Najdziwniejsze pomysły w zwykłych samochodach. Pamiętasz inne?

Dziwaczne rozwiązania konstrukcyjne kojarzą się nam głównie z samochodami koncepcyjnymi. Świat motoryzacji pełen jest jednak ciekawych, często wręcz prymitywnych, konstrukcji, które przez lata świetnie sprawdzały się w popularnych pojazdach.

W latach sześćdziesiątych czy siedemdziesiątych wywołanie u nabywców efektu "wow" nie było tak proste, jak obecnie, gdy 90 proc. informacji prasowej o danym modelu stanowi wyciąg z możliwości pokładowego systemu info-rozrywki. Ówcześni konstruktorzy musieli się wykazać zdecydowanie większą kreatywnością!

Prym w kategorii "dziwactwa" wiodą oczywiście Francuzi. Z dzisiejszej perspektywy aktywne, samopoziomujące się, zawieszenie hydropneumatyczne czy skrętne, doświetlające zakręty reflektory (mechaniczne rozwiązanie debiutujące w modelu DS) nie są niczym zaskakującym, ale na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych była to prawdziwa światowa awangarda. Trzeba też zauważyć, że każde z nietypowych rozwiązań stosowanych w takich modelach, jak DS, CX czy GS - przynajmniej w założeniach - służyć miało poprawie bezpieczeństwa czy komfortu.

Reklama

Lista tego rodzaju "patentów" jest doprawdy imponująca. Przykładowo w pierwszym wcieleniu modelu CX zegary miały formę dwóch obrotowych bębnów umieszczonych pod soczewką powiększającą. Jeden wskazywał aktualną prędkość, a drugi obroty. Niektóre egzemplarze wyposażone były też w "licznik" pokazujący... dystans potrzebny do całkowitego zatrzymania samochodu. W CX pojawiła się też - skopiowana później w modelu C6 - wklęsła tylna szyba ukształtowana w taki sposób, by pęd powietrza samoczynnie ją oczyszczał. Inne ciekawe rozwiązania, jakie spotkać można było m.in. w tym modelu Citroena, to np. pojedyncza przednia wycieraczka obejmująca swoim zasięgiem rekordową powierzchnię przedniej szyby. Wyposażono ją w - zainstalowane na ramieniu - dysze spryskiwaczy. Dzięki temu płyn do szyb idealnie trafiał w każde miejsce, do którego docierało pióro wycieraczki. CX miał też - adaptacyjne - zależne od prędkości jazdy wspomaganie "Diravi" z funkcją automatycznego "prostowania" kierownicy (automatycznie wracała do położenia wyjściowego po skręcie).

A wracając do spryskiwaczy... Imponujące pomysłowością rozwiązania nie były wyłącznie domeną limuzyn skierowanych do nabywców klasy średniej. Wiele genialnych "patentów" rodziło się z biedy. Absolutnym "mistrzostwem świata" był np. układ oczyszczania przedniej szyby w poczciwym Volkswagenie Garbusie. Zbiornik płynu do szyb wyposażony był w specjalny przewód, który wkręcało się w wentyl koła zapasowego. To pełniło więc funkcję rezerwuaru powietrza dla układu. Wciśnięcie przełącznika powodowało otwarcie dysz, przez które powietrze z koła zapasowego wyrzucało na szybę płyn. Właścicielom Garbusów nie trzeba więc było przypominać o konieczności sprawdzenia ciśnienia w "zapasie". Gdy spryskiwacze przestawały działać, trzeba było dolać płynu i - profilaktycznie - "dobić" koło.

Ciekawy "budżetowy" system spryskiwania przedniej szyby miały też starsze egzemplarze Fiatów 126p. Na desce rozdzielczej umieszczony był gumowy "przycisk" będący w rzeczywistości ręczną pompką płynu.

Mówiąc o genialnej prostocie nie można też zapominać o dziele życia inż. Tadeusza Tańskiego - polskim samochodzie CWS-T1. Zgodnie z założeniami konstrukcyjnymi auto można było serwisować (w tym dokonywać poważnych napraw) dysponując zaledwie podstawowym zestawem narzędzi. Zdecydowana większość połączeń śrubowych, również tych w konstrukcji jednostki napędowej, miała rozmiar gwintu M10. Bardzo ułatwiało to wszelkie prace przy pojeździe, co w kraju o kształtującej się dopiero kulturze technicznej stanowiło ogromną zaletę. Spuściznę Tańskiego odnaleźć można chociażby w podejściu do projektowania pojazdów inżynierów... Mercedesa. Słynące z legendarnej trwałości modele W123 i W124 projektowano właśnie w taki sposób, by można je było łatwo i szybko serwisować, co pozwalało (i wciąż pozwala) na przedłużanie "w nieskończoność" życia tych samochodów.

Innym zrodzonym z biedy rozwiązaniem są też np. modne dziś w samochodach segmentu A czy B składane, materiałowe dachy. W legendarnym Fiacie 500 tego typu wyposażenie, za które trzeba dziś słono dopłacać, było standardem. Wykonanie poszycia dachu z płótna było po prostu zdecydowanie tańsze, niż wykorzystanie w tym celu, deficytowej po II wojnie światowej, stali.

Pamiętacie inne, ciekawe rozwiązania stosowane niegdyś przez producentów? Koniecznie podzielcie się swoimi wspomnieniami w komentarzach!

PR

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy