Wojsko znów chce zastąpić Honkera. To już się robi nudne...

Wojsko ogłosiło kolejny przetarg na następcę wyeksploatowanych Honkerów. To już czwarta (!) próba pozyskania nowych pojazdów dla żołnierzy na przestrzeni ostatnich czterech lat. Trzy poprzednie – z 2015, 2017 i 2018 roku – zakończyły się unieważnieniem postępowania. Czy i tym razem ambitne plany zastąpienia słynącej z usterkowości polskiej konstrukcji trafią ostatecznie do kosza?

Tym razem przedmiotem postępowania jest dostawa "samochodów ciężarowo-osobowych ogólnego przeznaczenia" w latach 2019-2022. Wojskowi planują zakup 610 egzemplarzy takich pojazdów. Na liczbę składa się 485 sztuk z zamówienia gwarantowanego oraz dodatkowe 125 egzemplarzy, których pozyskanie rozważane jest jako opcja. Wojsko chce, by w tym roku do jednostek trafiło 10 nowych pojazdów. Kolejnych 150 miałoby zostać dostarczonych w przyszłym roku. W latach 2021-2022 wykonawca miałby dostarczyć brakujące 325 aut. Wadium dla ubiegających się o państwowe zamówienie to 750 tys. zł.

Reklama

Podstawowym kryterium wyboru (60 proc.) pozostaje cena. Dodatkowe punkty poszczególne oferty uzyskać mogą m.in. za przedłużoną gwarancję, wyższą od wymaganej moc silnika czy lepsze wyposażenie i możliwości przewozowe pojazdów. Jakie są wymagania co do samych pojazdów?

Najważniejsza to możliwość przewożenia łącznie ładunków o masie minimum 250 kg oraz 5 osób wraz z kierowcą (opcjonalnie 7).  W dokumentacji przetargowej czytamy m.in., że: "Konstrukcja pojazdów i technologia ich wykonania musi zapewniać przebieg co najmniej 300 000 km bez wykonywania planowych czynności naprawczych". Auta muszą też być objęte minimum 24 miesięczną gwarancją (48 na perforację nadwozia).

Samochody napędzać ma silnik wysokoprężny o mocy minimum 110 kW (147,5 KM) spełniający co najmniej normę emisji Euro 6. Skrzynia biegów (ręczna, automatyczna lub półautomatyczna) ma mieć co najmniej 5 przełożeń do jazdy w przód.

W układzie przeniesienia napędu (4x4 z dołączaną przednią osią)  znaleźć ma się: reduktor i blokada co najmniej jednego mechanizmu różnicowego. Rozstaw osi określono na minimum 3000 mm, prześwit - na 215 mm.

Obowiązkowe wyposażenie to m.in.: wspomaganie kierownicy, ABS, ESP, asystent ruszania na wzniesieniu, podgrzewane lusterka, centralny zamek, komputer pokładowy i - co ważne - manualna lub automatyczna klimatyzacja obejmującą cały przedział pasażerski. O bezpieczeństwo dbać mają poduszki powietrzne (minimum 4 - przednie i boczne), o komfort - instalacja radiowa lub fabryczne nagłośnienie oaz nawigacja satelitarna na z mapami obszaru Polski i Europy w języku polskim (fabryczna lub przenośna). Do udziału w przetargu dopuszczone są nie tylko auta z nadwoziem typu furgon, ale również pickupy. Muszą one jednak posiadać pełną zabudowę przestrzeni ładunkowej.

Przypominamy, że sprawa znalezienia następców dla przestarzałych i wyeksploatowanych Honkerów służących w Wojsku Polskim to dziś palący problem (podobnie, jak np. kwestia okrętów podwodnych czy śmigłowców...). Pierwszy przetarg na 882 nowe terenówki dla polskich żołnierzy (kryptonim Mustang) rozpisano jeszcze w 2015 roku. Do wyścigu o państwowe zamówienie stanęła wówczas tylko jedna firma (oferta dotyczyła aut zbudowanych na bazie Forda Rangera). Po otwarciu kopert z ofertami (a właściwie jednej koperty) przetarg unieważniono. Kolejne rozpisano w lipcu 2017 i sierpniu 2018. Również one zakończyły się fiaskiem.

Otwarcie kopert z ofertami dotyczącymi aktualnego przetargu zaplanowano na 29 lipca bieżącego roku. Oznacza to, że ewentualni oferenci mają na przygotowanie oferty miesiąc. Złośliwi wytykają przedstawicielom koordynującej postępowanie 2 Regionalnej Bazy Logistycznej, że w opasłej dokumentacji zamówienia zabrakło informacji o dacie unieważnienia przetargu...

Warto pamiętać, że pierwsze Honkery trafiły na wyposażenie jednostek Wojska Polskiego w 1990 roku, czyli blisko trzy dekady temu! Uprzedzając komentarze osób, które nie miały z nimi większego kontaktu spieszymy wyjaśnić, że jakość tych wozów dalece odbiegała od, produkowanych równie długo Mercedesów Gelandewagen czy nawet Land Rovera Defendera.

Internetowa burza wokół jakości polskich terenówek rozpętała się w marcu, gdy na autostradzie A1 pod Włocławkiem dachował jeden z wojskowych pojazdów tego typu. Podróżujący autem żołnierze wyszli z niego o własnych siłach. Ostatecznie żaden z nich nie trafił do szpitala (dzięki temu zdarzenie zakwalifikować można jako stłuczkę, a nie wypadek).

W opinii policjantów winę za zdarzenie ponosiła usterka techniczna pojazdu. Od jadącego autostradą Honkera oderwać się miało tylne koło. W samym zdarzeniu nie byłoby może nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że - w opinii żołnierzy - tego rodzaju awaria to w Honkerze "standard"!

Problem polegać ma na źle zaprojektowanym (lub niewłaściwie wykonanym) mocowaniu półosi napędowych, które potrafią wysunąć się z mostu. Honkery mają sztywną tylną oś zawieszoną na resorach piórowych. Wysunięcie się półosi skutkuje więc nagłą utratą geometrii. Mówiąc obrazowo, koło wysuwa się w bok i przez jakiś czas pozostaje połączone z pojazdem. W efekcie kierowca nie ma żadnych szans na opanowanie nagłego zarzucania tyłem, co w połączeniu z typowym dla terenówek wysokim środkiem ciężkości Honkera kończy się  efektownym dachowaniem.

W tym miejscu warto wyjaśnić, że polska terenówka często określana jest przez użytkowników mianem "Madmaxa". Na taki przydomek zasłużyła sobie m.in. za sprawą kontyngentu w Afganistanie, gdy żołnierze zmuszeni byli na własną rękę "opancerzać" wojskowe pojazdy skleconymi naprędce płytami stalowymi czy... kamizelkami kuloodpornymi.

Paweł Rygas

Ps.

W marcu, tuż po wypadku Honkera na autostradzie A1, zwróciliśmy się do służb prasowych Ministerstwa Obrony Narodowej o dane dotyczące wypadków komunikacyjnych w Wojsku i metodologii badań technicznych wykorzystywanych przez armię pojazdów. Do dziś nie otrzymaliśmy w tej sprawie żadnej odpowiedzi...


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy