Nowy podatek od aut!

Wygląda na to, że według polskiego rządu walka z kryzysem to walka z własnymi obywatelami.

W czasie, gdy inne państwa, a nawet niektórzy producenci samochodów, zachęcają klientów do kupowania nowych aut przy pomocy dopłat, polskie władze znalazły na to nowy, "lepszy" sposób. Kilkanaście dni temu przygotowując w redakcji teksty na prima aprilis zastanawialiśmy się, w jaki sposób można wypaczyć ideę dopłat do zakupu nowych samochodów. Nam wydało się to niemożliwe. Nie docenialiśmy jednak polskiego rządu...

Reklama

Jak podaje "Dziennik" na biurko ministra Jacka Rostowskiego trafiły założenia do projektu ustawy o podatku ekologicznym, który ma zastąpić akcyzę. Z informacji do jakich dotarła gazeta wynika, że podatek taki miałby być opłacany corocznie w wydziale komunikacji lub urzędzie skarbowym.

Co ciekawe, podatek naliczany będzie w różny sposób, w zależności od tego, czy dotyczyć ma pojazdu nowego, czy używanego. W przypadku aut nowych opłata ma być naliczana na podstawie emisji spalin. W przypadku samochodu używanego algorytm będzie również uwzględniał, podobnie jak w przypadku chorych przepisów dotyczących ubezpieczeń OC, pojemność silnika.

W najgorszej sytuacji są właściciele samochodów wyprodukowanych przed 1992 rokiem. Auta te nie spełniają żadnych norm emisji spalin. Niewiele lepiej będą mieli kierowcy, których samochody mają więcej niż 15 lat. W ich przypadku roczny podatek ekologiczny wynosić może nawet 3 tys. zł. Drżyjcie więc fani pełnoletnich fiatów 125p, fordów capri, BMW E30 i podobnych pojazdów, które zapaleńcy często trzymają w swoich garażach ze względów hobbystycznych, a które nie osiągnęły jeszcze wieku pozwalającego zarejestrować je jako zabytek (co w Polsce wiąże się np. z koniecznością uzyskania zgody konserwatora zabytków na każdy wyjazd zagraniczny). Wasz dwudziestoletni youngtimer, którego przez ostatni rok remontowaliście w swoim garażu kosztować was teraz będzie 3 tys. zł rocznie. Cóż, miłość to drogie uczucie...

Stawki podatku dla samochodów używanych uzależnione też będą od progu emisji spalin, jaki spełnia nasz samochód. Właściciele aut spełniających normę euro IV zapłacą mniej, niż ci, których auto spełnia euro III itd. W przypadku samochodów wyprodukowanych z początkiem XXI wieku, w wieku około 9 lat, roczny podatek wynosić ma ok. 500 zł.

Najmniejsze opłaty dotyczyć będą, rzecz jasna, samochodów nowych. W przypadku niewielkich aut małolitrażowych, jak fiat panda czy chevrolet spark, ma to być ok. 100 zł. Co ciekawe, niewiele więcej zapłacą obywatele chcący kupić samochodów z silnikiem powyżej dwóch litrów. Jak już wspominaliśmy, w przypadku nowych aut algorytm nie będzie brać pod uwagę pojemności skokowej silnika.

W zamyśle rządzących zastąpienie akcyzy podatkiem ekologicznym ma przyczynić się do wzrostu popytu na samochody nowe. Pamiętajmy jednak, że w przypadku aut o pojemności silnika do 2 litrów stawka akcyzy wynosi obecnie 3,1 %! Jeśli więc doczekamy się w salonach obniżki cen, w przypadku pojazdów z niewielkimi silnikami, nie będzie ona większa, niż 700-900 zł.

Co innego w przypadku aut, których pojemność skokowa przekracza 2 litry. Stawka akcyzy na tego typu auta wynosi dziś 18,6 %. Zakładając więc, że importerzy w cudowny sposób zmienią ceny swoich pojazdów można zakładać, że najbardziej opłacać się będzie kupno dużego, dobrze wyposażonego samochodu, z mocnym silnikiem. Auta, które kosztują dziś ok. 100 tys. zł., być może, będzie można kupić już za 90 tys. Biorąc pod uwagę średnią krajową w wysokości 3 tys. zł, przyznacie chyba, że to prawdziwa okazja... Wygląda na to, że polski rząd wprowadza w życie zmodyfikowaną ideologię Robin Hooda i Janosika: odbierzemy biednym i damy bogatym.

Podatek ekologiczny ma ograniczyć import do Polski złomu z zachodniej Europy i nakręcić sprzedaż samochodów nowych. W zeszłym roku sprowadzono do nas przeszło 1,1 mln używanych samochodów. Niedługo przekroczymy poziom 400 pojazdów na 1000 mieszkańców. Średni wiek pojazdu w Europie to 8 lat. W Polsce - około 14. Wypada tylko zauważyć, że Polacy wydają na samochody podobne pieniądze, co obywatele innych europejskich krajów. Średnio - około 10 pensji. Problem w tym, że przeciętny Polak za 10 wypłat kupić może co najwyżej dziesięcioletniego golfa. Niemiec wyjedzie z salonu nowym focusem. A więc Polacy lubują się w samochodach używanych nie ze względu na niechęć do dealerów, ale z powodu niskich zarobków! Eureka!

Istnieje jednak promyczek nadziei. Wciąż nie wiadomo bowiem, czy nowe przepisy obejmą samochody już zarejestrowane. Wprawdzie nasi urzędnicy mocno nad tym główkują, ale przepis taki byłby niezgodny z prawem unijnym, gdyż podatek objąłby samochody, za które zapłacona już została akcyza. Wiele wskazuje więc na to, że nowy podatek obejmie jedynie auta nowe oraz sprowadzane, za które nie zapłacono jeszcze akcyzy. To z kolei mocno ograniczy import używanych pojazdów, ale na pewno nie skłoni obywateli do szturmowania salonów. Wręcz przeciwnie - z obawy o wzrost cen pojazdów sprowadzonych, wiele osób pozostanie przy swoim aucie dłużej, co oznacza, że średni wiek auta w Polsce (14 lat) jeszcze wzrośnie.

Podsumowując - ekologom gratulujemy skuteczności. Ciekawi nas jednak, jaki procent podatku ekologicznego przeznaczony zostanie na ochronę środowiska? Podobny podatek - drogowy - płacimy przecież od wielu lat w paliwie, a stan nawierzchni na naszych szosach - dopóki pieniędzy nie wyłożyła Unia - wołał o pomstę do nieba.

Podsumowując - analitycy mieli niestety rację. Kryzys widać dziś na każdym kroku. Zwłaszcza ten umysłowy.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Auta | samochody | podatek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy