​Współczesny "golas" nie ma nic wspólnego" z "golasem" sprzed lat

Kobieta, która 100 lat temu pokazałaby się na publicznej plaży w stringach, wywołałaby gigantyczny skandal obyczajowy. Od tego czasu pojęcie nagości bardzo się jednak zmieniło. Również w odniesieniu do... wyposażenia samochodów. Współczesny "golas" nie ma nic wspólnego" z "golasem" sprzed na przykład dwóch dekad.

- Mój pierwszy "zachodni" wóz to Fiat Uno Sting, nabyty w roku 1990, jeszcze w ramach tak zwanego eksportu wewnętrznego za bony towarowe banku PeKaO SA - wspomina jeden ze starszej daty kierowców. - Miał trzydrzwiowe nadwozie, silnik o pojemności 903 ccm i mocy 45 KM, czterobiegową skrzynię. Potrafił się rozpędzić maksymalnie do 145 kilometrów na godzinę, a "setkę" osiągał po 18 sekundach od startu. A ja byłem tym samochodem wprost zachwycony, pomimo jego praktycznie zerowego wyposażenia. Brakowało mu nawet prawego bocznego lusterka!

Reklama

Po sześciu latach przesiadłem się do Renault Megane. Zaszalałem i kupiłem auto nie tylko z mocniejszym, 90-konnym silnikiem 1.6, ale też w najbogatszej wersji wyposażenia RT. Po prostu full wypas: wspomaganie kierownicy, welurowe siedzenia, przyciemniane szyby, fabryczne radio, ABS i katalizator, którego obecność uprawniała wówczas do zniżki w podatku drogowym. Minęło kolejnych parę lat. W roku 2000 zostałem właścicielem Forda Focusa 1.6 16 V 101 KM, do którego, uwaga, w promocji dodawano manualną klimatyzację, za dopłatą, o ile dobrze pamiętam, 1000 zł. Rany, co to było za wydarzenie i jaki powód do dumy! Zwłaszcza, że jakoś wtedy wszedł do sprzedaży zubożony Polonez Caro Plus, pozbawiony nawet obrotomierza i instalacji pod radio.

Dzisiaj takie wspomnienia mogą budzić jedynie uśmiech. Aby zdefiniować pojęcie współczesnego "golasa" przyjrzeliśmy się bliżej bazowej ofercie kilku modeli, reprezentujących różne segmenty samochodów osobowych.

Zacznijmy od Kii Picanto, czyli auta najmniejszego, typowo miejskiego. W wersji podstawowej nie imponuje ono mocą napędu (1.0 MPI 67 KM), ale ma na pokładzie 6 airbagów, zdalnie sterowany centralny zamek, elektrycznie otwierane i zamykane szyby z przodu, radio obsługiwane przez przyciski na kierownicy oraz manualną klimatyzację. Do ekstrasów należy zaliczyć czujnik zmierzchu i instalację głośnomówiącą Bluetooth. I to wszystko za niespełna 40 tys. zł. Komuś szczególnie wyczulonemu na wygląd pojazdu w powyższym zestawieniu zabrakłoby zapewne alufelg, w tej wersji Picanto niedostępnych nawet jako opcja.

Co ciekawe, bardzo podobnie jak bazowa mała Kia, wyposażony jest popularny przedstawiciel klasy średniej, czyli Ford Mondeo, w swojej podstawowej, "flotowej" wersji" Ambiente. Przewagę w postaci siódmej, kolanowej poduszki powietrznej, czy układu HSA, ułatwiającego ruszanie pod górę, trudno uznać za istotną.

Nieco tańszy, w promocyjnej ofercie, od Kii Picanto jest pozycjonowany o numer wyżej, aczkolwiek trzydrzwiowy Opel Corsa 1.2 70 KM 5 MT Essentia. Tu na liście wyposażenia podstawowego nie znajdziemy jednak ani klimatyzacji ani fabrycznego radia. Jest 6 poduszek, elektryczne szyby z przodu, elektryczne lusterka i centralny zamek.

Według powszechnej opinii niemieckie marki generalnie nie rozpieszczają klientów dostępnym bez dopłaty wyposażeniem. Do powyższego stereotypu nie pasuje Volkswagen Golf, który wyjściowo ma m.in. manualną klimę, radio, światła do jazdy dziennej i tylnej wykonane w technologii LED, blokadę mechanizmu różnicowego, komputer pokładowy, tempomat, asystenta HSA, podłokietnik.

Wiele osób marzy o modnym SUV-ie bądź crossoverze. Niestety, nabywca bazowej wersji chwalonego za styl Renault Captur (Life) musi wysupłać dodatkowe 3000 zł na klimatyzację i radio (pakiet promocyjny). W lepszej sytuacji są osoby zainteresowane zakupem Hyundaia Tucsona. Już w podstawowej wersji Classic wyposażonego m.in. w pełną elektrykę szyb i lusterek, wielofunkcyjną kierownicę i 16-calowe alufelgi. 

Laikowi mogłoby się wydawać, że im bardziej prestiżowa marka i bardziej luksusowy model, tym bogatsze podstawowe wyposażenie. Otóż niekoniecznie. Za Audi A6 trzeba zapłacić co najmniej 187 000 zł (1.8 TFSI 6MT Limousine). Dostaniemy za te pieniądze auto na kołach z obręczami ze stopów lekkich, automatyczną klimatyzacją, ksenonami, radiem z CD, wielofunkcyjną, obszytą skórą kierownicą, ale nawigacja, czy elektryczne ustawianie foteli wymagają już dopłaty. Jeszcze większe zdziwienie budzi stosunkowo bardzo krótka lista wyposażenia podstawowego Mercedesa klasy S za 422 000 zł (S350d 4Matic Sedan). Takie, wydawałoby się oczywiste udogodnienia, jak podgrzewanie foteli, adaptacyjny tempomat czy dostęp bezkluczykowy, figurują w wykazie opcji, pogrupowane w często bardzo kosztowne pakiety.

Podsumowując. Pominąwszy wyjątki na plus i minus, za absolutny standard wyposażenia każdego współcześnie produkowanego samochodu osobowego, niezależnie od marki i modelu, trzeba uznać (obok elementów obowiązkowych: ABS, ESP, czujników ciśnienia powietrza w kołach, sygnalizacji niezapiętych pasów bezpieczeństwa): obsługiwany kluczykiem centralny zamek, manualną klimatyzację, radio z możliwością odtwarzania plików MP3 (ale już nie zawsze z odtwarzaczem płyt CD), portem USB i wejściem AUX, minimum 6 poduszek powietrznych, elektrycznie regulowane lusterka i szyby w przednich drzwiach, regulowaną przynajmniej w jednej płaszczyźnie kierownicę. "Golas"? Jeszcze kilkanaście lat temu tak skonfigurowane auto uchodziłoby za luksusowe. Cóż, czasy się zmieniają. Z drugiej strony samochodów w bazowych wersjach i tak nikt lub prawie nikt nie kupuje. Ich zadaniem jest dobrze wyglądać w cennikach...

A wy? Bez jakich elementów wyposażenia nie możecie się obejść, a jakie uważacie za zbyteczne? Czekamy na wasze komentarze.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy