Zarabiasz 3700 zł brutto i chcesz kupić samochód

Każda wzmianka o średniej płacy Polaków, a zwłaszcza o jej wysokości, bulwersuje.

"Kto tyle zarabia?" - pytają rozgoryczeni ludzie zaliczani do tzw. "Pokolenia 1600 brutto" i ci, którzy z trudem wiążą koniec z końcem umowami śmieciowymi. Ale cóż, z twardymi danymi ekonomicznymi trudno dyskutować. Według GUS, przeciętne wynagrodzenie w przedsiębiorstwach, zatrudniających więcej niż 9 osób, wynosi około 3700 zł brutto. Dużo? Spójrzmy na te zarobki z punktu widzenia kogoś, kto chce kupić samochód. Nowy, prosto z salonu, bo używanych się wystrzega, bojąc się, że zostanie oszukany przez cwanych handlarzy.

Pracownik zarabiający brutto 3700 zł, dostaje co miesiąc na rękę, po odliczeniu podatku i składek na ubezpieczenie społeczne oraz zdrowotne, około 2650 zł. Rocznie daje to kwotę 31 800 zł. Jakie nowe auto można nabyć za takie pieniądze, czyli 12 średnich polskich pensji? Okazuje się, że wybór jest bardzo mały (wszelkie dane w niniejszej analizie pochodzą z cenników i konfiguratorów na stronach internetowych dilerów, według stanu na połowę lipca 2013 r.; nie uwzględniają doraźnych promocji, indywidualnych upustów i okazjonalnych rabatów)...

Reklama

Z góry zrezygnowaliśmy z przeglądania ofert sprzedawców Volvo, Alfy Romeo, nie mówiąc o Audi, Mercedesie, czy BMW. Tam klient dysponujący kwotą niespełna 32 000 zł nie ma czego szukać.

Najtańszy Volkswagen - trzydrzwiowy Up! z silnikiem 60 KM w wersji Take Up! Cityline - kosztuje 32 680 zł. Zabrakło niewiele, ale jednak.

Skoda jest marką czeską, ale należącą do niemieckiego Volkswagena. I tu jednak z 31 800 zł niczego nie kupimy. Ceny modelu Citigo zaczynają się od 33 590 zł, a popularnej Fabii od 35 650 zł.

Na najmniejszego i najtańszego Forda - produkowany w Tychach model Ka - wydamy minimum 33 300 zł. Fiesta to już zupełnie inna półka - jej ceny startują z poziomu 44 300 zł.

Do salonu Opla nie ma co się wybierać, nie mając przynajmniej 40 000 zł. Tyle trzeba zapłacić za trzydrzwiową Corsę z podstawowym silnikiem i najskromniejszym wyposażeniem. Nowość, mały, gadżeciarski Adam, kosztuje minimum 42 900 zł.

W siostrzanym Chevrolecie jest wreszcie coś, na co moglibyśmy sobie pozwolić! To Spark, samochód, jak twierdzą marketingowcy GM, o "drapieżnym wyglądzie". Z silnikiem benzynowym o pojemności 995 ccm i mocy 68 KM oraz pięciobiegową skrzynią biegów, za 28 990 zł (LS) lub 30 990 zł (LS+). W tej drugiej wersji wyposażeniowej dostaniemy wóz m.in. z radiem CD/MP3, elektrycznie sterowanymi szybami przednimi i centralnym zamkiem. Niestety, na opcjonalną klimatyzację (dopłata 2000 zł) już nam nie starczy. Jeżeli zdecydujemy się na uboższego LS-a, będziemy mogli zafundować sobie dodatkowo lakier metaliczny (1400 zł).

Zajrzyjmy teraz do salonów "koreańczyków". Bingo! Znajdziemy tutaj alternatywę dla Sparka w postaci Kii Picanto. Za trzydrzwiowe auto w kolorze białym lub niebieskim, z tegorocznej produkcji, napędzane litrowym silnikiem o mocy 69 KM, z komputerem pokładowym i sterowanym pilotem zamkiem centralnym, zapłacimy 30 990 zł. Na autoalarm (1000 zł), lakier metaliczny (1300 zł) czy klimatyzację (3000 zł) kasy nam już jednak zabraknie. O nieco większych modelach, Rio (od 39 990 zł) lub Venga (od 43 490 zł) przy założonej zawartości portfela nie możemy nawet pomarzyć.

Co ciekawe, nieco taniej jest u Hyundaia. Za model i10 1.0 Base chcą tam 30 190 zł (za identyczny pojazd z rocznika 2012 tylko 25 890 zł i jest to prawdziwy hit cenowy!). Za takie auto w wersji Classic Plus (m.in. z zamkiem centralnym i radiem sterowanym przyciskami na kierownicy) - 31 390 zł, a za Classic Klima (radioodtwarzacz, klimatyzacja) jeszcze mniej, bo 30 290 zł.

Skoro jesteśmy już w Azji, to sprawdźmy ofertę producentów japońskich. Nie jest dobrze. Najtańsza Honda (Jazz) kosztuje 52 300 zł, najtańsze Suzuki (Alto) - 36 900 zł, najtańszy Nissan (Micra) - 36 900 zł, a najtańsze Mitsubishi (Colt) - 33 750 zł. Chcąc stać się właścicielem Toyoty musimy mieć co najmniej 32 200 zł (Aygo). Niewiele, ale jednak trochę zabrakło...

Wracamy do Europy. Francuzi. Samochody "na f" powinny być tańsze niż wozy marek cieszących się w dorzeczu Wisły większą renomą. Nic z tego. Renault: zakup Twingo, w ofercie prezentowanej jako "Nadzwyczajna", zuboży nasze konto w banku co najmniej o 33 900 zł; cennik Clio zaczyna się od 40 950 zł. Peugeot: trzydrzwiowy model 107 kosztuje minimum 37 200 zł; 301, większy, ale lansowany jako "pojazd budżetowy" dla mniej zasobnych klientów, jest przynajmniej o 500 zł droższy.

Mając do wydania 12 średnich polskich pensji znajdziemy coś dla siebie w Citroenie. Będzie to model C1 z silnikiem 1.0 l o mocy 68 KM. Trzydrzwiowy kosztuje minimum 29 900 zł, a pięciodrzwiowy 31 700 zł. To jednak prawdziwe "golasy". Dopłacić trzeba za każdy, poza białym, lakier nadwozia (450 - 1500 zł), wspomaganie i regulację pionową kierownicy (1200 zł), radio CD (1500 zł), boczne poduszki powietrzne (800 zł), system ESP (2700 zł), klimatyzację (3000 zł), a nawet... drzwiczki schowka przed fotelem pasażera (dokładnie 181,87 zł). Kto przymierza się do zakupu nieco większego modelu C3 musi mieć co najmniej 44 400 zł.

I kolejna marka "na f", czyli Fiat. Przyczynił się do zmotoryzowania Polski, m.in. dzięki relatywnie korzystnym cenom. Ale to już przeszłość, choć i tu nie opuścimy salonu dilerskiego z pustymi rękami. Płacąc 30 990 zł możemy wyjechać z niego Pandą 1.2 8V 69 KM Easy, ale z ubiegłorocznej produkcji. Model tegoroczny w tej nieźle wyposażonej wersji kosztuje 33 700 zł. Najtańszy, Fresh - 31 990 zł.

Wreszcie największa nadzieja, czyli rumuńska Dacia. Niestety, i tu szału nie ma. Za najtańszy samochód tej marki - Sandero (lub Logan) 1.2 l 16 V 75 KM Access - zapłacimy 29 900 zł. Będzie to pojazd biały lub niebieski (lakier niemetalizowany), z ręcznie otwieranymi i zamykanymi przednimi szybami, bez centralnego zamka, chociaż z systemem stabilizacji toru jazdy ESC.

*

Ile, przy mocnym zaciskaniu pasa i zębów, można odłożyć miesięcznie, zarabiając średnią krajową i mając na utrzymaniu np. dwoje dzieci? Jedną czwartą pensji? Oznaczałoby to, że po czterech latach zbierzemy kwotę z trudem wystarczającą na zakup nowego samochodu, najczęściej bardzo małego, segmentu A, z podstawowym silnikiem i z podstawowym wyposażeniem, bez jakichkolwiek nowoczesnych bajerów. Aby kupić nowy pojazd o charakterze rodzinnym, czyli choćby kompakt (segment C), trzeba zgromadzić dwa razy większe pieniądze, czyli, przy wspomnianym na wstępie założeniu, oszczędzać... osiem lat! Kredyt? Trzeba go najpierw dostać, a potem spłacić. Wiele osób wychodzi ponadto z założenia, że pożyczanie pieniędzy na coś, co z dnia na dzień traci wartość, to czysta głupota. W naszych realiach taką postawę trzeba uznać za wielce racjonalną.

Z drugiej strony, 31 800 zł, czyli 12 średnich krajowych pensji, daje już za to sporą swobodę na rynku pojazdów z drugiej ręki. To tłumaczy, dlaczego tak mało sprzedaje się w Polsce aut fabrycznie nowych, a tak wiele - używanych.

*

Bardzo lubimy porównywać się z naszymi zachodnimi sąsiadami. No to porównajmy. Według Statistisches Bundesamt, czyli FederalnegoUrzędu Statystycznego, w 2012 r. średnia płaca brutto w sektorze przemysłu i usług wyniosła w Niemczech 3391 euro. Po odprowadzeniu podatków i składek w kieszeni przeciętnie zarabiającego Schmidta pozostaje (zależnie od jego sytuacji rodzinnej, tamtejszy system fiskalny jest skomplikowany) około 2000 - 2370 euro. Mnożąc tę kwotę razy 12 otrzymujemy 24 000 - 28 440 euro.

W niemieckich salonach samochodowych najtańszy VW Golf - 1.2 TSI Trendline - kosztuje, według oficjalnego cennika Volkswagena, 17 750 euro. Po jego zakupie ze średniej rocznej płacy wspomnianemu Herr Schmidtowi pozostaje zatem 6 250 - 10 690 euro. Są jeszcze jakieś pytania?

ZJEDŹ NA CHWILĘ NA POBOCZE

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy