Jadą przez Amerykę Południową... Żukiem!

Są młodzi, kreatywni, spragnieni przygód i otwarci na wyzwania. Połączyły ich wspólne pasje. Chcieli zawojować świat! Podróżować, zwiedzać, poznawać nowych ludzi, kultury i smaki...

Jak to zrobić w sześć osób, mając bardzo ograniczony budżet? Pomysłów było wiele, aż trafili na Żuka - mikrobusa, którym jednogłośnie postanowili podróżować. Tak właśnie zrodził się projekt ŻUKIEM PRZEZ ŚWIAT.

Żuk ma już na swoim koncie pięć wspaniałych podróży, na których nauczyli się radzić sobie w trudnych i niewygodnych sytuacjach, nabrali zaufania zarówno do siebie jak i do Żuka. Byli już wspólnie w Turcji, Szkocji, na Peloponezie, Krymie i w Maroko. Redukując zbędne koszty udało im się nigdy nie zawitać do żadnego hotelu! Biwakują i ta swoboda dostarcza im największej radości, na którą czekają cały rok. Za każdym razem przytrafiały im się awarie i nieprzewidywane zwroty wydarzeń, jednak zawsze udawało im się osiągnąć cel, a co za tym idzie - ogromną satysfakcję i ochotę na kolejną przygodę.

Reklama

W tym roku postanowili znacznie podnieść poprzeczkę względem poprzednich wypraw, zarówno dla Żuka jak i dla nich samych. Chcieli wybrać się na ekspedycję do miejsca najbardziej oddalonego od domu w Polsce. Brali pod uwagę dwa kontynenty: Australię i Amerykę Południową. Ostatecznie wybór padł na Amerykę, głównie ze względu na jej różnorodność, m.in. kulturową czy krajobrazową.

Czeka ich pokonanie najdłuższej do tej pory trasy, bo liczącej 12 tys. km, wiodących przez 5 państw: Argentynę, Chile, Peru, Boliwię i Brazylię. Przyjdzie im się zmierzyć z wysokimi górami, bezdrożami, różnymi strefami klimatycznymi, a trasa przebiegać będzie częściowo szlakiem Rajdu Dakar. Wiedzą, że podróż tą trasą to ambitny cel  i wielu zawodowych kierowców go nie ukończyło.

"Jednak my nie będziemy z nikim konkurować w zdobywaniu nagród. Damy z siebie tyle, na ile pozwolą nam możliwości nasze i Żuka. Nikt nie mówił, że będzie łatwo, ale trzeba sobie stawiać wyzwania i pokonywać kolejne kilometry. Mocną stroną naszego pojazdu w starciu z morderczymi warunkami jest jego prostota. Jest to samochód stosunkowo wysoko zawieszony, więc drogi kiepskiej jakości też nie będą stanowiły przeszkody nie do przejścia. Do tego znamy Żuka na wylot, znamy jego możliwości i granice. Wiemy ile potrafi i wiemy, jak się z nim obchodzić. Samochód przygotowaliśmy po swojemu na podstawie doświadczeń z wielu poprzednich wypraw, remontując lub usprawniając prawie każdy jego podzespół." - mówi Marcin Warwaszyński, członek załogi ŻpŚ.

Tegoroczna grupa wyprawowa składa się z sześciu osób. Każda zajmuje się czymś innym, łączy ich zamiłowanie do podróży, poznawania nowych kultur i ludzi. Odkrywania tego, co nieznane. "Ponadto, poruszając się Żukiem nie osiągają wysokich prędkości, dzięki czemu mogą bardziej cieszyć się podróżą i więcej zobaczyć.“ - wspominają uczestnicy.

Wyprawa rozpoczęła się wyjazdem ekipy z Polski 31 stycznia. Po prawie miesiącu oczekiwań na Żuka (spowodowanych opóźnieniem w transporcie pojazdu i wielu komplikacjach przy wyciąganiu go z argentyńskiego portu) Żuk wyruszył na amerykańską podróż z końcem lutego. Ekipa zabrała ze sobą na wyprawę profesjonalny sprzęt foto-video, co w połączeniu z ich doświadczeniem pozwoli stworzyć niepowtarzalną relację filmową z wyprawy. Ponadto przywiozą ogromną liczbę zdjęć z najciekawszych miejsc, które odwiedzą.

Nieprzewidywane i ciężkie wydarzenia, które napotkały załogę Żukiem Przez Świat podczas wyciągania auta z portu w Argentynie spowodowały, że znacznie nadszarpnęło to budżet przewidziany na wyprawę. W związku z tym ekipa rozpoczęła akcję na jednym z portali tzw. "finansowania społecznego", gdzie - w zamian za nawet niewielkie wsparcie finansowe - oferuje ciekawe upominki prosto z Ameryki Południowej! Do tej pory udało im się uzbierać niespełna 2500 zł, czyli połowę z wymaganej do ukończenia podróży kwoty...

"Zawsze chcieliśmy podróżować jakimś większym samochodem, a z racji zamiłowania do polskiej zabytkowej motoryzacji w grę wchodziły w zasadzie tylko Nysa i Żuk. Trafiła się akurat okazja kupna rzadkiej wersji Żuka - mikrobusa - na miejscu, we Wrocławiu. Tak staliśmy się posiadaczami niebieskiej maszyny. Żuk mikrobus różni się od innych Żuków - ma bardzo wygodne fotele, jest cały przeszklony i tapicerowany w środku. Żuk, mimo, że jest z końcówki produkcji, czyli z lat 90-tych niewiele różni się od Żuków z lat 60-tych czy 70-tych, a konstrukcja silnika, czy zawieszenia sięga... lat 30-tych. "

"Przebieg ciężko zweryfikować w jakimkolwiek Żuku. Na porządku dziennym w tych samochodach było "nakręcanie kilometrów" (zawyżanie stanu licznika), aby spuścić paliwo na handel. Liczniki były wyskalowane tylko do 99999, zatem nie można sprawdzić ile "setek" tysięcy kilometrów najechał. Często też liczniki były wymieniane, więc jest to mało wiarygodna informacja. Wiemy natomiast, ile nasz Żuk ma po remoncie. W zeszłym roku zrobiliśmy kapitalny remont zawieszenia, hamulców, skrzyni biegów, wału napędowego i silnika. Po tych pracach Żuk przejechał 6500 km, jak dotąd bezawaryjnie, jeśli nie liczyć zerwanej linki sprzęgła."

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy