​"(...) chciałem zapytać, o której odjedzie przyczepa?"

Gdy przeczytaliśmy tę wiadomość, pomyśleliśmy, że trafiliśmy na spóźniony dowcip primaaprilisowy. Gdy okazało się, że to jednak nie żart, ale informacja całkiem serio i ktoś naprawdę chciałby powrotu przyczep osobowych, doczepianych do autobusów, przypomniał nam się stary dowcip, jeszcze z czasów PRL, kiedy takie kombinowane pojazdy spotykało się często na polskich drogach. Rzecz dzieje się w komendzie powiatowej Milicji Obywatelskiej...

- Jak wiecie koledzy, w najbliższą niedzielę w ramach akcji socjalnej jedziemy na grzybobranie. Będzie podstawiony autobus z przyczepą - mówi komendant - Autobus odjeżdża punktualnie o piątej rano. Czy macie jakieś pytania? - Tak, obywatelu majorze, chciałem zapytać, o której odjedzie przyczepa?

Autobusy znowu z przyczepami...Wydawałoby, że z takim postulatem mógłby wystąpić członek partii aktualnie rządzącej, bo niektórzy jej starsi wiekiem działacze wyraźnie zdradzają tęsknotę za ojczystym krajobrazem z okresu swojej młodości. Ale nie, na podobny pomysł wpadł przedstawiciel lewicy, która co prawda też ma prawo darzyć sentymentem stare czasy, ale lubi prezentować się jako ugrupowanie na wskroś nowoczesne.

Reklama

" (...) przepisy w Polsce uniemożliwiają dla realizacji przewozów pasażerskich stosowanie przyczep autobusowych w połączeniu z autobusami o długości standardowej 11 metrów. Przyczepy takie były stosowane z powodzeniem jeszcze w latach 90., a rozwiązanie łączyło zalety związane z pojemnością autobusu przegubowego wraz z elastycznym dostosowaniem pojemności taboru do sytuacji ruchowej. W wielu samorządach na liniach komunikacyjnych, obsługiwanych krótkimi pojazdami, występują okresy zwiększonego ruchu - tzw. godziny szczytu. W tych godzinach podróżnych jest zdecydowanie więcej, co powoduje tłok lub zwiększanie ilości kursów autobusów. Po szczycie, natężenie ruchu podróżnych wraca do wartości średniego napełnienia i nie ma potrzeby, aby na takich liniach cały dzień kursowały autobusy przegubowe, emitujące zdecydowanie więcej zanieczyszczeń. Przyczepa pasażerska doczepiana w godzinach szczytu byłaby tańszym i proekologicznym rozwiązaniem. Takie rozwiązanie stosowane jest np. w Niemczech (...) - czytamy w interpelacji posła SLD Krzysztofa Gawkowskiego, skierowanej do ministra infrastruktury.

Powoływanie się na przykłady zagraniczne, zwłaszcza te pochodzące z kraju naszych zachodnich sąsiadów, w obecnych realiach jest błędem taktycznym i nie wróży dobrze powodzeniu jakiegokolwiek przedsięwzięcia. Propozycja posła Gawkowskiego rodzi też jednak kilka innych, bardzo konkretnych wątpliwości...


Czy współcześnie eksploatowane autobusy są konstrukcyjnie przystosowane do holowania? Jeżeli nie, to jak wyglądałaby sprawa z ich homologacją po dokonaniu niezbędnych zmian, zamontowaniu dyszli czy haków? Czy ktoś w kraju podjąłby się produkowania przyczep czy należałoby je importować? Ile by to kosztowało? Czy kierowcy autobusów mają uprawnienia do prowadzenia pojazdów z przyczepami? Czy autor interpelacji dysponuje wiarygodnymi obliczeniami, potwierdzającymi tezę, że "Przyczepa pasażerska doczepiana w godzinach szczytu byłaby tańszym i proekologicznym rozwiązaniem"? Wprowadzenie przyczep wymagałoby innej organizacji pracy przewoźnika, zmian w serwisach itp. Co z ubezpieczeniem?

Wreszcie pytanie najważniejsze: czy autobusowe przyczepy są faktycznie nam potrzebne? O ile wiemy, dzisiaj miejscy przewoźnicy radzą sobie w ten sposób, że w godzinach szczytu wypuszczają na trasy przegubowce, a w okresie zmniejszonego zapotrzebowania, na przykład w niedziele i święta, zastępują je pojazdami krótszymi. I jakoś to działa.

Krzysztof Gawkowski pyta ministra, czy rozważa "umożliwienie obsługi przewozów pasażerskich taborem złożonym z autobusu z przyczepą pasażerską" i czy "w ministerstwie trwają prace nad odpowiednimi przepisami". Wiceszef resortu infrastruktury Rafał Weber zbywa go tyleż jednoznacznie, co elegancko. Odpowiada, że nie trwają i nie rozważa, ale obiecuje, iż w bliżej skonsultuje propozycje z przedstawicielami branży transportowej. W bliżej nieokreślonej przyszłości. Słowem: "a dajże nam chłopie święty spokój..."

Poselska propozycja ożywiła pamięć internautów - seniorów: "Pamiętam te przyczepy. Jak byłem dzieckiem, to takie coś przyczepiano do starych jelczów, tzw. ogórków. Tyle tylko, że z jakichś powodów ludzie woleli jeździć na stojąco w autobusie niż siedzieć w przyczepie..." "Miałem przyjemność jechać w takiej przyczepie, ale przyjemność była dopiero po opuszczeniu przyczepy. Na trzeźwo jazda w przyczepie była nie do zniesienia."

Ktoś ironizuje, proponując, by do autobusów, dla jeszcze większej oszczędności i ekologiczności, od razu przyczepiać po dwie przyczepy. Ktoś inny, w tym samym stylu, podrzuca pomysł, by w takie dostawki wyposażyć każdą słabo skomunikowaną ze światem gminę: "rolnik podpina traktor i wozi swoich do najbliższego miasta lub miejscowości, z której mają dalsze połączenie." Ktoś wyraża tęsknotę za sławetnymi osinobusami i miniciągnikami "Dzik", gdzie "na przyczepkę kładło się parę desek i już można było jechać na wycieczkę"...

My nie tęsknimy, ale się zastanawiamy. Interpelacja, o której mowa, nosi datę 28 kwietnia. To był szczyt pandemii koronawirusa. Skąd posłowi Gawkowskiemu pomysł z przyczepami wpadł do głowy akurat wtedy? Czyżby efekt nudy i nadmiaru wolnego czasu, spowodowanych kampanią "Zostań w domu"? Jeżeli tak, to koniecznie należało to zawołanie uzupełnić: "Zostań w domu, ale nie kombinuj za wiele".

poboczem.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy