BMW pobiło rekord Guinessa w drifcie

BMW po raz kolejny pokazało, że w świecie driftingu ma do powiedzenia więcej, niż japońska konkurencja. Bawarczycy odzyskali właśnie Rekord Guinessa w najdłuższym samochodowym poślizgu.

Przypomnijmy, że w 2013 roku Johan Schwartz, instruktor z BMW Performance Driving School, za kierownicą ówczesnej generacji M5 ustanowił rekord najdłuższego driftu. Niemiec pokonał wówczas w poślizgu dystans 82,51 km pokonując 322,5 okrążenia toru w BMW Performance Center w Południowej Karolinie.

Bawarczycy krótko cieszyli się swoim rekordem. W 2014 roku, za kierownicą Toyoty GT-86, pobił go inny Niemiec - Harald Muller uzyskując wynik 144,12 km. W ubiegłym roku rekord poprawił jeszcze Jesse Adams z Republiki Południowej Afryki, który za kierownicą innej Toyoty GT-86, przez 5 godzin i 46 minut, driftował na dystansie 165,04 km.

Reklama

Nie trzeba chyba tłumaczyć, ze taki obrót sprawy nie spodobał się przedstawicielom BMW. Niemcy postanowili odzyskać utracony tytuł i udało im się dopiąć celu w niezwykle widowiskowy sposób.

Mówiąc potocznie - fabryczny zespół BMW po prostu "zmiażdżył" - dotychczasowe rekordy. Za kierownicą nowego M5 (typoszeregu F90), po raz kolejny usiadł Johan Schwartz. Auto, napędzane podwójnie doładowanym silnikiem V8 4,4 l o mocy 600 KM, pokonało tym razem aż 2000 (!) okrążeń. Dystans przebyty w poślizgu wyniósł - uwaga - 374,17 km! Kierowca prowadził ślizgający się po okręgu samochód przez 8 godzin!

Tak długa jazda w poślizgu wymaga nie tylko umiejętności panowania nad autem i zmęczeniem (oraz własnym żołądkiem...), ale również odpowiedniego przystosowania pojazdu. W jaki sposób rozwiązano problem tankowania?

Wprawdzie przepisy zezwalają na przerwanie próby w celu dotankowania samochodu, Niemcy postanowili jednak skorzystać z innego rozwiązania. Inspiracją były uzupełniające paliwo w locie wojskowe myśliwce. W tym celu jeden z egzemplarzy poprzedniej generacji M5 przebudowano na "driftujący tankowiec". Auto wyposażone zostało w dodatkowy, zmontowany w bagażniku, zbiornik benzyny i zestaw szybkich pomp. Ich wydajność pozwała na dotankowanie do 68 l paliwa w 50 sekund.

Największym problemem było bezpieczne połączenie dwóch, sunących obok siebie w poślizgu, pojazdów. Za kierownicą "tankowca" usiadł Matt Mullins. Operatorem węża paliwowego został Matt Butts. Najwięcej do stracenia miał, bez wątpienia, ten ostatni. Mężczyźnie groziło nie tylko zmiażdżenie miedzy dwoma driftującymi autami, ale też poważne poparzenia w razie ewentualnego pożaru. W czasie bicia rekordu operacja tankowania musiała być powtórzona aż pięć razy, w czasie których - rzeczywiście - kilkukrotnie doszło do kontaktu obu samochodów.

Ostatecznie Niemcom udało się pobić aż dwa rekordy. W najdłuższym dryfcie pojedynczego auta oraz najdłuższym dryfcie pojazdu asystującego (63,16 km).

PR

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy