda to auto innej klasy, ale zaoferowano testy modelu Superb z silnikiem o mocy 280 KM i z napędem 4x4. Jak napisano we wpisie "Jesteśmy pewni, że po przetestowaniu naszego modelu nie będziesz już musiał używać zwrotów rozpoczynających się na literę "d".

Ostatecznie, po kilku tygodniach publicznej wymiany postów Mercedes zaproponował Stanowskiemu ponowne zajęcie się sprawą. Strony finalnie dogadały się co do rozwiązania konfliktu.

Siła internetu

Kiedyś, by wywrzeć presję na firmie, która nie do końca zgadza się z naszymi uwagami dotyczącymi produktu, skazani byliśmy na reklamację lub szliśmy do mediów. Dzisiaj pisać o tym w internecie może każdy. Efekt jest podobny, o ile nie lepszy. No bo kto będzie się chciał narazić tysiącom internautów, czytaj: potencjalnym klientom? Lawiny nie da się zatrzymać.

W ubiegłym roku zginęło w Polsce ponad 13 tys. samochodów. Mazdy CX-9 doktora Komara-Czapskiego jak na razie nie udało się odnaleźć, o czym poinformował w internecie. Dziwnym zrządzeniem losu akurat ta japońska marka jest ulubioną przez złodziei. Słabe zabezpieczenie modelu 6, do którego Mazda przyznała się jakiś czas temu, nomen omen po wielu publikacjach w internecie i komentarzach właścicieli na portalach społecznościowych, spowodowało, że dołożono kolejne.

Czyżby reakcja przedstawicieli marki podyktowana była obawami przed powrotem tematu kradzionych Mazd? Pewne jest, że lekcja została odrobiona, a ewentualna dyskusja na ten temat zażegnana.

Zk

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy