Facet z Playboya jeździł wartburgiem

Po raz pierwszy w życiu, Rafał Jemielita prowadził dwusuwowego wartburga ojca kolegi. Auto razem uruchomili w garażu.

- Na dystansie zaledwie pół metra lekko pomiąłem błotnik, na szczęście nikt niczego nie zauważył - śmieje się reporter Playboya. Później kolega pożyczył mu malucha, aby - jeszcze bez prawa jazdy - przejechał się ulicą Powązkowską w Warszawie.

- Kompletnie nie wiedziałem, co się dzieje - mówi Jemielita.

Pierwsza dłuższa przejażdżka - z Nadarzyna do Warszawy - odbyła się Fiatem 124.

- Odkopaliśmy go z dzikich chaszczy i prowizorycznie naprawiliśmy hamulce zagniatając przewód hamulcowy - mówi Rafał Jemielita. Potem pół roku jeździł po Norwegii maluchem, też bez prawa jazdy i też pożyczonym autem. Za zarobione na saksach pieniądze kupił z drugiej ręki Renault 4.

- Piękny, zielony - mówi Rafał Jemielita. Sądząc, że auto jest w dobrym stanie pojechał nim nad Wisłę.

Reklama

- W rzeczywistości był to kompletny wrak. Zaraz oderwał się tylny wahacz. W miejscu pęknięcia było coś zielonego. Powąchałem to, a później z ciekawości skosztowałem. Wahacz był przyklejony na gumę do żucia i polakierowany - mówi dziennikarz, który uwielbia auta terenowe i dwa razy jechał w rajdzie Dakar.

- W terenie mam zrobione przynajmniej 40 tysięcy kilometrów. Najpierw w stepach Rosji, potem w piachu Afryki - mówi Jemielita.

W rajdach (nie tylko terenowych) bierze udział od początku lat 90-ych. Jako reporter, najchętniej jadąc terenowym autem obserwuje trasę i zmagania zawodników. Ma już sprawdzonych przyjaciół, Łukasza Komornickiego, Jarosława Kazberuka i Rafała Martona, którzy chętnie zabierają go na wyprawy.

Rajd Dakar zajmuje trzy tygodnie. Trzeba przygotować auto i siebie do podróży, dwa tygodnie wyścigu, potem auto musi wrócić do Europy w kontenerze, trzeba je spakować. Rajd to trudna wyprawa, na półtora tysiąca ludzi zaledwie czterdzieści pryszniców.

- Niektórzy Francuzi podobno jadą na Dakar tylko po to, aby przez miesiąc się nie myć - mówi Jemielita. Jego rekord bez mycia to sześć dni. - Zamiast wody do mycia używam niemowlęcych nawilżanych chusteczek - rewelacyjne, niezastąpione. Na Dakarze jeździ w samochodzie prasowym. Są to terenowe auta z klatką, profesjonalnym GPS-em i kilkusetlitrowym zbiornikiem paliwa.

- Jedzie się średnio wygodnie, zawieszenie jest specjalnie przygotowane, ale fotele kubełkowe są piekielnie twarde - mówi Jemielita. Raz auto udało się nieźle uszkodzić. Na pograniczu Mali i Senegalu, na stacji benzynowej auto wpadło kołem w niezabezpieczoną studzienkę. Złamało się zawieszenie. Miejscowi chcieli naprawiać uszkodzenie, ale ostatecznie tylko zdjęli koło, za co zażądali 500 euro.

- Było nas trzech, a wokół nas 70 rozwścieczonych Afrykanów. Nagle wpadł francuski serwis Nissana z dużą ciężarówką. Kierowca, niewielki człowieczek, wyskoczył z kilogramowym młotkiem i szefowi tej grupy zagroził rozbiciem czaszki. Wówczas grupa rozstąpiła się jak Morze Czerwone przed Mojżeszem i poszliśmy na holu w pustynię. Tam serwisanci naprawili nasze auto bez ściągania kół. To był cud - mówi Jemielita.

Raz widział, jak motocyklista spadł z maszyny, która kołem uderzyła go w tył głowy.

- Myślałem, że nie żyje, cuciłem go krzycząc we wszystkich znanych językach - mówi reporter Playboya.

Wreszcie motocyklista podniósł się, wsiadł na maszynę, z którą przewrócił się jeszcze raz, a w końcu ruszył nie w tę stronę i dopiero po dwustu metrach doszedł do siebie na tyle, aby zawrócić.

W rajdzie zdarzają się spięcia, z których jednak mogą narodzić się przyjaźnie.

- Jedzie się na małej przestrzeni, człowiek się męczy, wybuchają nieuniknione konflikty - mówi Jemielita. W 2004 roku jechał w załodze z Japończykiem i Francuzem. Wybuchł spór, o to gdzie fotografować. Francuz zostawił ich w środku pustyni z butelką wody.

- Gdyby nie to, że Susei dawał mi dwa razy więcej niż sam pił, nie wiem jakbym te dziewięć godzin przetrwał - mówi Jemielita, dwa razy grubszy od japońskiego kolegi. Teraz Japończyk chce na motocyklu przez Syberię jechać do Polski.

W tym roku Rafał Jemielita był na rajdzie Dakar drugi raz.

- Wybieram się jeszcze, to gorsze niż choroba - zdradza.

Dziś pożycza od kobiety życia Citroëna Xsarę Picasso. Ale wie, że w przyszłości przesiądzie się do Land Rovera Defendera, terenowego Mercedesa G lub japońskiego pickupa. W Polsce będzie mógł nim swobodnie pojeździć, bo w odróżnieniu od Europy Zachodniej, u nas można prawie wszędzie wjechać.

- Wystarczy wcześniej zapytać w gminie lub nadleśnictwie. A najlepsze tereny są w Bieszczadach i Beskidzie Niskim - tłumaczy reporter Playboya.

Citroën Xsara Picasso exclusive 1,8 16V 2003 r.

Pojemność skokowa [ccm]: 1749

Moc maks. [KM] przy [obr./min.]: 117/5500

Maks. moment obrotowy [Nm] przy [obr./min.]: 160/4000

Skrzynia biegów: manualna, 5-biegowa

Masa własna/ładowność [kg]: 1245/550

Dł. x szer. x wys. [mm]: 4276/1751/1637

Pojemność bagażnika [l]: 550

Prędkość maksymalna [km/h]: 190

Przyspieszenie 0 - 100 km/h [s]: 12,2

Zużycie paliwa: cykl miejski/pozamiejski [l/100 km] 10,8/5,9

Autobit
Dowiedz się więcej na temat: Picasso | reporter | Dakar | auto | facet
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy