Najlepszy sposób na tanią jazdę? Gaz, ale wcale nie LPG!

Wielu miłośników czterech kółek zgodzi się z opinią, że najpiękniejszym okresem w historii motoryzacji był przełom XIX i XX wieku.

W głowach domorosłych inżynierów rodziły się wówczas najdziwniejsze pomysły, motoryzacja nie była jeszcze okuta w twarde ramy przemysłu naftowego.

W początku XIX wieku nie było wcale pewne, że historia samochodu przez kolejne 100 lat toczyć się będzie po torach, pod które podwaliny położył w 1886 roku Karl Benz.

Poszukiwanie dla "automobilu" najlepszego paliwa skutkowało setkami nadzwyczajnych rozwiązań technicznych - już wówczas dużym powodzeniem cieszyły się np. samochody elektryczne (chociażby Detroit Electric), powstały nawet pierwsze pojazdy z napędem hybrydowym (Lohner-Porsche).

Reklama

Przyglądając się obecnym trendom można zaryzykować twierdzenie, że motoryzacja po raz kolejny zatoczyła koło. Era ropy zdaje się dobiegać końca, konstruktorzy znów poszukują nowych źródeł czystej (i taniej) energii.

Co ciekawe, do łask wracają nie tylko pojazdy elektryczne, ale też pomysły wykorzystania do napędu aut najróżniejszych paliw alternatywnych. Nie wszystkie wynikają jednak z chęci przypodobania się ekoterrorystom. Niektóre - jak np. w burzliwych latach czterdziestych ubiegłego wieku - mają swoje źródło w coraz trudniejszej dostępności (przynajmniej finansowej) benzyny i oleju napędowego...

Pomysł rodem z pierwszej połowy XX wieku postanowili odświeżyć dwaj studenci z Politechniki Świetorzyskiej. W ramach pracy inżynierskiej Mateusz Marciniewski i Wojciech Sadkowski stworzyli pojazd napędzany popularnym w czasie II Wojny Światowej holzgazem, czyli gazem drzewnym.

Przerobiony przez młodych inżynierów UAZ - rocznik 1972 - może jeździć na zwykłym drewnie (należy je odpowiednio wysuszyć i rozdrobnić). Jako paliwo służyć też mogą trociny, słoma, siano, liście, suchy kompost, odpady makulaturowe, a nawet... pestki owoców! Najprostszym w obróbce paliwem, które nie wymaga żadnego wstępnego przygotowania, jest jednak tzw. "ekopelet" produkowany przez firmę Barlinek, która wspiera młodych inżynierów w ich przedsięwzięciu.

Głównym założeniem pomysłu Wojtka i Marcina, było opracowanie projektu i wykonanie instalacji, która zasila iskrowy silnik spalinowy gazem wytwarzanym z drewna. To prostej konstrukcji urządzenie, zostało zamontowane tuż za kabiną kierowcy i jest zakończone specjalną aluminiową rurą, która odprowadza na zewnątrz spaliny, wyprodukowane w procesie spalania peletu. Co ciekawe, aby zasilić silnik spalinowy gazem drzewnym, nie trzeba dokonywać w nim żadnych przeróbek.

- Nie musieliśmy projektować nowych rozwiązań w silniku, i wprowadzać większych zmian. By zrealizować nasz pomysł, wystarczyło wykonanie generatora i jego zamontowanie w odpowiednim miejscu. Dlatego na początku mogło się wydawać, że całe przedsięwzięcie będzie wymagało od nas sporych nakładów finansowych. Byliśmy mile zaskoczeni, kiedy po pierwszych, wstępnych projektach okazało się, że tak naprawdę, nasze wydatki nie będą tak wielkie - wspominają konstruktorzy układu zasilania.

Mimo wielu zalet samochodu zasilanego gazem drzewnym - przede wszystkim bardzo niskich kosztów eksploatacji - jego użytkowanie może okazać się dość niewygodne.

Po pierwsze, poruszanie się nim po drogach publicznych wiąże się z opłaceniem akcyzy. Po drugie, nieco uciążliwa jest sama eksploatacja instalacji. Aby ją uruchomić, należy rozpalić piec, co zajmuje około 20 minut. Następnie trzeba wybrać popiół, oraz co parę godzin pracy silnika, wymieniać wkład filtru. Należy też co kilkanaście godzin czyścić chłodnicę. - Można zatem śmiało stwierdzić, że pojazd zasilany gazem drzewnym być może nie sprawdzi się na drogach publicznych, ale z pewnością bardzo przydałby się chociażby w rolnictwie - przewiduje Wojtek.

Dodajmy, że koszt przejechania 100 km na pelecie to około 28,5 zł. Biorąc pod uwagę specyficzny apetyt na paliwo starego uaza, pokonanie takiego samego dystansu na zwykłej benzynie kosztuje... ponad 140 zł. Co więcej, zakładając, że gaz drzewny wyprodukować można też np. ze słomy, koszt pokonania 100 km zamknąć się może nawet w kwocie 10 zł!

Warto przypomnieć, że już w latach trzydziestych w Warszawie jeździło kilka zasilanych w ten sposób autobusów. Taki rodzaj napędu miał jednak swoje pięć minut w czasie II Wojny Światowej, kiedy pozyskanie dużych ilości benzyny dla pojazdów wojskowych było niezwykle trudne. Dla przykładu, w latach czterdziestych Mercedes produkował np. model 170VG z 22-konnym silnikiem o pojemności 1,7 l, który na przejechanie 100 km potrzebował... 15 kg drewna.

O zasilaniu samochodu drewnem pisał też serwis Poboczem.pl.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy