Mondeo z trumną w bagażniku. Dziwne życzenia klientów

Sprzedawcy samochodów używanych nie mają łatwego życia. Konkurencja jest spora, a na "cywilizowanych" rynkach, jak chociażby Wielka Brytania, ważny MOT (badanie techniczne) i przejrzysta historia serwisowa to często zbyt mało, by skusić nabywcę.

Najważniejszy jest bezpośredni kontakt z klientem i szybkie reagowanie na zgłaszane przez niego potrzeby. Problem w tym, że niektóre życzenia nabywców naprawdę przyprawić mogą o ciarki...

Brytyjski serwis "cargurus" - będący w istocie wyszukiwarką ofert sprzedaży samochodów używanych - pokusił się o nietypowe zestawienie. W ramach jednej z ankiet poproszono tysiące lokalnych sprzedawców samochodów używanych o podzielenie się swoimi doświadczeniami. Jeden z punktów mówił o najdziwniejszych pytaniach i życzeniach, z jakimi spotkali się w czasie pracy. Zaciekawieni?

Reklama

Oczywiście nie jest zaskoczeniem, że najwięcej pytań dotyczy ceny, sposobu płatności czy ogólnych warunków finansowania. Wielu nabywców, którzy raczej nie interesują się światem motoryzacji, pyta też sprzedawców o to, jak długo dany samochód jest na rynku, oraz czy sprzedawca może wstrzymać ogłoszenie, by umożliwić im zebranie potrzebnej gotówki. Zdarzają się jednak zdecydowanie mniej typowe pytania. Jakie?

Jeden z klientów szukających używanego Forda Mondeo koniecznie chciał wiedzieć, czy w bagażniku auta da się przewieźć... trumnę? Inny pytał sprzedawcę o to, czy w ramach jazdy próbnej mógłby zabrać auto do domu, by sprawdzić, czy samochód przypadnie go gustu jego... psu? Inne nietypowe życzenia z jakimi mierzą się brytyjscy sprzedawcy? Z ust nabywców stosunkowo często pada np. pytanie, czy sprzedawca mógłby przerobić dany egzemplarz na pojazd przystosowany do ruchu prawostronnego (czyżby rodacy w akcji?)?

Wśród najlepszych pytań znalazły się też np. takie, czy w ramach płatności dealer może przyjąć w rozliczeniu zwierzęta (najpewniej hodowlane - przyp. red) lub dostarczyć pojazd w różne nietypowe miejsca (m.in. do Australii, na Maltę czy do Nigierii).

Okazuje się też, że wielu brytyjskich nabywców jest niezwykle przesądnych. Często nabywcy sprawdzają przy sprzedawcy numer VIN nie po to, by zweryfikować, czy auto zgadza się ze specyfikacją, lecz sprawdzić, czy numer "jest szczęśliwy"! Niektórzy chcą też złożyć tylne siedzenia, by sprawdzić, czy w środku da się wygodnie wyspać lub... proszą sprzedawcę o zamontowanie "radioodtwarzacza" na taśmę.

Są też i tacy, którzy kupują samochód "na prezent". Stąd nietypowe prośby, jak np. wypełnienie auta balonami czy zapakowanie do środka... łuku i kompletu strzał.

Nie brakuje też kombinatorów i "cwaniaków". Wśród dziwnych, acz dość częstych pytań przewija się np. takie, czy "jazdę testową" przedłużyć można do kilku miesięcy(!), po których nabywca ostatecznie określi się, czy pojazd rzeczywiście mu odpowiada...

Opr. PR

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy