Zachwycony skodą. Nigdy nie jeździł lepszym samochodem

Według rozpowszechnionej, przynajmniej w Internecie, opinii, Skoda to marka "kapeluszników", którzy nie dostrzegają obciachu w użytkowaniu pojazdu "z kurą na masce". Czeskie badziewie, paździerz, plastik fantastik, volkswagen dla ubogich, słowem - szmelc. A montowane w skodach, pochodzące z koncernu VW, turbodoładowane silniki benzynowe są typowymi, przekombinowanymi jednorazówkami, które rozpadają się już po kilkudziesięciu tysiącach kilometrów. Spotkaliśmy jednak kogoś, kto jest ze skody bardzo zadowolony. Ba, wręcz zachwycony. I twierdzi, że nigdy nie jeździł lepszym samochodem...

Piotr, mieszkaniec Krakowa, wyjechał swoją Octavią 1.4 TSI Active z dilerskiego salonu 30 stycznia 2014 r. Swoją,  a właściwie firmową, bowiem jest to auto służbowe:

- Zdecydowałem się na Octavię, bo po prostu mi się podoba. Również silnik 1.4 TSI był świadomym wyborem. Rozmawiałem wcześniej z właścicielem napędzanego taką jednostką samochodu i bardzo go chwalił. Co do wersji wyposażenia, celowałem prawdę mówiąc w nieco wyższą. Cóż, mówi się trudno, skoro właśnie na tak skonfigurowany egzemplarz było stać firmę, w której pracuję... Dodatkową zachętę stanowił rabat związany z wyprzedażą rocznika. Moja skoda została wyprodukowana w 2013 r. i kosztowała około 64 000 zł brutto.  Czego najbardziej mi w niej brakuje? Przede wszystkim wycieraczki tylnej szyby. Ponadto automatycznej klimatyzacji. Manualna jest mało wydajna. Słabe przewietrzanie kabiny powoduje, że bardzo szybko od wewnątrz zaparowują szyby. Brak podłokietnika między przednimi fotelami oznacza, ze względu na inne ukształtowanie kanałów wentylacyjnych, gorszy nadmuch na tylną kanapę. Na szczęście rzadko kogoś na niej wożę. W związku z tym zupełnie nie przejmuję się też, że szyby w tylnych drzwiach obsługuje się korbkami. Przyzwyczaiłem się również do podstawowego radioodtwarzacza Swing. Na moje potrzeby wystarcza. I tak zresztą muzyki słucham głównie z pendrive'a, podłączonego do wejścia USB. Kierownica jest obszyta skórą, ale pozbawiona jakichkolwiek przycisków. Fajnie byłoby mieć taką wielofunkcyjną, przystosowaną do obsługi telefonu. Dokupiłem zewnętrzną  instalację głośnomówiącą i jakoś sobie radzę. Nie rażą mnie także czarne, nielakierowane klamki i obudowy bocznych lusterek. Przy czarnym nadwoziu zupełnie nie rzucają się w oczy.

Reklama

W ciągu 41 miesięcy Piotr przejechał swoją Octavią 121 tysięcy kilometrów, z czego mniej więcej dwie trzecie przypada na miasto, a reszta na trasy, również te zagraniczne. Kilka razy Austria, Szwajcaria...

Zgodnie ze wspomnianym na wstępie stereotypem, auto po takim przebiegu właściwie powinno nadawać się do generalnego remontu.

- Kompletna bzdura. Nic, ale to dosłownie nic się dotychczas nie zepsuło. Nie przepaliła się nawet żadna żarówka. Jeżdżę regularnie na przeglądy w ASO. Po 90 tysiącach kilometrów wymieniłem rozrząd (w Skodzie Octavii trzeciej generacji montuje się zmodernizowany silnik 1.4 TSI, napędzany paskiem, a nie, jak we wcześniejszych wersjach jednostki o tej pojemności, awaryjnym łańcuchem - przyp. red.). Nic nie musiałem robić z zawieszeniem ani z hamulcami. Wiem, że trudno w to uwierzyć, ale wciąż jeszcze jeżdżę na oryginalnych klockach! Żadnych objawów zużycia nie okazuje turbosprężarka. Jedyne, co zauważam, to jakby lekko utrudnioną zmianę biegów. Nie haczą, ale nie wchodzą tak gładko, jak na początku.

Czy Piotr dostrzega w swojej skodzie jakiekolwiek wady?

- Poza tymi, wynikającymi z braków wyposażeniu - żadnych. Octavia spisuje się naprawdę świetnie. Jest bardzo wygodna i dobrze wyciszona. Nie trzęsie na wybojach, nie buja. Ma ogromny bagażnik, do którego wszystko mogę zapakować. 140-konny silnik zapewnia odpowiednią dynamikę i jest bardzo elastyczny. Na szóstym biegu przy prędkości 120 kilometrów na godzinę wciskam gaz i auto swobodnie odchodzi. A przy tym zużywa niewiele paliwa. Komputer pokazuje długookresowe spalanie dokładnie na poziomie 6 litrów na 100 km. Nawet na niemieckich autostradach potrafiłem zejść poniżej tej wartości...

We wnętrzu Octavii Piotra nie widać najmniejszych śladów zużycia. No, może poza lekkim pofałdowaniem tapicerki na boku fotela kierowcy. Również z zewnątrz samochód prezentuje się doskonale, chociaż nie jest to egzemplarz "absolutnie bezwypadkowy".

- Miałem dwie stłuczki - przyznaje właściciel skody. - Po pierwszej, poważniejszej, trzeba było wymienić prawe tylne drzwi i naprawić próg. Druga zakończyła się wymianą tylnego zderzaka.

Piotr, z zawodu inżynier mechanik, twierdzi, że chociaż od wielu lat użytkuje różne samochody, prywatnie i służbowo (zaczynał od syrenki), to z żadnego nie był tak zadowolony, jak z Octavii.

- Jak na auto popularnej marki, to naprawdę bardzo fajny wóz - mówi z pełnym przekonaniem.        

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy