Niemal nowe Audi RS7 po dachowaniu do wzięcia! Warto?

To prawdziwa gratka dla fanów sportowych aut z Ingolstadt. Za niespełna 290 tys. zł można stać się właścicielem prawie nowego Audi RS7 Performance Exclusive o mocy 605 KM. Cena podobnie skonfigurowanego auta w salonie to blisko 880 tys. zł! Jest jednak pewien haczyk...

Do kwoty 289 900 zł - bo właśnie taką sumę życzy sobie za auto obecny właściciel - doliczyć trzeba "koszty operacyjne": blacharza, lakiernika i trochę "gratów". W tym przypadku: kilka poduszek powietrznych, drzwi, błotniki, maskę oraz dedykowane do tego modelu obręcze kół i ceramiczne tarcze hamulcowe. W sumie, lekko licząc, około 50 tys. zł.

Na jednym z portali ogłoszeniowych pojawił się właśnie bohater newsa, który obiegł motoryzacyjne serwisy w połowie czerwca. Chodzi o wypadek, do jakiego doszło wówczas pod małopolskimi Paczółtowicami. Zdarzenie miało miejsce na bardzo krętym odcinku, gdzie obowiązuje ograniczenie prędkości do... 30 km/h. Samochód wypadł jezdni, odbił się od betonowego przepustu, przeleciał przez przód i zatrzymał się na dachu, kosząc przy okazji znaki drogowe. Nikomu nic się nie stało, ale oprócz dumy kierowcy, dość mocno ucierpiało również rzeczone audi.

Reklama

Chociaż samochód, zwłaszcza tuż po wypadku, nie prezentował się zbyt korzystnie, nie było wątpliwości, że prędzej czy później wróci na drogi. Wymiana drzwi, poszycia dachu i "wyciągnięcie" wgniotek nie powinny zająć blacharzowi więcej, jak tydzień. Porządna naprawa (rozpoczynająca się od zmierzenia punktów bazowych) nie będzie tania, ale wiele wskazuje na to, że wbrew pozorom, konstrukcja nośna pojazdu, a przynajmniej takie elementy, jak belki czy podłużnice, nie doznały uszkodzeń.

Więcej pochłoną usługi lakiernika (lekko licząc około 10 tys. zł) i... części. Dedykowany do RS7, uzbrojony we wszelkie dodatki, przedni zderzak to, oczywiście na rynku wtórnym, koszt około 12 tys. zł. Najwięcej, w tym przypadku co najmniej 4 tys. dolarów (od 15 tys.), wydać trzeba będzie na komplet nowych, ceramicznych tarcz hamulcowych przedniej osi oraz obręcze kół. Oryginalne, oczywiście używane, to wydatek od około 2 tys. zł w górę za sztukę.

Oczywiście, biorąc pod uwagę koszty naprawy, wynosząca 289 900 zł cena, nie wydaje się już być "okazją stulecia". Mimo tego rocznik (2017) i przebieg (3200 km) sugerują, że na samochód znajdzie się chętny.

Wprawne oko zauważy, że obecny właściciel poczynił pewne przygotowania, by nie powiedzieć "podpicował" auto do sprzedaży. W wypadku ucierpiała przecież wstawiona już przednia szyba (być może sprzedawca chciał zapobiec zalewaniu wnętrza przez deszcz). Najwięcej kontrowersji budzić może opis, w którym czytamy, że - tu cytat - samochód "nie był stawiany na koło". Temu twierdzeniu przeczyć może rozbita obręcz koła, trzeba jednak pamiętać, że zanim samochód przekoziołkował na dach, uderzył prawą stroną w betonowy przepust.

Jak sądzicie, czy biorąc pod uwagę generujący 605 KM silnik i fakt, że auto osiąga setkę w 3,5 s samochód po takim wypadku (nie mamy wątpliwości, że dla ubezpieczyciela była to tzw. "szkoda całkowita") powinien mieć prawo powrotu na drogi?

PR

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy