Mechanicy pierwszej pomocy

Nie mają łatwego życia. Muszą znać się na wszystkim i umieć wszystko naprawić. Najlepiej szybko.

Godz. 8. Mechanicy z warszawskiego warsztatu szybkiej obsługi przy ul. Fieldorfa 43 zaczynają pracę. Czeka już na nich Renault Thalia. Właściciel umówił się wcześniej telefonicznie. W jego aucie jest trochę do zrobienia.

- Wymiana rozrządu, przegląd, zawieszenie, olej i jeszcze kilka innych rzeczy - wylicza mechanik, Marek Stępniewski. - Do godz. 15 powinniśmy się z tym uwinąć - dodaje i bierze się do pracy. Po odkręceniu osłon dokładnie widać, że pasek rozrządu trzeba zmienić.

- Według instrukcji trzeba to zrobić po przejechaniu 120 tys. km. To auto ma ok. 75 tys. a już pasek jest luźny i widać na nim zęby rozrządu - wyjaśnia mechanik. Po kilkunastu minutach wyciąga z pojazdu wymienianą wraz z paskiem pompę wody.

Reklama

Nie tylko drobne naprawy

- Widzi pan ten wyciek? - pokazuje. - To płyn chłodniczy. Gdybyśmy nie wymienili tej części, mogłaby za jakiś czas narobić szkód - mówi Stępniewski.

Mechanik przyznaje, że przeważnie ludzie przyjeżdżają z typowymi sprawami eksploatacyjnymi. Zdarzają się jednak poważniejsze naprawy. - Sam pamiętam jak kiedyś przez trzy dni męczyłem się z silnikiem V6. Urwana była w nim świeca zapłonowa, trzeba było wyciągać głowicę. Dostałem nawet premię za tę naprawę - opowiada.

Godz. 10.24. Na stację przyjeżdża Opel Corsa. Właściciel idzie do biura. - Byłem umówiony na zmianę hamulców na godz. 11. Jestem trochę wcześniej - mówi. Po chwili do auta idzie kierownik zakładu Piotr Stępień. - Następni mechanicy będą od godz. 12. Ja więc zacznę wymianę. To, że jestem kierownikiem, nie oznacza, że siedzę tylko za biurkiem. Na autach się znam, w końcu naprawiam je od 1983 r. - mówi. W kilka minut odkręca koła, zdejmuje zużyte klocki i montuje nowe. - Na razie nie ma dużego ruchu. Najwięcej klientów zjawia się po południu, jak sami skończą pracę - wyjaśnia.

Hamulce w Corsie kończy wymieniać Mariusz Celiński, który przyszedł do pracy na popołudnie. - Bębny trzeba przetoczyć - mówi i zabiera części na tokarkę. W tym czasie Stępniewski zmienia świece zapłonowe, poduszkę skrzyni biegów i zalewa silnik Thalii olejem. Auto jest niemal gotowe. Trzeba jeszcze tylko sprawdzić geometrię kół i zrobić jazdę próbną. Corsa też jest prawie skończona. Przed godz. 13 właściciel może odbierać pojazd.

- Mimo że to stacja szybkiej obsługi i mogłoby się wydawać, że przyjeżdżają tutaj tylko "zwykłe" auta, to czasem przytrafiają się naprawdę fajne samochody. Sam pamiętam Nissana 200 SX czy też 800-konną Toyotę Celicę - opowiada Celiński. Po chwili dodaje. - To jednak nic. Najdziwniejszym pojazdem, jaki reperowałem był różowy trabant - przyznaje z uśmiechem na twarzy.

Zdarte klocki i tarcze

Na stacji coraz więcej pracy. Po godz. 13 na podnośnik wjeżdża Fiat Marea. Do zmiany ma wahacz i drążek kierowniczy. Po wszystkim obowiązkowa kontrola geometrii. Godzinę później do warsztatu przyjeżdża Ford Focus.

- Panowie zobaczcie co się stało, hamulce niemal przestały mi działać - wyjaśnia właściciel. Po chwili jest już jasne dlaczego. Z przednich klocków hamulcowych nic nie zostało. W rezultacie o tarcze tarł sam metal. Klocki hamulcowe są tak gorące, że aż wypadają mechanikowi z ręki. - To możliwe po przejechaniu tylko 30 tysięcy km? - pyta właściciel. - Jak się ma ciężką nogę to tak - śmieje się Celiński. Części nie ma jednak w warcie. Jeden z mechaników jedzie je kupić. Nie mija 40 min od wjechania na stanowisko, a Focus jest gotowy. Dojeżdżają kolejne auta. W Yarisie trzeba zmienić przednie opony, właściciel Toyoty Avensis przejechał natomiast psa i coś zaczęło stukać z przodu pojazdu. Konieczne okazuje się dokręcenie plastikowych osłon. W następnym Focusie przepaliło się z kolei tylne światło pozycyjne, a właściciel nie potrafi poradzić sobie z jego wymianą. Praca wre. Po godz. 16 na Fieldorfa przyjeżdża Honda Civic na umówioną wymianę wydechu. Po kilkunastu minutach auto jest już gotowe.

Opony to ruch w interesie

- Wakacje i wrzesień to czas, gdy mamy mniej roboty. Np. w sierpniu dokonaliśmy łącznie ok. 130 napraw, to o kilkadziesiąt mniej niż w "szkolnych" miesiącach. Ludzie są na urlopach, a później muszą kupić szkolną wyprawkę dla dzieci. Siłą rzeczy wydają wtedy mniej na samochód. Najczęściej wymieniamy olej i hamulce. Raz na jakiś czas zdarza się jednak i poważniejszy remont - mówi Piotr Stępień. - Największy ruch jest jednak w sezonie oponiarskim: gdy pojawia się pierwszy śnieg i na wiosnę. Wtedy prowadzimy nawet zapisy, a przed stacją ustawiają się kolejki. Z oponami to jednak wyjątkowo monotonna praca - skarży się.

Jak kierowcy zachowują się wobec mechaników? - Czasami przyjeżdżają do nas klienci, którzy są przekonani, że sami bardzo dużo wiedzą i próbują nas pouczać, ale to naprawdę niewielki procent. Jest też trochę ludzi, którzy przy swoim aucie nie potrafią wykonać najprostszych czynności, ale to wynika raczej z tego, że w niektórych samochodach nawet z pozoru błahe wymiany są utrudnione. Część osób chce np. przypatrywać się wykonywanej naprawie - mówi Stępniewski.

Piotr Borowiec

tygodnik "Motor"
Dowiedz się więcej na temat: Auta | hamulce | auto | właściciel | mechanicy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy