Mikrosamochód z silnikiem V8! Ma aż 730 KM

BMW Isetta to jeden z niewielu pojazdów niemieckiej marki, który nikomu nie kojarzy się ze sportowymi emocjami i agresywną stylistyką.

Jego zasługi dla BMW są jednak trudne do przecenienia - dzięki temu włoskiemu autku (pojazd zaprojektowała firma ISO Autoveicoli) niemiecki producent uporał się z zapaścią spowodowaną gwałtownym spadkiem spadkiem zamówień ze strony Wehrmachtu i Luftwaffe. Dzięki Isetcie firma mogła przestawić się z tymczasowej produkcji garnków i przyborów kuchennych na wytwarzanie pojazdów.

Isetta spod znaku wirującego śmigła wytwarzana była przez siedem lat - produkcja w Niemczech zakończyła się w 1962 roku. Auto miało jednocylindrowy silnik o mocy 13 KM i rozpędzało się do prędkości maksymalnej 85 km/h.

Reklama

Oryginalnemu pojazdowi ze stajni BMW wyraźnie brakowało mocy. Problem ten, na swój sposób, postanowił rozwiązać jeden z amerykańskich miłośników mikrosamochodów.

Inspiracją dla powstania niecodziennego pojazdu była zabawka z serii Hot Weels firmy Mattel - Drag Whatta. Pomysł przeszczepienia niewielkiemu BMW silnika V8 podchwycił Bruce Weiner - amerykański kolekcjoner mikrosamochodów i w 2005 roku postanowił stworzyć w pełni funkcjonalny pojazd.

Mikroskopijny silniczek o pojemności 298 cm3 trafił na śmietnik, zamiast niego, na specjalnej ramie wykonanej ze stalowych rur, zamontowano potężne, benzynowe V8 Chevroleta o pojemności 8,2 l. Wspomagana kompresorem, pojona dwoma gaźnikami Holley 750, jednostka rozwija moc 730 KM.

W układzie przeniesienia napędu zastosowano dwustopniową skrzynię biegów. Podobnie, jak w oryginale, na tylnej osi pracuje pojedyncze koło napędowe (w rozmiarze 18 cali). Dzięki nowej ramie nośnej możliwe było zastosowanie zawieszenia z BMW M3.

Osiągi dragstera zbudowanego w oparciu o Isettę nie są znane. Całkiem prawdopodobne, że nie znalazł się do tej pory śmiałek, który miałby odwagę je sprawdzić.

Co ciekawe, obecny właściciel postanowił sprzedać pojazd i wystawił go na aukcję. Szacowana cena to między 50 a 75 tys. dolarów.

Ktoś chętny?

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama