Polska paranoja. Wraki gniją na ulicach, straż umywa ręce!

Topniejący śnieg odsłania nie tylko miliony dziur, ale też wiele porzuconych na osiedlowych parkingach wraków. Zardzewiałe, porośnięte mchem, zdekompletowane pojazdy to zmora wielu polskich miast.

W teorii uch usuwaniem powinni zajmować się strażnicy miejscy. To oni decydują o zakwalifikowaniu pojazdu, jako wrak. Ci, zdecydowanie częściej, decydują się jednak odholować na parking nieprawidłowo zaparkowany, acz całkowicie sprawny samochód. Powód jest prozaiczny - zajmowanie się wrakami, po prosu, się nie opłaca...

Jak informuje "Rzeczpospolita", w stolicy, za odholowanie pojazdu zapłacić trzeba nieco ponad 300 zł, do tego dochodzi jeszcze koszt postoju na specjalnym parkingu - 37 zł za dobę. Jeszcze drożej jest np. w Szczecinie - tam za odholowanie auta kierowca zapłacić musi aż 500 zł.

Reklama

O ile wiec, usunięcie z ulicy sprawnego pojazdu daje miastu szansę na zarobek, o tyle w przypadku porzuconych wraków, praktycznie nie ma szans na odzyskanie pieniędzy. Jest bowiem mało prawdopodobne, by właściciel takiego pojazdu - o ile w ogóle żyje i przebywa w Polsce - zgłosił się po jego odbiór.

Największy problem mają małe miasta, których nie stać na zajmowanie się wrakami. By wymusić na właścicielu zajęcie się pojazdem (o ile samochód nie zagraża bezpieczeństwu ruchu i środowisku), straż miejska nakleja na samochodzie nalepkę informującą właściciela, że auto uznane zostało za wrak. Jeśli przez następne trzy tygodnie samochodem nie zainteresuje się właściciel, auto trafia na specjalny parking miejski i... generuje koszty.

Z danych cytowanych przez "Rzeczpospolitą" wynika, że w zeszłym roku, w oparciu o decyzje strażników miejskich, odholowano w Warszawie około 1,3 tys. pojazdów. W Katowicach, Krakowie czy Szczecinie rocznie, na miejski parking, trafia około 300 wraków.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: paranoja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama