Dzień dziecka w aucie. "Wlazł piesek na płotek i mruga"

Powoli zaczyna już pachnieć wakacjami i wiele osób zabiera się do planowania dalekich, nieraz liczących ponad tysiąc kilometrów rodzinnych wypraw samochodowych. Taka podróż z dzieckiem na tylnym siedzeniu może stanowić prawdziwe wyzwanie. Nie tylko ze względu na chorobę lokomocyjną, ale i... nudę.

- W przeszłości wielokrotnie wyjeżdżaliśmy z naszą małą córką autem na południe Europy. Już po pół godzinie po raz pierwszy padało pytanie: "Tato, daleko jeszcze?". Szczerze mówiąc z perspektywy czasu te wyjazdy wydają się koszmarem, ale jakoś daliśmy radę - wspomina jeden ze znajomych. -  Współcześni rodzice mają łatwiej. Zacznijmy od tego, że dzisiaj większość samochodów jest wyposażonych w klimatyzację. Mój Ford Focus tego udogodnienia nie miał. Nowoczesne auta zapewniają także stałą łączność z internetem. Są smartfony, tablety, najróżniejsze gry elektroniczne...

Reklama

Co bardziej zaradni tatusiowie niejako wyprzedzali swoją epokę, sprytnie wykorzystując nowoczesny, na owe czasy, sprzęt.

- Miałem starego Fiata Multiplę, który świetnie sprawdzał się w roli pojazdu rodzinnego. Składałem oparcie przedniego, środkowego siedzenia i stawiałem na nim laptop. Jadące na tylnych fotelach dzieciaki całą drogę mogły oglądać filmy - opowiada pomysłowy ojciec. - Potem kupiłem gdzieś parę monitorów, które domowym sposobem mocowałem tam, gdzie dzisiaj w drogich furach umieszczane są ekrany pokładowych systemów rozrywki. Można było do nich podłączyć odtwarzacz DVD albo pendrive’a.

Z myślą o tradycjonalistach, starających się chronić swoje potomstwo przed nadmiarem migających elektronicznych obrazków, projektuje się specjalne zabawki, przeznaczone do wykorzystania w samochodzie - maskotki na pasy bezpieczeństwa, pacynki, karuzele i grzechotki, przymocowywane do bocznych szyb, nie brudzące tapicerki znikopisy itp.

W internecie nie brakuje porad, co robić, by dzieci nie marudziły podczas dalekich (i bliskich) podróży autem. Oto garść propozycji z jednej z zajmujących się tym problemem stron...

Śmieszne rytuały: "chóralne wołanie "Uuuuuuu" podczas przejazdów przez tunele (...), bojowe okrzyki można wznosić także na mostach, światłach: "Zie-lo-ne! Zie-lo-ne!" i przy innych okazjach". Wspólne śpiewanie: "Można fałszować, bo wtedy jest zabawniej. Można też przekręcać słowa znanych piosenek: "Wlazł piesek na płotek i mruga" - czujny malec na pewno to wyłapie i będzie miał dodatkowy powód do radości.". Zabawa w "Co wiezie ta ciężarówka?": "Domniemamy ładunek musi być oczywiście atrakcyjny dla malucha (Banany! Hulajnogi! Lody na patyku! Słonie! Milion czekoladek!". Zabawa w kierowanie: "O wiele łatwiej znieść długą jazdę, gdy samemu można "prowadzić".

W sklepach z zabawkami można kupić kierownice-zabawki (mają klakson i wydają różne, bywa, że denerwujące dla rodziców odgłosy), ale sprawdzić może się wszystko, co okrągłe, na przykład plastikowy talerzyk czy gumowe ringo.". Naśladowanie głosów zwierząt: "Niekoniecznie tylko tych mijanych (np. krów i psów), ale wszystkich, jakie znamy. Chcesz zaskoczyć malucha? Pokaż mu jak "mówi" rybka: bezgłośnie otwieraj i zamykaj wyciągnięte w ryjek usta.". Wyglądanie za okno: "Przy drogach dzieje się wiele ciekawych rzeczy: stoją dziwaczne budynki, pojawiają się krowy, konie, traktory, auta wiozące konie. Ale nawet nudny krajobraz można uatrakcyjnić: wystarczy patrzeć na niego przez lornetkę ze zwiniętych dłoni.". Machanie do innych: "Dzieci uwielbiają machać do ludzi na poboczach i w mijanych autach. Gdy ktoś odpowie im tym samym, są wniebowzięte.". Zabawa ciastoliną: "W przeciwieństwie do plasteliny, ciastolina nie przywiera do podłoża, tapicerka jest więc bezpieczna.". Do tego klasyka: opowiadanie bajek, teatrzyk, oglądanie kreskówek, czytanie i oglądanie obrazków, audiobooki, wygłupy itd. itp.

Pomysłów jest mnóstwo, chociaż z drugiej strony po takiej podróży dziecko może być co prawda w dobrej formie i uśmiechnięte, ale dorośli pasażerowie wykończeni bardziej niż kierowca po 10 godzinach za kółkiem.

"W czasie deszczu dzieci się nudzą..." W samochodzie też, mimo wszelkiej pomocy, którą niesie rozwój techniki i ludzka pomysłowość. Zdarza się jednak, że samochód jest wybawieniem dla rodziców, jako... niezawodny usypiacz niemowląt. Dzieciak nijak nie chce zasnąć, płacze. Gdy jednak ułożymy go w aucie i zabierzemy na przejażdżkę, natychmiast się uspokaja. Niestety, trudno uciekać się do tego sposobu każdego wieczoru.

Hiszpański oddział Forda skonstruował zatem prototypową kołyskę, która... imituje jazdę samochodem. Wykonuje takie same ruchy, z głośnika płynie łagodny odgłos pracy silnika, pojawia się nawet symulacja ulicznego oświetlenia. I wszystko to bez wychodzenia z domu!

Pomysłodawcy zadbali, by kołyska nie naśladowała samochodu jako takiego, hipotetycznego, lecz ten konkretny, maluchowi dobrze znany. W tym celu stworzyli specjalną aplikację na smartfona. Za jej pomocą tata lub mama rejestrują rzeczywistą, sprawdzoną w roli usypiacza podróż własnym autem, by następnie przenieść ów zapis do programu pracy kołyski.

A co z dziećmi, które nie potrafią zasnąć w samochodzie, za to nie mają z tym żadnych problemów w domu? Dla nich należałoby zbudować fotelik, imitujący ich własne łóżeczko...

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy