Chcą obniżenia dozwolonej prędkości z 50 do 30 km/h!

30 km/h. Takie ograniczenie prędkości już wkrótce obowiązywać może w terenie zabudowanym w całej Holandii. Tweede Kamer, czyli izba niższa lokalnego parlamentu (odpowiednik polskiego Sejmu), 27 października przychyliła się do wniosku złożonego przez Zieloną Lewicę (Groen Links).

Jeśli pomysł spotka się z aprobatą izby wyższej parlamentu, Holandia, której drogi od lat uchodzą za jedne z najbezpieczniejszych w Unii Europejskiej, stanie się pierwszym krajem Wspólnoty z tak wyśrubowanymi ograniczeniami prędkości. Takie ograniczenia od kilku miesięcy obowiązują już w Helsinkach i Oslo. Wprowadzenie nowego limitu oznacza, że - chcąc podnieść prędkość na danym odcinku - zarządca musiałby wystąpić do urzędników ze stosownym wnioskiem i dobrze go umotywować.

Obecnie, podobnie jak w większości krajów UE, w Holandii obowiązuje ograniczenie prędkości do 50 km/h w obszarze zabudowanym. Przedstawiciele lewicy twierdzą, że przy takiej prędkości pieszy i rowerzysta mają niewielkie szanse na wyjście z wypadku bez obrażeń. Parlamentarzyści motywują swoje pomysły tym, że w ubiegłym roku na holenderskich drogach zginęło 203 rowerzystów i 49 pieszych. W sumie wszystkie wypadki drogowe w 2019 roku kosztowały życie 661 osób. Dla porównania w tym samym czasie na polskich drogach zginęły 2909 osób.

Reklama

Obserwatorzy sceny politycznej nie mają wątpliwości, że pod płaszczykiem dbałości o bezpieczeństwo holenderska lewica po raz kolejny stara się obrzydzić obywatelom korzystanie z samochodów. Działanie jest o tyle niepokojące, że pomysły tego typu pojawiają się w samym środku pandemii koronawirusa, gdy - na całym świecie - lawinowo spada poziom zaufania do transportu miejskiego.

Z drugiej strony trzeba pamiętać, że Holandia to bardzo mały kraj, jego powierzchnia jest niewiele większa niż powierzchnia województwa mazowieckiego. Mieszkańcy siłą rzeczy maja do pokonania znacznie mniejsze odległości.

Czy rozwiązanie proponowane przez holenderską lewicę przyjęłoby się również na Polskich drogach? Pewnym jest, że doprowadziłoby polskie miasta do kompletnego paraliżu komunikacyjnego.

Dość przypomnieć, że wg danych z systemy Yanosik, średnia prędkość samochodów w centrum Warszawy wynosi około 29 km/h. Jeśli jednak przyjrzymy się całej aglomeracji warszawskiej okaże się, że wskaźnik wynosi 41 km/h. Mimo tego już dziś Warszawa zajmuje 17. miejsce w Europie pod względem czasu traconego przez kierowców w korkach (badanie Tom Tom Traffic Index 2019). Dla porównania wspomniane już Oslo i Helsinki zajmują odpowiednio miejsca: 151. oraz 191! Nie trzeba chyba tłumaczyć, że jeśli na większości miejskich dróg obowiązywać zacznie ograniczenie niższe aż o 11 km/h od dzisiejszej średniej prędkości potoków ruchu, dla miasta oznaczać to będzie komunikacyjny Armagedon. Warto jeszcze dodać, że w rankingu najbardziej zakorkowanych miast w Europie zaraz za Warszawą znajduje się Wrocław (18. Miejsce), a oba miasta wyprzedzają np.: 12. Poznań, 8. Kraków czy 7 Łódź...

Paweł Rygas

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy