Kolejny wypadek ekipy Top Gear!

Gdy na planie programu Top Gear dochodzi do wypadku, to najczęściej jest on spektakularny.

Do czołowej trójki wypadków "made by Top Gear" należało rozbicie ferrari enzo o autobus na drodze publicznej przed dwoma laty, wylot z toru koenigsegga CCX ze Stigiem za kierownicą i niedawny, bardzo groźny wypadek Hammonda prowadzącego pojazd o napędzie rakietowym.

Teraz dołącza do nich rozbicie jedynego istniejącego egzemplarza koenigsegga CCXR, czyli pierwszego i jedynego samochodu tej marki napędzanego biopaliwem, którego wartość szacowano na 600 tysięcy funtów.

Do wypadku doszło ponownie na drodze publicznej. Tym razem za kierownicą nie siedział żaden z trójki prowadzących, ale... jeden z inżynierów Koenigsegga, który przeprowadzał samochód między miejscami kręcenia zdjęć.

Najwyraźniej zapomniał on, że z dysponującego mocą 1018 KM samochodu zdemontowano tylny dyfuzor, który przeszkadzał w umocowaniu kamery. Tyle tylko, że podczas jazdy z prędkością 190 km/h, przy której zaczęły się problemy, dawał on 100 kg siły nacisku na tylną oś...

Reklama

W efekcie na prawym łuku tył samochodu stracił przyczepność i "wyprzedził przód". CCXR obrócił się wokół własnej osi, uderzył w barierę energochłonną, odbił się od niej, wrócił na drogę, na której wykonał jeszcze cztery obroty i zatrzymał się w polu kilkaset metrów dalej. Dokładny pomiar wykazał, że ślady opon obracającego się auta ciągnęły się przez 265 metrów.

Prowadzący auto szwedzki inżynier oraz zajmujący miejsce pasażera członek ekipy Top Gear, Peter Grunert wyszli z wypadku bez szwanku. Samochód już nie - popękały zderzaki, a magnezowa prawa przednia felga nadaje się już tylko na złom...

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: wypadek | top gear
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy